26 listopada 2020

Światła ludzkich domów

 Światła ludzkich domów ciągle jeszcze ciepłe.

Nie pamiętam, czyj to wiersz, ale często mi sie przypomina, gdy wracamy z Miłym do domu z podróży, a z nocnych bezkresów między rzeką, niebem a puszczą wybiegają lu nam koraliki świateł Kalinowa, rozciągnięte wzdłuż rzeki, jak paciorki.

Albo, gdy patrzę na wielkie, uśpione miasto z połyskającymi kaskadami okien wieżowców.

Albo, gdy opieram stopy o brzeg kominka, a ogień mruczy jak kot.

Albo, gdy wędruję Kalinowem i widzę domy, które już zamknęły oczy i w których światełko zgasło.

 


Domy odchodzą razem z ludźmi. Tu ktoś mieszkał, już go nie ma, tu pan Gienek, który pożyczył mi książkę Danikena, a tu małżeństwo, on zawsze strzygł lipy na kulki, ona gracowała róże. To była żydowska piekarnia, babcia mówiła, że żona piekarza nazywała się Lea, a tam był zakład fotograficzny, w domu, który zburzono pod mini market Dom i ogród. Market też już zbankrutował i stoi pusty. Tu był sklep rybny a tam stary urząd gminy. Babcia tam pracowała na stareńkiej maszynie do pisania.

 


Urodziłam się tu, mieszkam całe moje kalinowe życie. Oprowadzam wycieczki dzieciaków i opowiadam, że ta ulica istnieje pięćset lat, nawet nazwa się nie zmieniła, a tam był cheder i kino Melodia, a tam okrąglak, na którym napisano wielkimi literami kiedyś: Program Partii Programem Narodu. Potem wisiała tam reklama Coca Coli a teraz zakładu pogrzebowego.



 

Domy odchodzą z ludźmi, albo  przeżywają ich, trwają, a potem osypują się w popiół klepsydry. Przeczytałam, że nasz powiat jest najszybciej wyludniającym się powiatem w Polsce. Patrzę na wykresy - w ciągu dekady gęstość zaludnienia spadła nam o dziesięć procent. Czyli co dziesiątego człowieka nie ma.

W Kalinowie jest tylko jeden duży zakład pracy.  Kiedyś to było miasto królewskie, z traktem bielskim, z portem, mostem trójczłonowym i historią sięgającą piętnastego co najmniej stulecia. Dzisiaj domki zamykają oczy.



 

Jest cisza, ulice pustawe, we wtorek na rynku jeden, dwa stragany. Światła końca listopada są łaskawe, a jak śnieg spadnie, będziemy wyglądać jak w narnijskiej baśni. Kopuły cerkwi pod śniegiem, rzeka skuta lodem. Puszcza szumi, rzeka szepcze. Kretowiska w blasku, wiatr od ugorów.

A dzisiaj u nas mróz, uroczysta cisza poranka, szron na trawie i ogień w kominku. Zrobiłam sobie malutkie, malutkie dekoracje. Tak dla przyjemności. I ciemnych ranków. Pocieszające, gdy ogień jest jak bijące serce domu.









5 komentarzy:

  1. Och!!! Jak melancholijnie... jak smutnawo... ale jakże prawdziwie i z serca płynące :) Przepięknie myśli przelałaś na klawiaturę, przepięknie :) Ileż emocji i moich czytelnika.
    U mnie też dzisiaj mróz... kiedy popatrzysz przez okno, pomyśl proszę, że ja mam taką samą pogodę i możemy uchodzić za ,,dalsze" sąsiadki :)
    Wszystkiego dobrego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie widzisz świat i pięknie go pokazujesz. Te stare domy są najpiękniejsze na świecie. Ten narożnik z łączeniem na jaskółczy ogon, stare okucia, tak żal jest odchodzącego świata, który nie wróci jak wiosna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam czytać Twoje wpisy. Koją. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaglądam tu od dłuższego czasu. Życie postrzegane z mojej perspektywy... Piękne teksty, klimatyczne fotografie. I trzech synów, podobnie jak w moim domu, tylko Elfa jeszcze nie mam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam tę wycieczkę między domkami w Kalinowie, koło cerkwi, nad rzekę, do kościoła. Heh, marzy mi się, żeby kiedyś jeszcze pójść tam z Tobą na spacer... Może kiedyś? 💕

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)