08 czerwca 2012

Zapach piwonii, Wielki Guslar i samotnosć

Zapachniało piwoniami z ogródka, który mijałam na rowerze, ciągnąc wiklinowy kosz z zakupami. Był ranek, ciepły, zamglony, miasteczko budziło się leniwie, ktoś szedł w oddali z zieloną torbą, z której wystawał szczypior, z cerkwi dzwonił dzwon, a ja byłam szczęśliwa.
Zapach piwonii.
Stoją na moim biurku, zaglądając mi przez ramię, gdy piszę- piwonie od mamy, z mamowego ogródka, ścięte starym sekatorem.
Nie ma innego zapachu, który kojarzy mi się tak bardzo z czerwcem, poza jeszcze jaśminem, który splatam w wianki i suszę na zimowe smutki. Ale piwonie mają w sobie coś, co mnie chwyta za serce i ściska, że braknie tchu.
Piękno. Czytałam kiedys opowiadanie- nie pamiętam czyje, choć w mózgu mi pika, że może Bułyczowa- o czlowieku, który wstał za wcześnie rano. Wyszedł z domu o dziwnej porze, szedł przez uśpione miasto, jechał tramwajem, potem kolejką podmiejską za miasto, na małą stacyjkę. NIgdy nie widział tak bardzo piękna świata, jak wtedy; z ostrością słyszał wszystkie dźwięki, stróża, 'pokrywającego szelestem miotły asfalt ulicy', widział rosę na liściach, kolor nieba, a na małej stacyjce, na drewnianym peronie, leżała biała piwonia. Podniósł ją, poszedł do jakiegoś małego domku w bzach, wszedł tam- nie wiedział czemu- a tam czekał cały zespół naukowy, którego był członkiem, bo wymyśleli maszynę 'przyzywającą' telepatycznie czlowieka i zrobili na nim eksperyment. I wtedy on poczul rozpacz, bo myślał, że on sam wstał, sam z siebie, a tak oni go okradli z tego piękna, które- jak myślał- odkrył w sobie....
Czułam się jak ten człowiek.
Odkrywałam piękno, dzięki zapachowi piwonii.
A propos opowiadań, to Kiryła Bułyczowa polecam wszystkim, cykl o Wielkim Guslarze, miasteczku, gdzie nader często lądują mieszkańcy obcych planet, a miejscowi ze stoickim spokojem koegzystują w tym szaleństwie. Emeryt Łożkin, oraz Korneliusz Udałow jest moim faworytem- i opowiadanie 'Trzeba pomóc".




Korneliusz Udałow siedział w domu i oglądał telewizję. Na dworze było parszywie. Siąpił deszcz, hulał wiatr, mokre liście fruwały po ulicy. Słowem, pogoda była taka, na jaką dobry gospodarz psa z domu nie wypędzi. Żona Ksenia wzięła dzieci i poszła do przyjaciółki mieszkającej po drugiej stronie ulicy. A Udałow został. Program był tak nudny, że chciało się wyć albo wyłączyć odbiornik i iść spać. Ale Korneliusz był za leniwy, żeby wstać z fotela. Kiedy jednak wreszcie zdecydował się i nacisnął guzik, w pokoju pojawiła się istota z trzema nogami, czerwonymi oczami i w okularach.
- Dzień dobry - powiedziała po rosyjsku, ale z silnym obcym akcentem. - Wybaczcie mój wymowa. Ja uczyłem wasz język na gwałt. Nie niepokójcie się mój zewnętrzny wygląd. Ja można siąść?
- Siadajcie - powiedział Udałow. - Jak tam na dworze, siąpi jeszcze?
- Ja prosto z kosmos - powiedziała istota. - Leciał w siłowe pole. Deszcz nie moknie.
- I po co wam taki kłopot? - zapytał Udałow.
- Ja wam jestem przeszkodzony?
- Nie, i tak nie ma co robić. Opowiadajcie. Herbaty się napijecie?
- To dla mnie być gwałtowna trucizna. Nie, dziękuję.
- Racja, jeśli szkodzi, to nie pijcie.
- Ja umierać od herbata w konwulsje - przyznał się gość.
- Dobra, obędziemy się bez herbaty.
Istota podkurczyła pod siebie wszystkie trzy nogi, wskoczyła na fotel i wyciągnęła przed siebie łapkę z mnóstwem pazurków.
- Udałow - powiedziała z naciskiem. - Trzeba pomóc. 

Zostawiając na boku problemy Korneliusza Udałowa, piwonie i moje wiosenne zachwyty, powiem, że: Średni dostał nagrodę za konkurs plastyczny, Mały zachorował na anginę i z bólem najpiękniejszy tydzień maja przesiedział w domu, Duży chodzi swoimi drogami jak kot, a ja napisałam kilka piosenek (teksty) i jedną nawet wrzucam tu, coby posłuchać. Nosi tytuł Samotność i mam nadzieję, że wam się spodoba...

1 komentarz:

  1. Ja też czytam Bułyczowa i zaśmiewam się do łez. Trochę podobny klimat mają historie o Jakubie Wędrowyczu, ale Bułyczow ma jeszcze tę fantastyczną atmosferę absurdu rodem z Sowietów. Nie do podrobienia;) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)