- Pochmurny dzień - powiedziałam, patrząc za okno na uganiające się po krzaku bzu sikorki. Odkąd postawiliśmy tam ptasią stołówkę, okolice okna sypialni stały się bardziej popularne niż Piąta Aleja w Nowym Jorku.Naliczyłam dzisiaj rano siedem sikorek, a także dżentelmena z pomarańczowym gorsem, czyli rudzika.Mały jest zachwycony. Teraz oderwał się od malowania mapy jakiejś swojej baśniowej krainy i zapytał mnie ciekawie:
- Czemu mówisz pochmurny, mamusiu?
- Bo niebo jest zachmurzone.- wyjaśniłam.
- No to powinien być zachmurny.- logika dziecka jest zawsze rozbrajająca - Pochmurny jest wtedy, jak niebo jest pochmurzone.
- Aha. Ale mówi się pochmurny.
- A dlaczego nie chmurny? Mówi się, słoneczny, a nie posłoneczny.
Dalsza częśc rozmowy była popisem elokwencji sześciolatka, który uświadomił mnie, że aby było sprawiedliwie i aby wyczerpać wszystkie możliwości, dzień powinien być chmurny, zachmurny, pochmurny, przedchmurny, zachmurny, a nawet podchmurny i nadchmurny.
Niesamowita jest dusza lingwisty w dziecku. Średni tez kiedyś domagał się kiedyś, by na filiżankę mówić herbacianka albo kawanka, bo się z niej pije herbatę i kawę, a nie jakiegoś filiża.I dopytywał się, co to jest ten filiż od którego nazwano naczynko.Jak go poinformowałam,że słowo prysznic pochodzi od nazwiska Vincenza Priessnitza z Graffenbergu, który owo urządzenie do hydroterapii wymyslił, to potem ciągle mnie męczył: a wannę mamo kto wymyślił? Pan Wann?
Jest wiec pochmurny czwartek, słucham New Jork in June, patrzę na sikorki, mysle o prysznicu i filiżankach i dobrze mi. Wczoraj rozebraliśmy choinkę, Mały gorączkował w nocy a placki ziemniaczane, które zrobiłam na kolację, znikły w kilka minut.
Dzisiaj słońce wschodziło jak rozżarzony pieniążek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że zostawisz ślad :)