Teraz dni gonią dni. Już po 20 lipca... już dzień krótszy. Uciekają sekundy, minuty. Obieram ogórki i martwię się, że nie zdążę, znowu nie zdążę... nie przeczytam irlandzkich wierszy w tłumaczeniu Brylla, nie posłucham Bacha, nie pojadę nad rzekę, jeszcze to, jeszcze tamto... zrobić wpis na blogu, poczytać dzieciom, pogadać w karczmie w ulubionej gierce, ściąć zioła, ususzyć... Gdzie te lata, gdy ludzie mieli tak upiornie dużo czasu, że drylowali porzeczki?
Wzrusza mnie muzyka. Duży pokazał mi ten koncert na wiolonczeli i płakałam, patrząc na taniec smyczka, na entuzjazm tego uśmiechniętego pana, który nawet nie wie, ile sprawił mi radości...
I tyle jeszcze chcę. Tak dużo... chcę odnowić szafę. Pobielić podłogę. Upiec dzisiaj chleb. Zatańczyć pod orzechem. Całować lato. Znowu być młoda.
Staję się sentymentalna.
Czuję, jak czas ucieka mi między palcami.
Poszukiwacze straconego czasu, jak ja was rozumiem...
cudnie piszesz...jestem zachwycona,zauroczona,podniecona i szczęśliwa, czytając...właściwie wspomnienia z mojego dzieciństwa!!!ja pamiętam dostojne jesiony, które dziadek sadził będąc dzieckiem,a które po niemalże 80-ciu latach zostały wycięte przez gościa,który odkupił od dziadka kawałek działki na której rosły,dziadek z tego powodu miał stan przedzawałowy!a porzeczki drylowałam,a jakże!a teraz...no cóż,tak jak każdy,idę do sklepu po "dżem" i to nie za drogi.
OdpowiedzUsuńmuzyka oszałamiająca...ryczę...nazbierało się!
OdpowiedzUsuńTo po ryczeniu posmiej sie, jako i ja sie śmialam Mamusiu Muminka:)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=BgAlQuqzl8o
dzięki, fajne!
OdpowiedzUsuń