04 września 2015
O dekadenckich pomidorach, wrześniu i zasadzie zachowania energii.
Lubię wrzesień. Lubię wyciąganie z szafy swetrów, herbatę z malinami, kosze z jabłkami i rosę rano, na trawie. Lubię kolory owoców i cukinie. Krople na pajęczynach. Pachnące wiatrem pranie, rozwieszane między winogronami. Nikt już nie pieli, bo nikomu się nie chce. Trawniki wyglądają jak hipisi, wyłysiali z jednej strony, z buddyjskim spokojem pozwalający zasypywać się brzozowym listkom. W oczku są glony, a kapustę coś zjadło z wdziękiem na ażurowo. Pomidory przemijają dekadencko. Uczę się stoicyzmu, jak co roku, zgodnie z wytycznymi pana Poniedzielskiego: " (...) jest na przykład zasada zachowania energii. Ja ją stosuje w ten sposób, że stosuję zasadę zachowywania energii na później."
Ale mogę wyciągnąć kasztanowe poncho i czuć się pocieszona, patrząc na las wokoło, świecący po deszczu jak szmaragdowy naszyjnik.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witaj Kochana Kalino dzień bez czytania Twojego pisania jest pusty i. smutny dziękuję że jesteś Luiza
OdpowiedzUsuńWitaj też Luizo:) Różnie z tym pisaniem bywa, dzisiaj na przykład czytałam, a dokładniej Lalkę w narodowym czytaniu w B., nie mogłam się oprzeć, bo Wokulskiego kocham:)) Ale staram się pisać jak najwięcej, bo to mi porządkuje świat, jestem nieuleczalnie narracyjna. I zawsze mnie zadziwia, że odnajdują się ci, którzy czytają to moje pisane zwyczajne życie. I je lubią:)
OdpowiedzUsuńPo prostu uwielbiam
OdpowiedzUsuń