27 lipca 2012

Muszę to napisać

Muszę to napisać.
Dużymi literami.

KOCHAM STEFANIĘ GRODZIEŃSKĄ.

Uśmiałam się dzisiaj nad jej felietonami i wróciłam do żywych, świat wykonał woltę, a cudowna mądrość znów powaliła mnie na kolana. Chciałabym posiadać ten dar puenty, ironicznej, dobrodusznej złośliwości, która jest ożywcza jak cudowny łyk wody w upał.

Nic już nie piszę, poczytajcie...

"Nie należy mylić pojęć »porządny człowiek« i »człowiek z klasą«. Porządny człowiek, to minimum tego, co nazywam człowiekiem: uczciwy, sympatyczny, umiejący współżyć z innymi porządnymi ludźmi. Podam takiemu rękę, pożyczę pieniądze, a nawet książkę.Bywa dobrze wychowany, pomoże staruszce wejść na schody. Słowem, porządny człowiek. Mam dużo takich znajomych, lubię ich i szanuję, ale od takich z tytułami naukowymi po abiturientów podstawówki - czegoś im brak. To się nie da zdefiniować ani opisać. Po prostu brak im klasy. Klasy nie można opisać tak jak koloru. Określić można tylko przez porównanie do czegoś, co się zna. Niebieski jak niezapominajka albo ma klasę jak Jurek"

 "Gdyby np. okazało się, że mój najdroższy, niezapomniany dziadek Maks był: komuchem, Niemcem, Murzynem, Żydem, hrabią, homoseksualistą (nie ma z czego się śmiać, znam świetnego ojca dwojga świetnych dzieci, który odkrył swą właściwą orientację seksualną w dojrzałym wieku i pozostał przyjacielem swojej byłej żony), nie uwielbiałabym go ani trochę mniej. Tu wtrącę: kiedy sensacja towarzyska się rozeszła, homoseksualistowa powiedziała: »Wolę, że mnie zostawił dla przemiłego i przyjaznego naszej rodzinie faceta niż dla jakiejś zdziry«


Od kilku lat czy­tuję z nie­po­ko­jem w pra­sie pol­skiej: o „pra­cow­niku nauko­wym dr Cytow­skiej”, o „zna­ko­mi­tym leka­rzu, Hali­nie Tul­czyń­skiej”, o „lite­ra­cie Ire­nie Krzywickiej”.
Jesz­cze bar­dziej się zmar­twi­łam, kiedy dowie­dzia­łam się z dzien­nika, że „do  pokoju wszedł listo­nosz Maria Matuszewska”“.
Zupeł­nie się roz­kle­iłam, kiedy pewna insty­tu­cja w nekro­logu zawia­do­miła, że „zmarł nasz drogi kie­row­nik, ceniony pra­cow­nik, wielki przy­ja­ciel, Helena taka a taka”.
Ponie­waż jed­no­cze­śnie prze­sta­li­śmy uży­wać pięk­nej formy „owa” i „ówna” przy nazwi­skach, nie­rzad­kie jest zasko­cze­nie, jak na przy­kład w arty­kule, który się zaczyna: „Wybitny nasz pra­cow­nik, magi­ster M. Kry­gier, ku ogól­nemu zado­wo­le­niu mia­no­wany został dyrek­to­rem. Zasłu­żył w pełni na to sta­no­wi­sko.  Ta drobna, łagodna  kobieta …” itd.
Nie jestem na tyle zaro­zu­miała, aby się łudzić, że zmie­nię ist­nie­jący stan rze­czy, wybie­ram więc mniej­sze zło. Jeżeli chcemy unik­nąć „pudru­ją­cego nos elek­tro­tech­nika Kara­siń­skiej”, musimy się zgo­dzić na pudru­jącą nos elek­tro­tech­nik Kara­siń­ską”, tak jak pro­simy do tele­fonu magi­ster w odróż­nie­niu od magistra.
Zdaję sobie sprawę z donio­sło­ści pro­blemu, jako córka pro­fe­sora i pro­fe­sor. Oto więc frag­ment mojej nowej powie­ści z życia kobiet pracujących:

 - Dok­tor kazała powtó­rzyć dok­tor, żeby dok­tor wstą­piła do dok­tor, to dok­tor już dok­tor powie, czego dok­tor od dok­tor potrze­buje – powie­działa instruk­tor, oddała klu­cze fel­czer, zosta­wiła pole­ce­nie dla mon­ter i wyszła ze szpitala.
 Instruk­tor nie było lekko na sercu. Podej­rze­wała, że mąż zdra­dza ją z intro­li­ga­tor. Nie mogła prze­stać o tym  myśleć od czasu, kiedy nie­chcący pod­słu­chała roz­mowę inży­nier z mecha­nik. Miała dosyć powo­dów, żeby wie­rzyć w te plotki, gdyż nie byłby to pierw­szy wypa­dek zdrady z jego strony. Kiedy rok temu przy­ła­pała go z kie­row­nik, po pro­stu osza­lała. W pory­wie roz­pa­czy ude­rzyła kie­row­nik, ale potem oka­zało się że nie­słusz­nie. Przy­goda męża z kie­row­nik była zupeł­nie bez zna­cze­nia, gdyż poważ­nie roman­so­wał on wów­czas z redak­tor. Wobec tego instruk­tor prze­pro­siła kie­row­nik i zbiła redak­tor. A teraz znów będzie  prze­prawa z introligator…
Tak roz­my­śla­jąc instruk­tor doszła do domu. Na scho­dach natknęła się na listo­nosz, która wrę­czyła jej depe­szę. Instruk­tor dała  listo­nosz pięć zło­tych i gorącz­kowo przeczytała.
Depe­sza pod­pi­sana była przez męża:

„ŻEGNAJ STOP UCIEKAM Z TECHNIK DENTYSTYCZNY”.


3 komentarze:

  1. świat się zmienia,czy tego chcemy czy nie...to smutne oczywiście,ale wpływa na to, wiele niezależnych od nas czynników!A Pani Grodzieńska była chyba jedyna w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z drugiej strony określenia "inżynierka" czy "psycholożka" jakiś mi nie leżą... Wystarczyło by zachować staranność językową i nie mylić rodzajów ;-)
    "PANI inżynier zadzwoniłA do uznanEJ PANI psycholog" na przykład.
    Język polski stał się bardzo niechlujny. Co gorsza, nie potrafią mówić i pisać po polsku nawet zawodowcy, czyli dziennikarze...
    A Pani Stefania... cóż - kobieta z klasą! Może służyć jako wzorzec ;-)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ściskam wszystkich, jadę na jeziora, zdam relację po powrocie;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)