18 czerwca 2017

O porankach, wieczorach, Prouście, wspomnieniach i planach.

Kiedy budziłam się na wakacjach, w domu dziadziusiów, po ścianach i firankach tańczyły słoneczne plamy. Pamiętam tę mozaikę, przesianą przez liście starych orzechów. Światło i cień, kołyszące się lekko, zmienne, efemeryczne kształty, lusterka wędrujące po ścianach, szybie, po starym lustrze, nakrytym szydełkową serwetką.
Jak magdalenki Prousta, jak ulotny zapach, wraca to wspomnienie zawsze, gdy otwieram oczy i słoneczne zajączki wędrują  po bieli firanek.
Lato. Czytam Prousta. Na znikomej, tańczącej, słonecznej smudze dźwiga się budowla moich dziecinnych wspomnień.

Po zniszczeniu rzeczy, kiedy  z dawnej przeszłości nic nie istnieje, wówczas jedynie zapach i smak, wątlejsze, ale żywsze, bardziej niematerialne, trwalsze, wierniejsze, długo jeszcze, jak dusze przypominają sobie, czekają, spodziewają się - na ruinie wszystkiego - i dźwigają niestrudzenie na swojej znikomej kropelce olbrzymią budowlę wspomnienia.




Rano, na trawie jest rosa, za oknem klezmerska orkiestra szpaków i stepujące po parapecie muchy. Czasem jedna, uparta, zbudzi nas już o czwartej, nieustepliwie bombardując uciekający sen. Światło za szybą. Jaśmin pachnie.
Za tydzień wakacje.
Nie chce mi się wierzyć, że te wszystkie tegoroczne  jesienie, zimy, wiosny już za nami. Że naprawdę mam miskę czereśni, w szklarni kwitną pomidory i mogę boso wędrować cały boży dzień. 
A jednak!
Wieczorem okno wygląda tak.




Mam gdzieś na świerkach gruchacza - gołąb grzywacz codziennie daje koncert nostalgicznym  puhuuuuu, puhuuuuu.
Napisane, co miało być napisane. Jutro rada. Potem tylko wypisywanie świadectw.
I otworzymy wielką wakacyjną księgę pięknych dni. mały już planuje, do jakich wioseczek zrobimy rowerowe wyprawy. Chciałabym pojechać szlakiem zamkniętych, wiejskich szkół, kiedyś było ich pełno w okolicy.
Z kwiatowych wieści - rozkwitły róże. Mary Rose i Królowa Elżbieta. Królewsko w Kalinowie:)





Tegoroczne wakacje spędzam w domu. Mam oskomę na robienie przetworów, nieśpieszne wycieczki, poranki, jedzenie późnych śniadań, pielenie i podlewanie. Przyjmowanie gości i pieczenie szarlotek. 
Będę Kaliną domową. Może popiszę. Może przemaluję jakieś drzwi. Nic na siłę, nic, że trzeba.
Może poczytam Prousta.
Tak ładnie przecież napisał:

Nie dostaje się mądrości w darze, trzeba ją odkryć samemu po wędrówce, jakiej nikt nie może podjąć za nas ani jej nam oszczędzić, bo ona jest spojrzeniem na świat.


4 komentarze:

  1. Kiedyś w wiejskich szkołach, w wakacje były schroniska młodzieżowe. 43 lata temu wędrowaliśmy po Beskidzie Sądeckim, od wiejskiej szkoły do następnej wiejskiej szkoły i tak przez dwa tygodnie :)
    To zdanie Prousta bardzo prawdziwe!
    Twoje wakacje Kalino niech będą takie o jakich marzysz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I mnie się te ostatnie cytowane słowa Prousta składają w całość z ostatnimi doświadczeniami. Plany wyprawy śladami zamniętych wiejskich szkół brzmią bardzo romantycznie... Chętnie bym w takiej wzięła udział:)
    U mnie jedna rada juz była, następna w czwartek, a świadectwa piszemy komputerowo, i z tym jest wiele ambarasu, niestety.
    Pozdrowienia z Małopolski:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę, że każdemu człowiekowi przynajmniej raz w roku przyda się dwa lub trzy dni bycia tylko ze sobą - bez rodziny, ukochanych dzieci, cudownego męża, miłych sąsiadów, przeuroczych przyjaciół. Wszak człowiek sam się rodzi i sam umiera, mimo że jako istota ludzka jest też elementem społeczności. Poddaję to pod rozwagę

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)