24 listopada 2013

Ku zimie





W ciepłym blasku lampy cztery głowy pochylone nad stołem. Chłopcy i Miły grają w Osadników, podjadając cynamonowe bułeczki, krąg światła jest jak łagodna, opiekuńcza dłoń nad zwichrzonymi, kochanymi głowami. Ogień w kominku błyska wesoło, pachnie świerkowe drewno, a ja uśmiecham się, przekładając w kuchni naleśniki serem. Do twarożku dałam dobrej, wiejskiej śmietanki – kiedy unoszę głowę, za oknem widzę jesienną noc, wszystkie gwiazdy otuliły się w wełnisty koc chmur. Ale w domu jest spokojnie i jasno. Na stole " Prowadź swój pług..." Olgi Tokarczuk, zaglądam co jakiś czas, czekając, aż skończy szumieć zmywarka.


                  "Najlepiej rozmawia się samemu ze sobą. Przynajmniej nie dochodzi do nieporozumień."
                                                                                                                              O. Tokarczuk

 Lubię, gdy pomrukuje do mnie zmywarka; moich trzech budrysów potrafi zgromadzić tyle kubków i talerzy, że to mruczenie staje się codzienną piosenką. Zmywarka mruczy, szumi jak zaklęte za malowaną obudową źródełko, ja ustawiam filiżanki w rzeźbionym kredensie. Najbardziej kocham te w róże, o delikatnych uszkach.
- Mamo, napijemy się herbaty z ładnej filiżanki? - Mały pakuje mi się na kolana, wycieram umorusaną buzię. Pachnie cynamonem, kleją mu się łapki, ale buzia śmieje się od ucha do ucha. Myjemy te cynamonowe niesforności i idziemy robić herbatę. Niech noc za oknem chodzi niespokojnie wokół domu, targa brzozy za uszy, szeleści w ogrodzie deszczem. Z tego deszczu zrobi się jutro mgła, a może i szadź, zimnieje, z nieba biegnie mróz. Ale my mamy herbatę, Miły dokłada do kominka, a cynamonowym okrętom zapachów wydyma żagle malinowy wiatr z błękitnych filiżanek.

Trzeba siąść z chłopakami, odrobić lekcje, poczytać bajki, potem otulanie kołdrami,  cisza. Cisza śpiącego domu, w którym oddechy dzieci unoszą się ku baśniowym snom, a my z Miłym zasiadamy w fotelu, patrząc w ogień i opowiadając sobie nasze własne historie. Marzenia, opowieści. W piwnicy króliki chrupią marchewki, księżyc wysuwa rudy, jesienny nos zza puchatej chmury, zaglądając w nasze okna, za aksamitne zasłony. Powoli noc staje się głębsza, jak barwy na obrazach Rembrandta, zegar waha się między było- jest- było- jest, grzbiety książek są w ciemności szczytami tajemniczych gór. Też kiedyś byłam małą dziewczynką, która na kasztanowym koniku pędziła w dal. A teraz czas stał się wąską ścieżką w dół, po której idę ku nadchodzącej cicho, w listopadowej mgle, zimie.





3 komentarze:

  1. Ooo wreszcie nowy wpis :)
    Uwielbiam Twoje opisy rzeczywistości, kiedy zaczynam czytać jeden post, nigdy nie mogę się powstrzymać i wracam do poprzednich, chociaż czytałam je już tyle razy... Zupełnie jak ulubiona książka. Powtarza się sobie, że nie powinno się, że przecież dopiero co się czytało, ale przyjemność obcowania z dobrze znanymi opowieściami, przeżywanie ich na nowo jest silniejsza.
    Powodzenia w tym pędzie spraw codzienych, oby jak najwięcej tych chwil o zapachu cynamonu.

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja Cię czytam Kalino :)) ...może nie zawsze komentuję, ale zawsze czytam!!
    Uwielbiam to Twoje pisanie...jakbyś była z Innego Wymiaru, z Krainy Szczęśliwości...taka spokojna, przepełniona miłością, romantyzmem....trochę nierzeczywista :)) ...i na wszystko masz zawsze czas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, że czytacie - opisuję to dla siebie i dla was. W końcu, to co opisane, nie rozwieje się jak mgła :) I też lubię wracać, czytać opowieści sprzed roku, dwóch nawet.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)