13 listopada 2020

Sto mil ciszy

 "Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy."

Nigdy nie jest tak cicho, jak w listopadzie, no może w lutowy czy styczniowy mróz, w wygwieżdżoną noc.  Gołębie nie gruchają na świerku. Czasem sroka skrzeknie, rozweselają tą szarość  tylko cytrynowe kamizelki sikorek na coraz bardziej bezlistnych bukach i modrzewiach. Liście są już mokre, nasycone deszczem, brązowe i szare. Nie szeleszczą. Pod drzewami i na mokrych pniach dziwne, hatifnatowe grzyby. Tylko mech tak zielony, że aż boli. Las i ogród nigdy mnie nie męczy, mogę czuć się jak Filifionka, co spadała calkiem sama z własnego dachu. Mogę wyjść w przerwie między lekcjami i przynieść ze szklarni pomidorów - jeszcze dojrzewają, ale powolutku, leżąc na półkach i wisząc na nielicznych jeszcze owocujących krzaczkach. Ale jestem dumna, że prawie piętnasty listopada, a pomidory ciągle są. Mimo ostatnich dwóch dni przymrozków, które nastroszyły trawie fryzurę pierwszym szronem.




 
Tak przykryte kołderką nasze zagonki. Żadnego przekopywania nie było, wyrwałam tylko ostrożnie to, co zmarniało i zakończyło żywot, zostawiłam pietruszkę, której chłody niestraszne i kępkę zuchwałych porów.
 

Skrzynie czekają na wiosnę. Też je okryję kołderką liści z aktinidii i winogron, tylko muszę je zgrabić i nanosić, a dzisiaj i wczoraj zimny deszcz i cztery na plusie. Czekam na lepszą aurę.


Jabłuszka przymarzły, ale z kilku zrobię syrop. Lubię ich goryczkę. Lubię listopad, bo mogę nosić swoją czerwoną chustę. Niebo jest siwe,  brzozy zgubiły sukienki, ale buki i modrzewie właśnie teraz mają najbardziej bursztynowe i złote fryzury.




 
A to pomidorowe żniwa. Wyjątkowo łaskawy dla pomidorków ten rok. Tyle, że słodyczy lata już w nich nie ma,  ale jak je podduszę z papryką, cebulką czosnkową i kukurydzą, obiad palce lizać.

 

 
 
A to listopadowe róże. Dają radę:) Pelargonie też wypuszczają mnóstwo nowych pączków, a nie wnoszę ich do domu póki co, więc towarzyszą dyniom. Dynie sukcesywnie zjadamy. Dyniowa zupa z kurkumą jest absolutnie wspaniała.




 
Teraz będzie dużo kota, kominka, kota przy kominku, bo takie sa listopadowe przyjemności i koty nie przeszkadzają w celebrowaniu ciszy stumilowego, listopadowego lasu.
A już niedługo zacznie się czas światełek, zimy  i zielonej jedliny, więc zamierzam listopadowe dni przewędrować dokładnie i sumiennie, ciesząc się każdą chwilą ciszy i odpuszczania sobie. 
Wszyscy zasłużyliśmy na spokój, na dojrzewanie i zwijanie się w kłębek.









10 komentarzy:

  1. To wszystko prawda, ale kot zawsze zasługuje bardziej, dlaczego tak jest? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że to jego zapłata za mruczenie:)

      Usuń
  2. Od samego planowania waszych prac ogrodowych w nowej szklarni i na zagonkach jestem i z wami podziwiam wasz urodzaj. Mam pytanko czy sprawdziły się grządki w skrzyneczkach ( jeżeli nie mylę się, to tam były ogórki), i jak przechowujesz zima pelargonie? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem ogórki się sprawdzily, ale fasola pnąca szparagpwa była zbyt ekspansywna i zerwała siatkę, miałam problem z odplątaniem. Po ogórkach dobrze rósł szpinak jesienny i sałata. Dobrze też między ogórkami sprawdziła się bazylia grecka.
      Pelargonie wstawiam na okno do zimnego pokoju:)Przycinam i rzadko podlewam.

      Usuń
  3. Cieszę się ze odkryłam Twój blog.
    Tyle tu inspiracji. Tyle radości potrafisz przekazać w tym szarym miesiącu .
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. spokojne słowa w trudnych czasach... można czerpać... jak z innego świata...skonczylam książkę, szukam kolejnej, w tle cicho gra muzyka, pies wyciągnięty śpiocha obok...taki listopad przesyłam ciepłe myśli

    OdpowiedzUsuń
  5. Mieszkam po drugiej stronie Polski (Poznań) i twój blog jesienią i zimą pokazuje mi, co będzie u nas za 2 tygodnie, a wiosną i latem, co było u nas 2 tygodnie temu. W pierwszym przypadku cieszę się, że jeszcze mam czas (np. na pożegnanie kolorowych liści, bo u nas drzewa niektóre jeszcze nawet całkiem zielone), w drugim mogę sobie przedłużyć miłe chwile wspominając. Czyli, jakby nie było, Twój blog niesie mi radość ;-) Buziaki i ściski z wciąż pełnej liściowego splendoru Wielkopolski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Do borów przymrozki jeszcze nie dotarły i nadal nocami grasują jeże. Strach wychodzić na dwór.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)