Ludzie myślą, że żyją bardziej intensywnie niż zwierzęta, niż
rośliny, a tym bardziej - niż rzeczy. Zwierzęta przeczuwają, że żyją
bardziej intensywnie niż rośliny i rzeczy. Rośliny śnią, że żyją
bardziej intensywnie niż rzeczy. A rzeczy trwają, i to trwanie
jest bardziej życiem niż cokolwiek innego.
O. Tokarczuk
Na zdjęciach drobiazgi z muzeum Lucy Maud Montgomery
Noże u dziadziusiów były niezwykłe; nie dlatego, że ciężkie i posrebrzane, ale dlatego, że ostrza pod wpływem wzajemnych czułości czasu i osełki przybrały formę łagodnej fali.
- Czemu babcia nie kupi sobie nowych noży? - pytałam mamę jako mała Kalina.
- Może dlatego, że stare są jeszcze dobre? - słucham tej odpowiedzi we wspomnieniach i cieszę się, że babcia nie kupiła jednak tych nowych. Dzięki temu wiem, że nóż może być łagodnym wzgórzem i wiem, jak z czułością ciąży w dłoni dziecka. Tego było dużo więcej; brzytwa Dziadziusia, kilkudziesięcioletnie filiżanki, koc do prasowania, pamiętający dzieciństwo mamy, stary stół, piec, etażerka, w szafie kilka ciągle tych samych sukienek, w sieni ciągle te same buty... Po co wyrzucać, skoro jeszcze dobre, użyteczne, związane z nami wspólnym życiem jak starzy przyjaciele. Jak się zepsuje, to się naprawi, jak się rozerwie, to się zaszyje. Dzisiaj, kiedy wymienia się ubrania, bo weszła nowa kolekcja, kiedy wymienia się na nowsze, modniejsze, bardziej stylowe i pożądane właściwie wszystko - talerze, samochody, kinkiety, żony, wracam do babcinego domu z gwałtowną tęsknotą.
Chcę pozwolić starzeć się moim rzeczom. Chcę brać w ręce stare książki, te same łyżeczki, ale starsze o dwadzieścia wspólnych lat, wieszać na choince niemodne bombki, wziąć kiedyś na kolana wnuczkę i pokazać jej nasz stary zegar. Wiem, że dzisiaj produkuje się rzeczy mniej trwałe. Że dzisiejsze buty i buty Dziadziusia to dwie inne pary butów, że moje noże nie mają wiele wspólnego ze srebrem, a parasola użyłam tylko raz, bo potem popełnił sepuku, rozcapierzając wszystkie szprychy w rozpaczy. Ale zamierzam próbować. Próbuję już wytrwale od dawna, sadząc drzewa, które mają nas przetrwać, gromadząc serwetki i pościel, nie wyrzucając z półki nawet zawstydzonych socrealistycznych powieści i nie skazując na banicję starych swetrów o poszarpanych rękawach.
Kiedy Mały był bardzo mały, dostaliśmy dla niego wózek, w którym wychowało się już wcześniej troje dzieci. bardzo niemodny, ale Małemu było w nim cudnie, spał słodko, lubił skrzypienie niemodnych kółek i cień budki ozdobionej koronką dla dziewczynek. Wtedy, tak jak dzisiaj, biedne młode mamy bombardowane były mnóstwem reklam kosztownych, firmowych wózków na super amortyzatorach i z kosmicznych materiałów. Takim wózkiem można nawet na Księżyc zalecieć, bo ma śruby z tytanu. Napisałam dziewczynom na forum, że mam kilkuletni co najmniej wózek po trójce dzieci, wszystkie wychowały się zdrowo i szczęśliwie. I spotkało mnie pełne wdzięczności zrozumienie, a nawet kilka stęsknionych propozycji: ja tez chcę po tobie ten wózek z dobrą energią!
Tak więc była trawa zamiast maty edukacyjnej.
Ciuszki po siostrzyczce Zuzi, co tam, że fioletowe i różowe z falbankami.
Sukienka ślubna po siostrze.
Buty z Dużego noszone przez Małego. Przechodzące z brata na brata ubrania.
Ten sam rower, dorastający z chłopcami.
Mosiężny moździerz po mamie Miłego.
Serwis do kawy, starszy ode mnie.
Kocham każdy z moich starych zegarów, każdą ze zrobionych na szydełku serwetek, a wobec starych książek mam cześć, pełną słodkich dreszczy. Czuję głębokie zawstydzenie przed Babcią i Dziadziusiem, że mogłabym wyrzucić dobrą rzecz, tylko dlatego, że jest niemodna. Nie spojrzałabym w twarz swoim nożom i filiżankom, gdybym zdradziła je dla skandynawskich trendów.
I tak sobie myślę dzisiaj, że w czasach, gdy wszystkiego jest nadmiar, dobrze nauczyć się znowu jak pięknie mogą z nami starzeć się rzeczy.
I słoneczny zegar z ogrodu autorki "Ani...". I cytat z Emilki, na nowy rok:)
Chcę żebyś była dzielna. Nie wolno ci się niczego bać (…). Świat pełen jest miłości, a wiosna dociera wszędzie.
Chcę żebyś była dzielna. Nie wolno ci się niczego bać (…). Świat pełen jest miłości, a wiosna dociera wszędzie.
Od niedawna właściwie, bo zaledwie od kilku lat, zaczęłam doceniać wszystko czym się otaczam, zaczęły być dla mnie ważne pamiątki rodzinne, ale również rzeczy stare, z duszą, nabyte"po drodze". Staję się sentymentalna, bo się starzeje? Mam 37 lat i to chyba jeszcze nie starość? :).Ale znajomi z "mojego przedzialu wiekowego" niejednokrotnie postrzegają mnie jako kogoś nie z ich bajki jednak... Mam to gdzies. W końcu zaczęłam lubić siebie, z wieloma rzeczami , ktore mnie przytlaczaly,jestem pogodzona. Czuje że wreszcie doroslam i wiem czego chce. I tak jest lepiej. Cieszę się że są osoby takie jak Pani, które szanują rzeczy ważne, naprawdę wartościowe, znaczace znacznie więcej od tych "cywilizowanych".
OdpowiedzUsuńCytat jest mi dobrze znany. Dziękuję za jego przypomnienie. Będę sobie to często powtarzac. Naprawdę się przyda.
Otaczam się przedmiotami , mającymi swoją historię, najczęściej rodzinną, od kiedy miałam naście lat, bardziej dwanaście niż osiemnaście. I mam na to dowody :)
UsuńPiękny post, piękne podejście do codzienności i przeszłości. Pozdrawiam, umiłowania podzielam.
Przepraszam nie przedstawiłam się. Ada
OdpowiedzUsuńJa też muszę sobie przypominać czasem, że swiat jest pełen miłości, a wiosna dociera wszędzie. Szczególnie zimą to sobie przypominam i wtedy, gdy na świecie dzieją sie rzeczy, które bolą, w mikro i makroskali. A jednak. Pozdrawiam serdecznie, Ado.
UsuńWyszłam z wprawy, dałam odpowiedź poprzedniczce :) i też się nie przedstawiłam. Naprawiam więc, miło mi, Anka jestem.
OdpowiedzUsuńWitaj w Kalinowie, Aniu:)
UsuńParę dni temu rozmawialiśmy z męzem o "trwałości-jakości" współczesnych rzeczy, które są produkowane z myślą, że i tak gdy się zepsują, to wylądują w koszu, więc tworzy się rzeczy duże i małe, które mają wystarczyć 2 lata, a potem trzeba kupić nowe. I to nie ma znaczenia czy to jest bluzka, żelazko, pralka, czy samolot. Smutne to. Tylko smutniejsze jest dziś to, że aby móc cieszyć się tymi zwykłymi skarbami przez lata i przekazywać je dzieciom i wnukom, to absloutnie nie moga być współczesne, muszą być "stare", przedwojenne najlepiej, wtedy przetrwają wieki. ;))
OdpowiedzUsuńCałuski
PS
Parasol popełnioający sepuku, no mówiłam, że Cię kiedyś uduszę! :)))
Cmok
Hyhy:) No nie wiem, jak to inaczej nazwać - świadome samobójstwo? Rzeczy czasem tak robią, zwłaszcza te z metką made in wiesz co:)
UsuńDoprowadzam do szaleństwa kumpelki, gdy przedstawiam moje buty jako dorosłe już panienki:)
OdpowiedzUsuńLubie je pastować takie dobre, takie stare..., powierzam je chore-szewcowi, przemierzyły ze mną kawał życia.
Kocham stare swetry,szaliki dziergane ze swetrów, które pruła Babcia.
Zegar po dziadku, lampa nad stołem, obraz, porcelana- ile one potrafią powiedzieć o cudownych i trudnych chwilach, które minęły.
Niemi świadkowie?
Ależ skąd- wystarczy posłuchać, włączyć widzenie...
Dzięki Kalino za ten wpis.
Za inne też, ale za ten stukrotnie dzięki. Bo jest pod prąd, bo lekko i wdzięcznie uchwyciłaś istotę...bez pouczania i lekceważenia młodych dam, które jeszcze nie słyszą i nie widzą;)
Pozdrawiam Mama Muminka
Włączyć widzenie - tak, właśnie tak próbuję się uczyć. Żeby widzieć. Chciałabym się dzielić tym, co sama już przepracowałam w sobie.
UsuńMam 23-letni mikser i za każdym razem, gdy robię ciasto mruczę pod nosem: Tylko mi się nie zepsuj :)
OdpowiedzUsuńTeż tak rozmawiam ze sprzętami:))
UsuńNiektóre rzeczy , tak jak i ludzie potrafią ładnie się zestarzeć. Najstarszą pamiątką rodzinną w moim domu jest zegar po pradziadku. Bezcenny
OdpowiedzUsuńWiesz, maszko, ja do zegarów mam specjalny sentyment. U Dziadziusiów był jeden w każdym pokoju, takie bimbające, przesunięte wskazówkami tak, że ejden zaczynał bimbać, gdy drugi skończył. Teraz w domu kocham to szeptanie, cykanie i mamrotanie zegarów, a te bimbające uwielbiam.
UsuńJak spojrzałam na te pieski, to pomyślałam, że wyglądają jak Gog i Magog. :))) A potem przeczytałam podpis pod zdjęciem... :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię stare rzeczy. Zawsze przypomina mi to słowa ks. Twardowskiego: "Rzeczy mają własną po umarłych pamięć".
Dawniej robiono rzeczy nie tylko funkcjonalne, trwałe, ale i piękne. Teraz to niespotykane, żeby te trzy cechy spotkały się w jednej rzeczy. :)
Lubię oglądać rzeczy robione przez odtwórców dawnych rzemiosł. Można znaleźć prawdziwe cudeńka.
Pozdrawiam :)
Nie są to oryginalne gogi i magogi, ale rzeczy z epoki, większość rzeczy w muzeum Lucy to odtworzone na podstawie zdjęć aranżacje. Ale są i rarytasy, jak ubranka jej dzieci czy maszyna do pisania. Też kocham rzemieślnicze cuda, a za pięknem i trwałością codziennych sprzętów tęsknię podobnie..
UsuńKalino, od dawna już nie wymieniam rzeczy, które wyszły z mody - pewnie nawet o tym nie wiem, bo nie śledzę 'trendów' ;) Miałam, owszem, odlotowy wózek, kupiony przez dumnych dziadków. ale... woziłam moją córcię w wózku po iliś tam dzieciach, cudownie ciężkim i stabilnym, kołyszącym się i chyba brzydkim ;)
OdpowiedzUsuńZresztą... jestem typem zbieracza, nie wyrzucam niczego. Oczy świecą mi pożądaniem na widok starych obszrupanych sprzętów. Przywiązuję się do rzeczy prawie jak do zwierząt ;)
To świecenie oczu włącza mi się na widok drewnianych, starych mebli:))
UsuńTakże jestem chomikiem lubiącym przedmioty z przeszłością.
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedyś było moim marzeniem dotrzeć na P.E.I. i zobaczyć miejsca opisane w powieściach L.M. :-) Muzeum oczywiście także. Czy te porcelanowe psiaki to Gog i Magog?!
Tesiu, Wyspa Ksiecia Edwarda jeszcze przede mną, zdjęcia pochodzą z muzeum w Leaksdale i Bala, które odwiedziłam na wakacjach, jak chcesz więcej popatrzeć, wróć do moich postów z lipca 2014, będą tam relacje z wyprawy sladami L. M. Montgomery. Te pieski są takimi luźnymi wariacjami gogomagogowymi, podobno autentycznych gogów jest tylko kilkaset sztuk na swiecie;)
UsuńPiękny tekst . Tak samo czuję, tylko nie potrafię tak mądrze przelać myśli na "papier". Edyta
OdpowiedzUsuńJa czasem mam ochotę płakać nad klawiaturą, gdy szukam słów, Edyto, słowa są bardziej gruboskórnymi braćmi lotnych myśli, niestety:) Pozdrawiam cię serdecznie:)
UsuńEch Kalino, znowu się zachwycam jak pięknie potrafisz słowami malować obrazy tego świata, które oglądasz oczyma ...duszy. Piękne są i takie refleksyjne. I zdają się tak oczywiste. A jednak wprawiają w zachwyt.
OdpowiedzUsuńDobrej nocy Tobie życzę i pięknych snów :)
Dziękuję, Penelopo, ciągle się tego uczę, wyrażania słowami tego dręczącego w myślach uczucia. Umberto Eco napisał w Sześciu przechadzkach: " Czasem widzimy go w chwili zapadania w sen, jest jak barwa w powietrzu, niczym meszek na winogronie. Nie ma go w słowach, jest niewypowiedziany, jest pośród słów, jak poranna mgła w Chantilly".
UsuńKalino, jakbym czytała swoje myśli... Też nie lubię wyrzucać i staram się naprawiać póki się da, chociaż coraz trudniej znaleźć osoby, które pomogą naprawić... Dwa lata temu musiałam wyrzucić pralkę Polar, która spędziła ze mną 32 lata i bardzo mi jej było żal. Ciekawe ile nowa pociągnie, 3 lata, cztery? Teraz już nie ma rzeczy na całe życie, dlatego trzeba hołubić te stare...Każda z nich ma swoją historię.
OdpowiedzUsuńja znam dokładnie ejdnego szewca i zegarmistrza, jest tez pan od pralek i odkurzaczy, ale coraz częściej słyszę, że nie oplaca się naprawić, bo nowy kosztuje tyle, co części... taka epoka nasza, krótkotrwałościowa.
UsuńTe stare, odrapane rzeczy są najcenniejsze. Co z tego, że są nowe kubki w szafce, skoro w tym starym, lekko obtłuczonym herbata smakuje najlepiej? Bieliźniarka (czekająca jeszcze na mój wolny czas) pomieści więcej niż nowa komoda z Ikea. Talerze pojedyncze już, ale to na nich jadłam posiłki z Dziadziulkiem spędzając wakacje w moim obecnym domu. Oczywiście każda nowa rzecz ma szansę stać się tą ulubioną, jeśli tylko ma w sobie "to coś" i będziemy o nią dbać :)
OdpowiedzUsuńNie lubię gromadzić wokół siebie staroci, ale na pamiątkę zawsze coś zostawiam, wiadomo, człowiek pała sentymentem do pewnych rzeczy. Nie trzeba ich używać non stop, wystarczy potraktować jako artefakt :)
OdpowiedzUsuń