10 września 2015

Wykopki i błękit

 

Dzień dziś bardzo pogodny. Chmury były cukrową watą w dłoni Boga, a klon spod zielonych powiek rzucał powłóczyste spojrzenia topolom. Na polu pod topolami zbieraliśmy ziemniaki po wykopkach. Był Elf w gumowcach, Duży, Średni i Mały, który robił ziemniakom domki w zasuszonych łętach. Pan Ziemniak, pani Ziemniakowa i małe ziemniaczątka wydawały się zadowolone. 

Przypomniałam sobie, jak szkolnym osinobusem jeździliśmy na wykopki całymi klasami. Potem było ognisko i pieczone w popiele ziemniaki. Zapach dymu pamiętam do dzisiaj. Wiosną z kolei było zalesianie - takim żelaznym dziobem robiło się w ziemi dziury, a ktoś drugi umieszczał tam sadzonkę sosenki, by udeptać wokoło starannie nogami. W osinobusie zamiast siedzeń były deski. Jako prowiant mieliśmy kiełbasę w pętach i niekrojony chleb, a do picia kwas chlebowy.
Wykopki z archiwum Kłodawy
 Osinobus, źródło - wikipedia:)
 Patrząc w błękit zawieszam się na chwilę, czując w dłoni malutkie, okrągłe ziemniaki. Jakbym szła pod prąd Letą, nagle dziesięcioletnia.

Czy ktoś pamięta jeszcze wykopki? Zapach ognisk i baśni?


14 komentarzy:

  1. I przerzucanie gorącego ziemniaka z dłoni w dłoń....i lekko poparzone mimo to wargi....i buzie umazane popiołem....ech..., Kalino dzięki za kolejne "trącenie serca" :))
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  2. Wykopki, zapach palonych ziemniaczanych badyli i smak ziemniaków z popiołu to jedne z najpiękniejszych wspomnień mojego dzieciństwa. Dziś już niestety tak bardzo odległe. Kalinko niezmiennie jesteś moim przewodnikiem do własnych wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamietam wykopki, pamietam :) U jednych dziadkow, u drugich dziadkow, szkolne.
    Ziemniaki pieczone w ognisku, ciepla herbata i taniec w dymie :)
    Czlowiek byl smierdzacy, brudny ale bardzo szczesliwy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A czyż można zapomnieć obowiązkowe wykopki, smak kawy zbożowej i bułek z pasztetową :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten zapach ogniska, smak pieczonych ziemniaków...
    Pamiętam, gdy byłam jeszcze mała, ciotka zabrała mnie na pole w czasie kopania ziemniaków. Zawsze widziałam je szare, brudne, nieciekawe, pomarszczone. Dostałam do łapek motykę, żebym spróbowała sama coś wykopać. Grzebnęłam w ziemi i nagle ujrzałam złociste, jaśniutkie kule. Ten szok i zachwyt pamiętam do dziś. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W moich stronach jesień i wykopki to unoszący się wraz z dymem zapach prażonych ziemniaków. Nie chodzi tu o takie zapiekane w popiele ( ojjj zjadło by się takiego z masełkiem, na samą myśl ślinka mi pociekła;),ale przyrządzane w specjalnym kociołku. Można poczytać o nich u mnie http://niecodziennyzakatek.blogspot.com/2009/09/goscie-goscie-jesienne-smaki-i-zapachy.html
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wykopki - pamiętam. Szkolne. Jakżeśmy marudzili, jakżeśmy się obijali, jak zakrywaliśmy te ziemniaki glebą, żeby ich nie zbierać. Dużo śmiechu, dużo zabawy, mało, bardzo mało ochotniczej, socjalistycznej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja pamiętam wykopki w PGR koło Ustki. Byłem wtedy w Centrum Szkolenia Specjalistów Marynarki Wojennej.Wiele lat temu.W ramach "sąsiedzkiej" pomocy kursantów z CSSMW wysłano do tego właśnie PGR-u.Od kilku dni ciągle lał deszcz.Na polach było totalne bagno.Kilkunastu 'PGR-owców" i kilkuset nas marynarzy po kolana w błocie.Po omacku rękami wygrzebywaliśmy kartofle z błotnistej brei.Robota,że....hej. Ile tego dobra zostało w ziemi(?),tego nikt nie wie.A potem grochówka z kawałem kiełbasy zafundowana przez PGR. Palce lizać.A dzisiaj......Przyjedzie kombajn,wykopie i po......baletach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wykopkach klasowych byłam chyba tylko raz, ale za to pamiętam kopanie ziemniaków haczką. Jak jeździłam do rodziny na wieś, to kopałam ziemniaki na bieżące potrzeby. I mam przed oczami, wyrywanie łętów, potem umiejętne okopywanie rejki z dwóch stron, aby nie uszkodzić gul, zapach też czuję :))

    OdpowiedzUsuń
  10. A jakże, pamiętam wykopki te klasowe. Jeździłyśmy do gospodarstwa rodziców naszej klasowej koleżanki Kasi, aby pomóc przy ziemniakach, marchwi, selerach. Jej rodzice zaopatrywali we wszelkie płody rolne naszą kuchnię klasztorną i szkolną (kończyłam szkołę prywatną, prowadzoną przez zakonnice). Lubiłam te "wycieczki". Z końcem października sprzątałyśmy cmentarze i opuszczone groby.
    Teraz też kopiemy po sąsiedzku ziemniaki i pieczemy w żarze ogniska. W zasadzie nic się nie zmieniło. Tylko lat przybyło.

    OdpowiedzUsuń
  11. A kto mnie przygarnie na wykopki? W zeszłym roku własne pyrczątka miałam, żeby trochę tej radości zaznać :) Dziadków na wsi nie miałam, za moich czasów już szkolnych wypraw takich nie było... Ech. Muszę dziecku chociaż pyry w ognisku upiec, żeby mógł się popiołem umazać :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja każde wakacje na wsi spędzałem ale wykopki mnie zazwyczaj mijały bo rozpoczynały się na początku września gdy już do domu, do szkoły wracałem...

    OdpowiedzUsuń
  13. Dla mnie wieś zawsze kończyła się z końcem wakacji i wykopki znam tylko z Reymonta. Swoją drogą, u Ciebie też uwielbiam czytać o porach roku i tak się cieszę za każdym razem, że zupełnym przypadkiem znalazłam Twój blog z łuskaniem lata, wykopkami, chmurami, kwasem chlebowym w lato, gorącą herbatą i przysłowiowym Szekspirem w tle (on, jak wiadomo ogólnie, i z tła się przebije). :D
    Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję Wam za te wspomnienia - nacieszyłam się nimi jak skąpiec perłami.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)