04 lipca 2023

Trud, znój, chwaściany urobek, chodniki ze szmatek

 Ogród jest piękny, ale za pięknem stoi umorusana prawda i rozkłada ręce; niestety, żeby było pięknie, musi być trud i znój. Wstałam dzisiaj o piątej, podlałam szklarnię i przed szóstą już byłam na ogrodzie po chwaściany urobek.

Taczka zielska w pół godziny.


Takich taczek czasem mam kilka do zrobienia. Miły mi kupił porządną, na dwóch kołach, jest lekka i pojemna. Zielsko idzie na kompost, gałęzie na zrębki. Na warzywnych zagonkach chwastów jest mało, przy uprawie bez kopania i przy ściółkowaniu pojedyncze egzemplarze wyciąga się bez problemu. Czasem skrzyp się wsieje, czasem powój, psianka, rdest.











Gorzej z resztą ogrodu -  choć mam taki rozwichrzony, dziki trochę, wiejsko - czarodziejski i dzikich roślinek nie usuwam przesadnie, nie używam też chemii. Dobrze u mnie rumiankom, maczkom, rozsiewają się same firletki, wyka, koniczyna wyłazi z trawnika, a  mniszki i babka  z kostki brukowej. Ale walczę z podagrycznikiem, bo zająłby mi wszystko, na kompoście mocno mi się rozrasta też lebioda i mnóóóstwo żółtlicy. Rośnie szybko i zabiera miejsce małym kwiatom, dzisiaj czyściłam z niej rabatę z malwami, mieczykami i wysadzoną niedawno  lwią paszczą. Była wyższa od lwiej paszczy. Zdecydowanie pomaga ściółkowanie zrębkami, dlatego po opieleniu wysypałam całą rabatę grubą warstwą przekompostowanych zrębek i zobaczymy, kto wygra:)

 
Ta częśc warzywnika nie była jeszcze pielona, ale jak widać, tragedii greckiej nie ma;)
Nie wiadomo kiedy rozkwitły już dzikie róże. No to już z pewnością lato, a Mistrz Konstanty z obłoków nuci: za dzikiej róży zapachem idź.

 
Zaczynają startować wiśnie. Będzie rwanie.

 
A jeszcze z czereśni nie wyszłam

 
Tak trzeba żyć.
Na zdjęciu Kulka.

 
A teraz dygresja chodniczkowa.
Mam teraz oskome na szmaciane chodniki, a że Babcia Miłego za dawnych czasów natkała ich dużo, to wyciągnęłam ze strychowych czeluści nowe, nieużywane jeszcze, pozwijane w rulony i nawet nie pocięte. Na razie się wietrzą, ale już szykuję dla nich miejsce. W stodole jest jeszcze krosno. Na te chodniki mówi się u nas szmaciaki, robiło się je z dartych pasków starych ubrań, obrusów, pościeli. Są kolorowe, pstrokate i bardzo radosne. Lubię je, przyjemnie się na nich staje bosa stopą. Takie były u babci, takie kojarzą mi się z domowym zaciszem. A ponieważ mam fazę na sprzątanie wakacyjne, to będę wietrzyć jeszcze inne kapy i dywaniki, więc sama jestem ciekawa, co jeszcze wynajdę:)
Ciekawy artykuł o podlaskim tkactwie jest tu: https://pikpodlaskie.pl/wp-content/uploads/2020/12/podlaskie-sploty-katalog-2020.pdf
 




3 komentarze:

  1. Piękny ogród, czuć tu wakacje i zapach lata. A chodniczki mają swój urok.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to dobrze, że firletki mają u Ciebie dobrze! Za taką nazwę, to nigdy nie powinny być wywożone na taczkach jako chwaściory i zielsko. No ja wiem, plony muszą być, ale tak mi się żal zrobiło, kiedy na chabry i maki wynaleźli opryski czy inne sposoby. Ale ja romantyczna jestem i wydawało mi się, że one są specjalnie do ozdoby w zbożu.
    A chodniczki cudowne, szkoda, że do nich krosno potrzebne. Mam podobny kupiony w sklepie, to znaczy technika jest ta sama, ale urody ma mniej. Ech, teraz (tak powiem jak babcia), to łatwiej wszystko wyrzucić, niż przerobić w coś praktycznego i urokliwego. Czy w ogóle przerobić, moi znajomi nie mogli zrozumieć, kiedy się dowiedzieli, że mój mąż nicuje kołnierzyki koszuli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Były u nas takie w domu rodzinnym, mam je też w chatce, w tonacji czarno-czerwonej, kupione na targu w Leżajsku, tam jeszcze można dostać rękodzieło, wiklinę czy drewniane narzędzia typu wyciskarki do sera, różne kołotewki czy maselnice:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)