02 lipca 2025

Ostatni spacer nad Loch Leven, do widzenia Szkocjo i wiersze Michaela Bruce'a.

 Michael Bruce

Wtedy przesypiałem noce, a spokój błogosławił moje dni;
Nie bałem się żadnej straty, ufałem swoim myślom
Żadne niespokojne pragnienia nie zakłóciły mojego spokoju;
Niebo dało mi zdrowie i poczucie sensu – nie prosiłem o nic więcej.  

 

               Michael Bruce Cottage and Garden, domek muzeum. Zdjęcia za stroną https://michaelbrucepoet.com/


 Krótko byliśmy w Szkocji. Pięć intensywnych dni. Poszliśmy wieczorem na cichy, pożegnalny spacer nad Loch Leven. Słońce zachodzi tu po 22, było jeszcze jasno, przez całą drogę spotkaliśmy tylko jedną małą grupkę turystów. Rozmyślałam dużo, o jeziorze i Michaelu Bruce, romantycznym poecie.




 
Szkocka pogoda, mżawka, chmury, wiatr, głaszczący policzki, wplątujący się we włosy. Loch Leven to dośc znane jezioro. Oryginalna, gaelicka nazwa to Loch Laobhann, kiedyś jezioro było o wiele większe, niemal dwukrotnie wyższy poziom wody, ale melioracja, kanalizacja i tak dalej. Na jeziorze jest siedem wysp, największa to wyspa świętego Serfa, tego, co się świętym Mungiem opiekował.  Na kolejnej wyspie jest zamek Lochleven Castle, związany z Mary, nieszczęsną królową Szkotów, gdzie ją więziono, mozna tam popłynąc promem.


Wokoło jeziora jest trasa spacerowa, licząca około 22 kilometry. Sporą częśc udało nam się przewędrować.Mnóstwo ptaków - przeczytałam, że Loch Leven gości 10% światowej populacji gęsi różowonogich. Do tego łabędzie, kormorany, gadwalle, puchardy i co nie tylko. Mają trzy gatunki roślin z czerwonej listy, 










 
Żegnam Szkocję wierszem Michaela Bruce'a, szkockiego poety. 
To poeta Bruce.
 

 
Zmarł w 1767 roku, był synem tkacza, pasł krowy jako dziecko, ale potem studiował łacinę i grekę, skończył cztery semestry na Uniwersytecie w Edynburgu, był ubogim nauczycielem, dorabiając do studiów,  potem został studentem teologii, a potem zmarł na gruźlicę w wieku 25 lat, napisawszy jedne z najpiekniejszych, szkockich wierszy. Tutaj, dla was, w moim skromnym tłumaczeniu Lochleven.

 
Pomiędzy dwiema górami, których przytłaczające szczyty,
zatrzymują szumiące chmury w ich wieczystym biegu,
leży przyjemna dolina. Na południu,
wąskie otwarcie rozdziela urwiste wzgórza,
przez które jezioro, które upiększa dolinę,
wylewa swoje obfite wody. Rozprzestrzeniając się,
i stopniowo rozszerzając, rozciąga się na północ
do wysokiego Ochil, z którego śnieżnego szczytu
strumienie, które sycą jezioro, spływają grzmiąco w dół.

Zmierzch drży nad mglistymi wzgórzami, kropi rosą;  
głosy ptaków stroją swą eteryczną nutę i budzą las,
jasny od szkarłatnych zasłon poranka,
Słońce pojawiające się w swojej chwale, rzuca
nowe, urocze szaty na niebo i ziemię.

O, teraz, podczas gdy natura uśmiecha się we wszystkich swoich dziełach,
 pozwól mi prześledzić twoje pokryte pierwiosnkami brzegi,
O Leven! I krajobraz rozciąga się wkoło.
Z radosnego Kinross, którego okazałe, kępiaste gaje
pochylają się nad jeziorem!
 
 Pozwól mojemu oku
wędrować po wszystkich różnorodnych pejzażach
Dzikich, żyznych pól i błyszczących strumieni,
aż do zniszczonego Arnot; lub wspinać się na szczyty
skalistego Lomond, gdzie
z ziemi tryska czysty strumień, a przez pokruszone skały
Dzwoni zabawnie. Ze szczytu góry,
Wokół mnie rozciąga się piękny widok! 
 
Zielone ogrodzenia, które obiecują umiłowanemu
Przyszłe zbiory; wielobarwne łąki;
Nawodnione doliny, gdzie bydło się chowa, a owce,
bielą się na połowie wzgórz; słodkie wiejskie farmy;

Lasy, wody i serce człowieka,
Wysyłają powszechną pieśń; to piękno jest - wszystkim.


Kalina przytula menhiry i historia Lilias Addie

 Marzenie miałam. Dotknąć menhira. Znaleźć się w prawdziwym kręgu kamieni, wiedziałam, że Craig na Dun, w którym Claire znajduje się w serialu i przenosi potem w czasie, jest fikcyjny. Kamienie wyrzeźbiono ze styropianu i pomalowano, znajduje się ta konstrukcja na prywatnej farmie Rannoch Moor. Ale ja chciałam prawdziwych kamieni! Starożytnych, porośniętych mchem, oddychających spokojnie eonami wspomnień. W Szkocji są starożytne kręgi, choć te największe zbyt daleko na nasze lokacyjne możliwości. Ale okazało się, że w pobliżu naszego Dunfermline są aż dwa miejsca, oba na prywatnych polach, bo Szkoci mają nonszalancki stosunek do turystów i specjalnie nie przejmują się, że ktoś gorąco pragnie dotknąć menhira.  Jeden krąg stał sobie na kartoflisku, zagrodzony drutem i płotem, widoczny z drogi ekspresowej, gdzie nawet nie dało się stanąć, bo nie było pobocza. Ale drugi... drugi odkryliśmy na pastwisku i popełniłam występek, by się tam dostać. Miły mnie podsadził przez druty pastwiskowe, pokonałam akr mokrej łąki, uszargałam spodnie do pasa w deszczu, minęłam zdziwione  krowy i oto jestem! Najpierw popatrzcie na moje szczęście, a potem wam opowiem, co to za kamienie.


 
 

 
Można je znaleźć jako Dunfermline Standing Stones, albo kamienie Tuilyies. Nie są kręgiem, ale grupą megalitów. Główny kamień stoi około 25 jardów od grupki trzech pozostałych.  Różnią się pochodzeniem i składem - trzy mniejsze to piaskowiec, duży to whinstone.Najciekawsze są pionowe żłobienia i rowki, nadające wielkiemu straznikowi kamieni wzoru muszli lub (profanacja skojarzeń) prążkowanego czipsa. Mimo erozji są widoczne, przypominają inne megality, nazywane Strzałami Diabła, w Yorkshire. 

 
Widok z innej strony 

 
Strażnik. Potęzny głaz jest zatopiony w ziemi, ma pręgi i otwory, osiem stóp wysokości, otwory są jakby niszami, co ciekawe, ludzie składają w nich "pamiątki", np główki kwiatów czy pensy. Nie przechodza na wylot, bruzd pionowych z jednej strony jest pięć, z drugiej cztery, dodatkowo z boku kamienia jest spore zagłębienie, jak rana w skale, zarośnięta porostami. 

 
Nazwa Tuilyies to zniekształcenie gaelickiego tulzie, oznaczającego bitwę. Podobno stoją na grobach wodzów te skały. Lub polu bitwy. Jakiej? O tym szumią trawy. 






 Z okolicą związana jest jeszcze jedna niesamowita opowieść - o Lilias Aidie/Adie/Addie, szkockiej kobiecie, skazanej za czary i pochowanej tutaj, w zatoce Fife. Hrabstwo Fife, nadmorskie, zamieszkałe przez prostych rybaków, było areną jednych z najzacieklejszych polowań na czarownice w Szkocji. Przeważnie starsze, mądre kobiety, lokalne znachorki i zielarki, samotne lub wdowy. Lily  też miała pecha zostać oskarżoną, torturowaną, umarła w więzieniu i została pochowana między kamieniami przypływu i odpływu, co więcej, zidentyfikowano w grobie ciało, przypisano mu imię, a nawet zrobiono rekonstrukcję twarzy, byśmy mogli wiedzieć, jak Lily wyglądała. Mroczne historie - opowieść z ciemnych czasów, wpisująca się w moje współczucie-współodczuwanie kobiet w historii. Opowiem wam o Lily Addie.

Nazwano ją Czarownicą z Torryburn. Miała około 60 lat, gdy ją aresztowano w 1704 roku. Była zielarką i uzdrowicielką. Sąsiadka niestroniąca od alkoholu oskarżyła ją o czary. Lily umarła po miesiącu tortur. Przyznała się do wszystkiego, co chciano, choć starała się chronić inne kobiety i nie sypać imionami. Zachowały się protokoły sądowe. Opowiedziała ze szczegółami historie o bladym diable, który ją uwiódł, sabatach, wyrzeczeniu się chrztu, ale gdy pytano o inne uczestniczki sabatów,  starała się podawać nazwiska osób już znanych i skazanych, prawdopodobnie - nie wiem tego, ale tak pisze się w artykułach o niej -  nie pociagnęła nikogo, ale tortury sprawiły, że zmarła w więzieniu, nieskazana jeszcze przez sąd, bez oficjalnej egzekucji, więc władze miały problem.  Pochowano ją więc w zatoce Torryburn i położono na niej półtonowy kamień oznaczający przypływy i odpływy, żeby diabeł nie mógł jej uwolnić.

Ale Lily nie zapomniano, jak innych. 

Archeolog Douglas Speirs i prezenterka oraz historyczka Louise Yeoman prześledzili historię jej pochówku. Opisano jej historię i podano światu.

 Zdjęcie i część historii ze strony myveggietravels.com

Kamień nadal leży. Ale ciała tu nie ma.

Złodzieje plądrujący groby odkopali jej szczątki, czaszka trafiła do Dunfermline, do antykwariusza o nazwisku Paton. Co ciekawe, miała zdrowe jak na 60latkę zęby. Potem przechodziła z rąk do rąk, ostatnio widziano ją w 1938 roku na wystawie, a potem zaginęła. Z trumny zszabrowano pamiątki - laskę ze srebrną opaską przy rączce i napisem Lilias Addie 1704. Z trumiennego drewna. Obecnie w muzeum w Dunfermline. 

 Cytuję za wikipedią:

"31 sierpnia 2019 r., 315 lat po śmierci Adie w areszcie, w Torryburn odbyło się nabożeństwo żałobne, a na jej grobie złożono wieniec, aby zwrócić uwagę na prześladowania, jakich te kobiety i mężczyźni doświadczyli w Fife podczas paniki związanej z czarami.

Rozważano również budowę stałego pomnika w Torryburn, poświęconego Lilias i innym kobietom prześladowanym w całej Szkocji".

 

Dwieście lat po jej śmierci wykonano zdjęcie jej szczątków,  a z tego zdjęcia nowoczesną technika obrazowania, zespół kryminologów z Dundee odtworzył twarz Lily. Tu jest historia rekonstrukcji https://www.bbc.com/news/uk-scotland-tayside-central-41775398

Popatrzmy na Lily, której szczątki leżały pod półtonowym kamieniem, nad którym szumiały fale. Przez eony historii ona patrzy na nas.

 


 

Miasteczko Culross i mnóstwo niemożliwości oraz zdjęć

 Jeśli ktoś oglądał Outlandera, to zna nazwę Cranesmuir. To fikcyjne miasteczko, położone niedaleko zamku Leoch, ale zdjecia do sporej ilości scen kręcono w wioseczce o nazwie Culross - no i mówiąc po podlasku, pojechali my tam.

Culross leży nad zatoką Forth,  jest zatopione w trawach, jeżynach, ma kręte, niesłychanie wąskie dojazdowe drogi i jest absolutnie śliczne. Naprawdę.

Ale najpierw o świętym Serfie i świętym Mungo.

Tak naprawdę Mungo nazywał się Kentigern, bardzo pięknie, po walijsku jeszcze bardziej elficko, bo Cyndeyrn Garthwyss, a w Szkocji nazywają go świętym Mungo, od słów fy nghu, czyli Mój Drogi. Jest jeszcze gaelicki odpowiednik Mo Cha, jakby było mało. Ale niech będzie Mungo. Gotowi na opowieść?

Matka Mungo była księżniczką i nazywała się Teneu. Została zgwałcona przez Yvaina, tego z dzieła Chretiena de Troyes, rycerza - mrocznego i legendarnego, nazywanego też Owainem, w legendach jego matką jest sama siostra króla Artura, Morgana Le Fay. Biedną Teneu ojciec zrzuca z klifu do morza za taką hańbę,  ale przeżywszy, ranna Teneu łódeczką, która sama podpłynęła do niej bez sternika i wioślarza, magicznie  przeprawia się przez zatokę Forth do Culross. Tu rodzi się Mungo, jej synek. OPiekę nad nim roztacza święty Serf, postać jeszcze bardziej niemożliwa - legendy szkockie sa absolutnym zlepkiem niemożliwości, jak napisał David Farmer. Otóż  Serf jest synem króla Kanaanu Eliuda i Alphii, córki króla Arabii, był papieżem w Rzymie przez siedem lat, potem opuścił urząd, nawracał Galów i Brytów, potem przybył do Szkocji, spotkał opata Iony, na piktyjskiej wyspie Fife zalożył klasztor, ale jako opat był całkiem żwawy, bo zabił dręczącego okolicę smoka swoją pasterską laską. No. Został pochowany w Culross, w kaplicy św. Munga, którym się opiekował do śmierci jako przybrany ojciec. Mungo był legendarnym założycielem Glasgow przy okazji.  A Culross wygląda tak.

 
Te brukowane uliczki są z XVI wieku. A to opactwo - to jedno zdjęcie nie moje, ale wrzucam dla panoramy, ze strony https://thehazeltree
 

Opactwo słynęło z produkcji ksiąg, zamawianych na królewski dwór. Przetrwały ruiny i kawałek świątyni, należącej do  Church of Scotland. Ale to, co zostało, jest przecudnej urody. I takie coś napisano na furtce :)
 







 
Stokrotki Roberta Burnsa 

 
Kocham stare kamienie i stoję na kolumnie









W środku odkryliśmy najdziwniejszą kryptę, jaką w życiu widziałam - marmurową rodzinkę. 

 

Grób należy do lokalnego potentata w wydobyciu węgla i dobroczyńcy, sir George'a Bruce'a i jego żony Małgorzaty. Popularne w Szkocji imiona:) To do niego należał szafranowy dom, który w serialu grał  Pałac Leoch, a alabastrowe niesamowite rzeźby przedstawiają jego ośmioro dzieci modlących się za ojca i matkę. Tak to wygląda - detale porażają, koronkowe kołnierze i loki z alabastru są cudem świata.






Ten pan uprawiał podmorskie górnictwo, gościł króla, produkował sól dzięki technologii odsuszania wody morskiej, a potem został skarbnikiem królewskiej kopalni srebra w Hilderston. Był też finansistą, armatorem statków, pływał do Islandii i był absolutnie niemożliwy. A to jego dwór w Culross:)
 

 
 
Nie byliśmy w środku, zabrakło czasu na zawiedzanie, ale znalazłam w sieci kilka zdjęć.
Oryginalne, malowane sufity, wyposażenie z epoki i klimat Outlandera:)


 A propos Outlandera, to samo miasteczko grało w kilku odcinkach, głównie rynek, kamienica The Study, pałac i ogrody, więcej można poczytać na blogu szkocki. pl, gdzie ja szukałam informacji przed zwiedzaniem:)
 
















 A tu dla porównania kadry z serialu, już z magią filmu i strojami z epoki:)
Z sieci.
 

 
 
Na potrzeby serialu przemalowano kamieniczki na szroniebiesko:)
 
 
 
Ale pałac został żółtoszafranowy, na szczęście:) 

 
A w nastepnym poście jedziemy do kamiennego kręgu i przytulamy menhiry:)