22 lipca 2023

Malinowy kordiał Maryli Cuthbert, lawenda i jagodzianki z kruszonką.


Malinowy kordiał Maryli Cuthbert po raz pierwszy ujrzałam w Bala, na Maple Avenue, czyli ulicy Klonowej, gdzie znajduje się jedno z wielu muzeów Lucy Montgomery w Kanadzie. Wspaniała wolontariuszka, pani Linda Hutton, zaprezentowała nam wtedy nie tylko historię z ciastem i myszą, ale i ów legendarny kordiał.

Panią Lindę przypominam tu:


"Kiedy Ania powróciła z kuchni, Djana zapijała drugą szklankę soku, a zapraszana serdecznie przez Anię, nie wzbraniała się wypić i trzeciej. Sok był w istocie przepyszny.
— Najlepszy, jaki kiedykolwiek piłam — twierdziła Djana. — O wiele lepszy od soku pani Linde, która przecież tak bardzo chwali swoje wyroby śpiżarniane. Tamten ani się umywa do waszego.
— Bardzo wierzę, że sok Maryli musi być lepszy od soku pani Linde — rzekła Ania z głębokiem przekonaniem. — Maryla jest świetną gospodynią."

 

Przepis na kordiał Maryli

Wersja tradycyjna, bez gotowania malin:

 



500g świeżych malin 

1/3 szklanki soku z cytryny (można wycisnąć z 3 cytryn) 

 3 litry wrzątku

 3 szklanki  cukru 

 około 400 ml chłodnej wody

 

Maliny wsypujemy do słoja,  wyciskamy cytryny, a następnie przelewamy sok przez sitko na maliny. Delikatnie wymieszać. W dużym garnku zagotować wodę,  wsypać cukier, mieszać, aż się rozpuści i pogotować parę minut, by ładnie się ustabilizował. Zalewamy nasze maliny, studzimy i trzymamy słój w lodówce około 24 godziny.  Wyciągamy  miksturę z lodówki, przecieramy przez sito, aby usunąć pestki

( pestki wrzucam potem do dżemu, bardzo je lubię). 

Dodajemy około 400 ml chłodnej wody do musu malinowego, aby  wydobyć naturalne smaki i kolory. Mieszamy, przelewamy do buteleczki i voila! W tej formie sok trzeba zapasteryzować, jeśli chcemy go mieć na zimę, a jeśli zamierzamy wypić od razu, to trzymamy po prostu w lodówce;)

Wersja uwspółcześniona: to samo, ale zagotowujemy i dopiero przecieramy i  odcedzamy:)




 A co do soku? Oczywiście, jagodzianki.

Trzymam się przepisu Michała Korkosza, ale krócej leżakuję ciasto w lodówce. Też wyrasta powoli i ma urocze bąbelki powietrza przy rozwałkowywaniu:)

 
Wyciągam ciasto z miski i daję mu trochę odetchnąć przed wałkowaniem. Potem wycinam duże kółka, pakuję tyle jagód, ile się zmieści, na blachę, rosną jeszcze raz, glazura, kruszonka, pieczemy do złotego koloru. Jemy najlepiej ciepłe, popijane malinowym sokiem z woda lub zimnym mlekiem:)




 
Mają jedną wadę - za szybko znikają.
Z dwóch blach na drugi dzień zostały 3 sztuki.
 
 

 

A w ogóle to już po Małgorzacie, a święta Małgorzata zapowiada środek lata. I jaka Małgorzatka, takie będzie pół latka. U nas było rześko, około 20 stopni, rano deszcz. Kiedy zbierałam ogórki, przmeoczyłam się w ogrodzie, ale lawendę zdążyłam ściąć wieczorem, przed deszczem.

Teraz pachnie z kosza i kokosi się z hortensjami.







 Trochę za późno ścięłam, osypuje się. Ale trudno, uwielbiam ten zapach, kojarzy mi się z wysuszonym na letnim wiaterku praniem w ogrodzie:) Poza lawendą kwitną teraz lilie, rudbekie, lewkonie, lwie paszcze, gęsia szyja i rutewka :) No i moja datura na tarasie wypuściła anielskie trąbki i zwabia zabawne fruczaki. Koty na nie polują.

Meble to dzieło Miłego.





Marzyłam o tej roślince, jest przepiękna:) Tylko po przekiwtnięciu zetnę ją, by się zagęściła:)

No i tak powolutku tuptamy sobie przez lipiec, dzisiaj dzień robienia ogórków, noce już chłodne, poniżej dziesięciu nam spadło nawet. Niedobrze dla pomidorów, no ale co ja zrobię;) Zaczęły się, ale nie ma ich wiele, ten rok będzie mniej  bogaty, niż poprzedni - jak kwitły były nieznośne upały, wiele kwiatów zostało pustych. Dobrze, że jest malinowy sok i jagodzianki!



 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że zostawisz ślad :)