26 listopada 2022

O nowej ceracie na święta i czułości rzeczy (i zapachu mandarynek)

 Na Święta u mamy i cioci musiała być nowa cerata.

Rzadko widuję teraz na ładnych zdjęciach ładnych wnętrz ceraty, są mało pożądane, niezbyt instagramowe, nie pasują do wypieszczonych aranżacji. Ale dzisiejszy post będzie pochwałą skromnej, cichej ceraty, peanem mego dzieciństwa, płynącym z serca przytuleniem się do wspomnień. Cerata w kuchni musiała być.

 


 

Obrus się kładło na wigilię, na ten duży, rozkładany stół z obowiązkową politurą. Politura znikała pod dyskretnym szelestem uprasowanego, wykrochmalonego lnu, obrus był na wigilię, drżało się, czy nie poplamią go znowu (oczywiście, że poplamią) barszczem, kompotem, małymi, nadgorliwymi łapkami, wylewającymi kisiel z żurawin. Tak, obrus miał status o niebo wyżej, z obrusem nie było dyskusji, obrus się czciło, leżący i dojrzewający miesiącami na specjalnej półce w szafie, z radziecką metką, albo z cepelii, albo po babci, haftowany, królewski, ale w kuchni była cerata i już.

U Dziadziusiów na wakacjach cerata kuchenna od używania straciła kolor, kratka wytarła się niemal do białości, tam stół był solidny, prostokątny, na stole dzbanek z kompotem, szyby okien kuchennych Babcia zasłaniała gazetami, żeby osłonić pelargonie od ostrego, zuchwałego blasku lata. Pamiętam ten wyblakły od lat kolor, oszczędzało się ceratę, po co kupować nową, jak stara jeszcze dobra, niepocięta?

Ceratę zmieniało się od święta.

U cioci siadywałam w chwilach wytchnienia po pracy, wpadając z siatkami, z pośpiechem, powiedzieć, co u nas, co u chłopców, co u mamy, napić się bardzo mocnej herbaty w szklance z koszyczkiem, dostać truskawek czy wafli, przekładanych kakaową masą.Na parapecie leżały stosy taniutkich sudoku, krzyżówek gazetowych z paprieru cienkiego jak skóra na rękach tych spracowanych kobiet, które celebrowały rozwiązywanie krzyżówek po całodziennym krzątaniu i troskach. Patrzyłam na ciocine ręce, mówiłam posłusznie, co u nas, jak chłopcy, jak mama, a wszyscy zdrowi? Świat tak cudownie istniał. był, pewny, nienaruszalny, mój, udawał, że na zawsze. Cerata była sztywna, tania, zginała się nienaturalnie na rogach, czasem przetarta, czasem cięta niefrasobliwie nożem przez kogoś, kto zapomniał, że nie wolno kroić kiełbasy na ceracie, a trzeba na desce, bo ceratę trzeba oszczędzać.

Mama zmieniała ceraty z artystycznym zacięciem, na jesień w listki, na wiosnę w żonkile, bardzo kolorowe, bardzo żonkilowe, ceraty się kupowało na metry, zaginało, za pierwszym położeniem tak mocno pachniały chemiczną, mocną ceratowością, ale wystarczyło parę razy wytrzeć ścierką (ścierka też musiała być) i juz sie oswajała, dopasowywała do nas, do kształtu stołu jak Włóczykij do swoich spodni.

Jestem córką, wnuczką, siostrzenicą i kontynuatorką posiadaczek cerat. Mam w kuchni ceratę, zawsze. Mam okrągły stół, ceratę muszę obcinać z kwadratu do koła, kupuję na szerokość w lokalnym sklepiku, zawsze rozmawiamy przy zakupach, że teraz trudno o dobrą ceratę, słabe, raz dwa i pocięta, rwie się, a kolor, pani, to blaknie szybciej, kiedyś to były ceraty, teraz nie ma juz takich pięknych cerat...

Dobieram do koloru kuchni, humoru, nastroju, żeby tak troszkę ładniej było, no wiecie, to pastelowe kwiatki, to kratka, to chwycę w jakimś Jysku coś artystycznego, mięciutkiego jak obrus, w ładny wzorek...ciekawe, czy już mają świąteczne?

Chłopcy ceratę tną, plamią, rozlewaja na nią kompot. Jest cierpliwa. Ciągle ktoś zapomni, że nie wolno kroić bagietki bez deski, trzeba szybciej, na dwór, do szkoły, autobus ucieka, bagietka w rękę, ojej, dziura w ceracie.

Świetnie, trzeba kupić nową:)

Piszę w kuchni, obok kubek z kawą, rozgrzewa ceratę, odkształca się pod dnem gorącego kubka, ale to nic. Cerata jest tania, nie żałuje się tak bardzo, prawda? Tania i bezcenna. Jak wspomnienia. Miłość. Cerata to dom. Pamięć. Serdecznośc uczuć, tęsknota, za tymi, których już nie ma, którzy odchodzą, że nie starcza mi już pustych talerzy przy obrusowym, wigilijnym stole.

Nawet zapach suszących się mandarynek i czułośc rzeczy nie pozwalają zapomnieć, jak bardzo  w sercu coraz wyraźniejszy kontur tych pustych, cichych, okrutnych, okrutnych  talerzy.

 No to na oddech i pogodzenie się z ciszą i mijaniem kilka zdjęć.








 



22 komentarze:

  1. Jaki świetny tekst, każda z nas musi mieć podobne skojarzenia związane z ceratą, była wszechobecna, czytałam i przenosiłam się do naszej kuchni w rodzinnym domu, poczułam jej zapach kiedy była nowa, zobaczyłam jej cięcia zrobione nieuważnym nożem, jej kratki i kwiatki...cudne wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyśleć,że wzruszył mnie tekst o ceracie. W moim rodzinnym domu cerata na kuchennym stole musi być! Pozdrawiam z Beskidów 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my z Podlasia:) Ceratowe opowieści są podobnie piękne wszędzie:)

      Usuń
  3. Mam jakiś problem z netem, dzisiaj, otworzyło mi się drugie zdjęcie z ceratą, inne nie chcą, ale to u mnie wina. Zajrzę jutro może lepiej będzie, W każdym razie napiszę, że u mnie w kuchni też króluje cerata, uwielbiam ją, jest taka praktyczna i ma śliczne motywy. Może to się bierze z wychowania na wsi podczas letnich wyjazdów do babci, ale ta cerata bardzo miło mi się kojarzy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez zalogowania tez nie widzialam, a po zalogowaniu na google pojawily sie. Nie wiem czemu:) Moze kwestia przeglądarki? Z telefonu widziałam wszystkie zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do dziś widzę wszystkie wzory kwiatuszkowe, kropkowe, kratkowe. Koniecznie musiała być nowa na święta. Mama tak wymieszała, żeby starczyło na blat kredensu. I Koniecznie musiała być ta grubsza, bo te cieńkie brzydko się marszczyły. Piękny wpis, a do mnie znowu przypłynęło dziecinstwo. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wymierzała...ech, ta złośliwość klawiatury telefonu.

      Usuń
    2. Dziękuję ogromnie za wasze reakcje, widzę, że prawie każda z nas miała podobnie:) zdjęć dodam więcej jak przepuszczę linki przez imgur bo jakoś nie ładują się dobrze :)

      Usuń
  6. Ech, Minn, dzięki... Przypomniała mi się kuchnia u Dziadków, ciotek. U nas w domu nigdy nie było ceraty, teraz też nie kultywuję poza jednym wyjątkiem - skroiłam sobie kawał ceraty na stolik biwakowy. Szkoda, że rzadko go używamy. 😉

    A ten duży facet z kotem to Mały jest?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę w to wierzyć...

      W ogóle to pomyślałam, że może kiedyś, za rok albo dwa, wzięłabym swojego Małego i przyjechała na parę dni w czasie wakacji. Co sądzisz?

      Usuń
  7. Ceraty były u obu babć. U tej pod Chełmem cerata nie zwisała brzegami, była podgięta pod spód blatu i przybita pineskami. Wytrwała wiele, wiele lat i krojenia - może dlatego, że kiełbas ani bagietek nie kroiło się wtedy z prostego powodu ich totalnego braku. A chleb kroiło się w ręce, opierając o siebie, nie o stół - wielkim kuchennym nożem do chleba.
    U drugiej babci cerata leżała normalnie na stole i zmieniała się częściej. Miewała powyciskane na gorąco kółka od szklanek z herbatą. Bywała przypalona nie wiem, od lampy naftowej czy od świeczek - obie moje babcie miały i lampy, i naftę, wyłączanie prądu zdarzało się co wieczór, a najlepiej co drugi. Świeczki oprócz przerw w zasilaniu pojawiały się na cercie przy okazji coniedzielnej radiowej mszy. Do kościoła babcia miała z 10 kilometrów, jeździło się tam wozem konnym na większe święta, w normalne niedziele słuchało mszy w radiu. Dookoła stołu przykrytego ceratą, a na ceracie płonąca świeczka. W słoiku po musztardzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie piękne, zinwentaryzowane w sercu wspomnienia :) Dziękuję!

      Usuń
  8. Cudne wspomnienia. A pamiętacie ceratę która udawała koronkę? Była bardzo elegancka i pożądana przez gospodynie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak mi się skojarzyło, z tym wpisem jest trochę jak z prezentem. Czasem człowiek się napoci, żeby wymyślić coś co uraduje obdarowywanego a i tak chybi. A czasem coś kupi, od tak, zwykłego, ale poruszy do żywego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja cerata mieszka w walizce i jeździ ze mną na wakacje. Bo w domu już nie używam. No ale musi być.
    Na szczęście przybywa nowych istotnej i dla nich stawiamy nowe talerze. Taka kolej rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na pierwszym zdjęciu!!! Moja cerata! Dokładnie ta sama!

    OdpowiedzUsuń
  12. Powstał piękny wpis o ceracie.Poruszył i ożywił wspomnienia z dzieciństwa.Tak Pani napisała o tej ceracie, że człowiek od razu by chciał biec i sobie kupić. Niestety wyprodukowanie porządnej ceraty to duży koszt i mało osób zdecydowałoby się na kupno.Dlatego jest, to co jest.

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba tylko nasze pokolenie bedzie pamiętać ceratę.. u Babci w domu była, u Mamy już nie...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)