W ciepłym blasku lampy cztery głowy pochylone nad stołem. Chłopcy
i Miły grają w Osadników, podjadając cynamonowe
bułeczki, krąg światła jest jak łagodna,
opiekuńcza dłoń nad zwichrzonymi, kochanymi głowami. Ogień
w kominku błyska wesoło, pachnie
świerkowe drewno, a ja uśmiecham się,
przekładając w kuchni naleśniki serem. Do twarożku dałam dobrej,
wiejskiej śmietanki – kiedy unoszę głowę, za oknem widzę
jesienną noc, wszystkie gwiazdy otuliły się w wełnisty
koc chmur. Ale w domu jest spokojnie i jasno. Na stole " Prowadź swój pług..." Olgi Tokarczuk, zaglądam co jakiś czas, czekając, aż skończy szumieć zmywarka.
"Najlepiej rozmawia się samemu ze sobą. Przynajmniej nie dochodzi do nieporozumień."
O. Tokarczuk
Lubię, gdy
pomrukuje do mnie zmywarka; moich trzech budrysów potrafi zgromadzić
tyle kubków i talerzy, że to mruczenie
staje się codzienną piosenką. Zmywarka mruczy, szumi jak zaklęte
za malowaną obudową źródełko, ja ustawiam filiżanki
w rzeźbionym kredensie. Najbardziej kocham te w róże,
o delikatnych uszkach.
- Mamo,
napijemy się herbaty z ładnej filiżanki? - Mały pakuje mi
się na kolana, wycieram umorusaną buzię. Pachnie cynamonem, kleją
mu się łapki, ale buzia śmieje się od ucha do ucha. Myjemy te
cynamonowe
niesforności i idziemy robić herbatę. Niech noc
za oknem chodzi niespokojnie wokół domu,
targa brzozy za uszy,
szeleści w ogrodzie deszczem. Z tego deszczu zrobi się jutro mgła, a może i szadź, zimnieje, z nieba biegnie mróz. Ale my mamy herbatę, Miły
dokłada do kominka, a cynamonowym okrętom zapachów wydyma żagle
malinowy wiatr z błękitnych filiżanek.
Trzeba
siąść z chłopakami, odrobić lekcje, poczytać bajki, potem otulanie
kołdrami, cisza. Cisza śpiącego domu, w
którym oddechy dzieci
unoszą się ku baśniowym snom, a my z Miłym zasiadamy w fotelu,
patrząc w ogień i opowiadając sobie nasze własne
historie. Marzenia, opowieści. W piwnicy
króliki chrupią marchewki, księżyc wysuwa rudy, jesienny nos zza
puchatej chmury,
zaglądając w nasze okna, za aksamitne
zasłony. Powoli noc staje się głębsza, jak barwy na obrazach Rembrandta,
zegar waha się między było- jest- było- jest, grzbiety
książek są w ciemności szczytami
tajemniczych gór. Też kiedyś byłam małą
dziewczynką, która na kasztanowym koniku pędziła w dal. A teraz
czas stał się wąską
ścieżką w dół, po której idę ku nadchodzącej cicho, w listopadowej mgle, zimie.
Ooo wreszcie nowy wpis :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opisy rzeczywistości, kiedy zaczynam czytać jeden post, nigdy nie mogę się powstrzymać i wracam do poprzednich, chociaż czytałam je już tyle razy... Zupełnie jak ulubiona książka. Powtarza się sobie, że nie powinno się, że przecież dopiero co się czytało, ale przyjemność obcowania z dobrze znanymi opowieściami, przeżywanie ich na nowo jest silniejsza.
Powodzenia w tym pędzie spraw codzienych, oby jak najwięcej tych chwil o zapachu cynamonu.
I ja Cię czytam Kalino :)) ...może nie zawsze komentuję, ale zawsze czytam!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to Twoje pisanie...jakbyś była z Innego Wymiaru, z Krainy Szczęśliwości...taka spokojna, przepełniona miłością, romantyzmem....trochę nierzeczywista :)) ...i na wszystko masz zawsze czas :)
Dziękuję, że czytacie - opisuję to dla siebie i dla was. W końcu, to co opisane, nie rozwieje się jak mgła :) I też lubię wracać, czytać opowieści sprzed roku, dwóch nawet.
OdpowiedzUsuń