Bób doczekał się łuskania. Wyciągnęłam koszyk na taras, siadłam sobie wygodnie, słuchając muzyczki i kosów, po czym zabrałam się do rozpoławiania strąków i wyciągania tego zielonego dobra. Lubię strąki bobu, w środku są jak jedwab. Trzeba je trochę przekręcić, zrobić w nich szczelinkę, wsunąc palce i patrzeć, jak wyskakują zielone nasiona - czasem po cztery, czasem trzy, czasem nawet pięć w jednej mięciutkiej łódeczce.
Te złociste frędzelki nie powinny być ciemne, wtedy bób jest przejrzały.
Ma mnóstwo dobrych rzeczy w sobie, od białka po żelazo, miedź, selen, cynk, potas i magnez. Do kompletu kwas foliowy. Dużo błonnika i białka. Przyrządza się go prościutko - sparzyć wrzątkiem lub krótko obgotować. Młodym nasionkom wystarczy 5- 7 minut. Nie zdejmuję skórki. Można jeść na surowo, ale wolę jednak taki al dente. Starszy bób gotuje się dłużej, a pomarszczoną skórkę można sobie zeskrobać. Przed gotowaniem można zalać bób gorącą wodą, żeby poleżał w niej około godziny, stanie się nie tak cieżkostrawny.
Jeśli robię z niego hummus czy pasztet, to gotuje się około pół godziny, nawet młody, na mięciutko.
Można wodę posolić i dodać trochę cukru. Ugotowany pasuje do: sałatek, na przykład z pomidorkami i mozarellą, z sosem musztardowo-czosnkowym. Lubię też bobową zupę, żeby była zieleńsza, to dodaję szpinak i blenduję. Można posypać go tartym parmezanem albo jeść z zasmażką. Lub sam, jak bobowe cukierki:) Po ugotowaniu ziarenka trzeba odcedzić. Następnie przelać je zimną wodą i powtórnie odcedzić. Idealnie koleguje się z masłem i szczyptą soli. Fantastycznie smakuje również podsmażony na patelni z ogródkowymi ziołami.
Szczególnie popularny jest ful, czyli pasta egipska z bobu. TU przepis od kucharki w baletkach:) Z uważnostek: bób zawiera puryny, dlatego lepiej, by go nie jadły osoby, chorujące na układ pokarmowy, dnę moczanową lub mające skłonności do powstawania kamieni w nerkach. Ugotowany bób posiada
też wysoki indeks glikemiczny, dwa razy większy, niż surowy.
Poza sezonem na bób, zaczał się sezon na ogórki. Robią się pierwsze słoiki, korniszonki. Świeżutkie, zerwane z resztkami kwiatków jeszcze na końcu, jędrne i chrupiące. Korzystam z przepisu stąd
Ogórki w tym roku sa ładne, sama je siałam dośc późno, w maju, ale dały radę.
Brodzimy w lecie po kolana. Dni są gorące, deszczu mało, wszystko pachnie wniebogłosy.Bardzo szybko rośnie i przejrzewa, czereśni już nie ma, truskawek też, kończą się poziomki. Są jeszcze czarne porzeczki i wiśnie.
Chyba ze dwa dni temu w nocy spadł mocny, ulewny deszcz i ranek wstał cudownie mglisty, perłowy i cichy. Świt wyglądał tak:
Stare przysłowie powiada: godzina o poranku warta jest dwóch z wieczora. A Ania Shirley: Czyż to nie cudowne, że istnieją poranki?
:)
Świt ma w sobie coś nierealnego. A jaki letni, to już zupełnie. Coś wspaniałego!
OdpowiedzUsuńMa w sobie mnóstwo nadziei:)
UsuńTak,tak...-godziny porankowe mają w sobie jakąś magię.Wspaniałe świtałocienie,rześkość,budzenie się całej przyrody,rosa ,feeria kolorów na niebie..
OdpowiedzUsuńUmieć cieszyć się spontanicznie drobiazgami ,dostrzegać nawet takie drobniutkie niuanse powszedniego dnia i to od wczesnego poranka,to mieć w sobie dziecko.To piękny dar,nie wszyscy niestety go posiadają .Być może świat byłby wtedy lepszy.Wiesław Myśliwski-*Traktat o łuskaniu fasoli*-*Wcale nie od wieku zależy ,czy się dzieckiem jest*.Tak trzymać,tak jest pięknie!
Kalino, ogród marzenie ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuń