20 sierpnia 2018

Trawy śpiewają na Lindisfarne




Kiedy piszesz opowieść, masz jeszcze pod powiekami to wszystko, widoki, kolory, czujesz zapachy, słyszysz szum morza i krzyki mew. Jeszcze żadne słowa nie zostały wypowiedziane i zapisane, więc pamięta się wrażenia, samo bycie, samo przeżywanie. Potem będę pamiętać już swoje słowa i opowieść. Zamiast. Ale nie ma innego sposobu, żeby to posłać dalej, nie zostawić w sobie, by powoli zakurzyło się i zasnęło, jak motyl między ramami okna, zamknięty na zimę. Więc opowiadam - najpierw była Lindisfarne.






Zamykam oczy i przypominam sobie. Jak to jest, stać na wyspie, odciętej zwykle morzem, a dostępnej z lądu tylko dwa razy na dzień, przy odpływie? Na wyspie, na której w roku 636 stawiał swoje stopy mnich Aidan z Iony, nazywany apostołem Northumbrii? Aidan słyszał te same trawy, jak śpiewają wieczną piosenkę na Lindisfarne. Imię Aidan - Áedán - oznacza ogień, płomień. Klasztor założony przez Aidana przetrwał na wyspie skał, traw i mew do roku 793, kiedy to splądrowali go wikingowie, co było kamieniem milowym najazdów wikingów na Brytanię. A to tutaj biskupem był św. Cutbert, tu napisano przepiękny ewangeliarz z Lindisfarne. Tak, to ten...


... - wyobrażam sobie, jak iluminowano go pracowicie przy krzykach mew, przy oknie otwartym na kamienisty brzeg. Według legendy św. Cuthbert tak zatopił się w modlitwie, że zaskoczył go przypływ na brzegu a potem łabędzie i wydry musiały osuszać jego szaty. Uwaga! Zapamiętajcie wydry, jeszcze będzie o nich w moich opowieściach.

Zdążyliśmy przed przypływem obejrzeć Lindisfarne, zwaną też Holy Island.












Na Lindisfarne jest też zamek obronny na wzgórzu, małe miasteczko, w całości żyjące z turystów i nawet farmer, od którego kupiliśmy truskawek i śliwek i wiejskie jajka. Turystów jest sporo, ale nie przeszkadzają sobie. Ludzie rozchodzą się po wyspie, nie śpieszą. Niektórzy leżą w trawach. Jedzą kanapki, patrzą w morze, zbierają coś w wodorostach. Wędrują kamienistymi dróżkami, pstrykają zdjęcia różom w kamiennych portykach, siedzą w małej kaplicy. Jest cicho. Szumią śpiewające trawy. I morze.




Resztki splądrowanego w VIII wieku klasztoru.



Ze szczytu skał wygląda to tak.


A z bliska tak.





 A to przemiły farmer


I spokój w sielskich ogródkach




 Sir Walter Scott napisał o Lindisfarne poemat. I nie tylko on, ale jakoś pasują tu te słowa:

Dry-shod, o’er sands, twice every day,
The pilgrims to the shrine find way;
Twice every day, the waves efface
Of staves and sandalled feet the trace.
As to the port the galley flew,     
Higher and higher rose to view
The castle with its battled walls,
The ancient monastery’s halls,
A solemn, huge, and dark red pile,
Placed on the margin of the isle.


11 komentarzy:

  1. Och, nie sądziłam, że Lindisfarne istnieje naprawdę... A jednak...
    Aneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniała wycieczka, piękne zdjęcia.:) Bardzo Ci dziękuję Kalinko za wirtualne zwiedzanie.:) Serdeczności.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Whether you stay or go, you hear
    The water brushing at the threshold...

    OdpowiedzUsuń
  4. Klasztor mogliby odbudować i uczynić w nim centrum medytacji, bo miejsce idealnie nadaje się do tego

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym aby tego typu zabytki zaczęły byc odbudowywane ale nie na hotele ale na przykład do dalszego użytkowania, czy muzea... szkoda tej całej historii. Historyczne budowle powinny mieć prawo do dalszego istnienia w czasie pokoju, kiedy udało im się przetrwać w formie tak dobrych ruin. :) Piękna wyspa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szum traw zawsze wprowadza nastrój ciszy i refleksji :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniała podróż, Kalino i niezwykła wyspa! Powinnaś częściej wyjeżdżać w takie magiczne miejsca, bo opisywane przez Ciebie są jeszcze cudowniejsze! Pozdrawiam serdecznie i cieszę się z Twojego powrotu!:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale to chyba nie koniec relacji z podróży?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)