02 stycznia 2015

Wewnętrzny koc



To, co jest bardzo przyjemne w zimie, to naprzemienne marznięcie i grzanie się. Można pójść na spacer, tam daleko, za wrzosowisko i cmentarz, gdzie rzeka podmyła łąki i zamarzła w trzcinowe lodowisko, zmarznąć po drodze i zmoknąć, czuć w butach roztopiony śnieg, a na policzkach wiatr. I wydaje się, że już się nie dojdzie do domu - sporą część powrotnej drogi Mały spędził na plecach Dużego. A potem jednak się dochodzi, zdejmuje w drzwiach te mokre, zmrożone skorupy ubrań, wyzwala stopy z ciężkich, namokłych butów i z jękiem ulgi i zachwytu zakopuje się w koce lub zalega przed kominkiem. I wieczór rozpina herbaciany żagiel, kot bawi się z cieniami, na nogach wełniane skarpety, jest jeszcze resztka sernika i napar z malin. I to jest bardzo przyjemna część zimy, choć o wiele rozsądniejsze naturalnie jest nie chodzić nigdzie na spacery, nie moknąć i nie marznąć. Ale wszystko trzeba odkryć samemu i wszystko trzeba przeżyć samemu.

Wczoraj piekłam sernik, chłopcy grali w Osadników i Mały dzielnie nie rozpłakał się ani razu, choć to Duży wygrał, co było do przewidzenia. Duży jest maszyną do wygrywania, bo jest podstępny, dobrze planuje i nie ma skrupułów. Wiem to, bo mnie też ograł wiele razy, za nic mając fakt, że puszcza z torbami własną matkę. Odbierze ci ostatni kamień, wyłudzając go za absurdalnie zbędne owce, a potem wepchnie swoją osadę akurat w miejsce, gdzie planowało się zrobić swoją drogę, całkowicie blokując ci możliwość rozwoju. Dodatkowo uważa, że jest to dla mnie doświadczenie kształcące. Co do tego, zachowam własne zdanie:)

Tak więc jest drugi dzień młodziutkiego roku, choinka gubi już igły, z czego zadowolony jest odkurzacz, ostatnie świąteczne czekolady zostały już zjedzone, archipelagi prezentowych książek zdobyte, rolki odpoczywają w kącie, robię sok z selera, ogórków, jabłek i kiwi i myślę o wewnętrznym kocu.

Tak mi się dzisiaj wymyśliło rano: wewnętrzny koc. Owszem, dobrze jest owinąć się w ten wełniany, gdy zmarznie się na spacerze, ale konieczne jest też posiadanie wewnętrznego koca na podorędziu. Kiedy z różnych powodów życie przemoczy nam nasze duchowe nogi, kiedy ugniecie praca, zaboli jakaś samotność czy czyjś nietakt,  ugryzie mróz czyjejś obojętności, albo zwyczajnie, zimno nam w serce, bo za oknem serca wichrzyska problemów i lęk jak fioletowa Buka, zawijamy się w wewnętrzny koc i ogrzewamy zmarzniętych siebie. Mój wewnętrzny koc w dużej mierze utkany jest ze wspomnień, jasnych, ciepłych wspomnień. Z ukochanych wersetów, cytatów, malutkich celebracji, które nie pozwalają mi umierać z zimna. Przeglądam albumy i pamiętniki, obejmuję ciepłe ciałko Małego przez sen, wyszeptuję się Miłemu, parzę sobie herbatę w najładniejszej filiżance, wyciągam z szafy miękkie swetry, z półki tomik Tagore, garnę się do ludzi.  Wewnętrzny koc działa poza umysłem, nie chodzi o to, byśmy jak Kaj, składali lodowatą ręką potrzaskane litery, ale byśmy pozwolili zapłakać sobie, jak Gerda. To nie inteligencja i geniusz Kaja odmraża jego nieczułe serce, to robią ciepłe łzy siostry.



Wtedy zapłakała mała Gerda gorącymi łzami, które spłynęły na jego pierś, dostały się aż do jego serca, roztopiły kawałki lodu i wchłonęły okruszynę szkła. Kay spojrzał na nią, a ona zaśpiewała mu pieśń:

Różyczki kwitną tak pięknie w dolinie,
Pójdę pokłonić się bożej Dziecinie.

Wtedy Kay wybuchnął płaczem i odłamek szkła wypadł mu z oka, poznał Gerdę i zawołał radośnie:
– Gerdo, kochana, moja Gerdo! Gdzieś była tak długo? I gdzie ja byłem? – Rozejrzał się wokoło. – Jakże tu zimno! Jak pusto i rozlegle!
I przytulił się mocno do Gerdy, a ona śmiała się i płakała z radości, było to takie piękne, że nawet kawałki lodu zaczęty tańczyć, a kiedy się zmęczyły i położyły, utworzyły właśnie te litery, o których mówiła Królowa Śniegu, że jeśli Kay je ułoży, stanie się niezależnym panem, a ona podaruje mu cały świat i parę nowych łyżew.

A swoją drogą, bardzo lubię tę baśń:)

15 komentarzy:

  1. Bo może faktycznie trzeba zmarznąć, żeby docenić ciepło? Możliwe też, że po prostu tak się pocieszamy i uznajemy zimowe mrozy i słoty za kawałek szkła w oku (czy w sercu, czy gdziekolwiek wewnątrz) i dzielnie owijamy go w koce i malinowe herbaty czekając aż wypadnie. No, moim zdaniem fajnie byłoby też w ogóle bez niego, ale wtedy nie byłoby opowieści. Bo gdyby tak Kay siedział grzecznie z Gerdą i tylko patrzył na róże i pędy groszku w skrzynkach za oknem?
    Też lubię tę baśń (i tę Finkę gotującą zupę z listu i właśnie niedawno odkupiłam sobie Baśnie w zbiorze, jaki miałam w dzieciństwie. Z ilustracjami Szancera oczywiście. Inne są jakieś całkiem nie na miejscu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też z Szancerem kocham, choć ostatnio odkryłam ilustracje P. J. Lynch do Królowej i jestem pełna podziwu. Baśń jest magiczna do szpiku kości, jak wszystkie wielkie i prawdziwe baśnie...

      Usuń
  2. Pamięć.
    "żyjemy wśród zamętu,
    świata przygnębienia,
    często zapominając
    jak ważne są wspomnienia.
    Jak wiele znaczy pamięć o tym co minęło,
    odeszło w dal czasu, przybladło, odpłynęło
    Zamknij na chwilę oczy i przywołaj głąb duszy,
    coś czego jesteś pewien, wiesz, że cię poruszy.
    Ciepłe słońce powróci, serce mocniej zabije ,
    wiatr przeszły wspomnieniami otuli cię, okryje.
    Powrócą wieczory pachnące , majowe,
    nieba błękitne, przejrzyste ,granatowe.
    Zaszepce młodość , lekka i bezkarna
    uciekająca w pośpiechu
    jak pędząca sarna.
    I pomyślisz, że piękno pozostaje wspomnieniem
    powracając chwilami
    jasnym radości płomieniem"

    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku życzy Basia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też lubię tę baśń, czytam ją moim gimnazjalistom i oni bardzo się dziwią, a potem trwają w zasłuchania, niektórzy słyszą ją pierwszy raz. Żal mi dzieci , którym nie czytano baśni. Też mam swoje wewnętrzne koce, podobne do Twoich :) i lubię baśnie. Wszystkiego najlepszego! E-ka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ją czytałam wielokrotnie, ale ciągle odkrywam na nowo. bardzo symboliczna dla mnie... i zimowa. Cieszę się, ze też masz te ratujące kocyki, wszystkiego najlepsiejszego!

      Usuń
  4. Nawet nie byłam tego do końca świadoma ,ale tak... mam ten wewnętrzny kocyk ratunkowy. Jak to dobrze ,że już wiem . Czuję się bezpieczniej. Królowa śniegu to moja pierwsza samodzielnie przeczytana baśń.( przynajmniej tak pamiętam). Wszystko co pierwsze , jest wyjątkowa dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się bałam diabłów z lustrem z ilustracji. I nie mogłam pojąc, jak Kaj mógł być taki głupiutki... Gerda jak i Elza z łabędzi to archetyp silnej, lojalnej, kochanej kobiety. Wiele im zawdzięczam, leczyły mi serce:)

      Usuń
  5. Pięknie tu u ciebie i pięknie piszesz. Szkoda, że nie można cię zaprenumerować.;) Tak jak i ty, ja też mam swój wewnętrzny koc, tylko nazywam go ciepełkiem. Odnajduję go najczęściej w naturze, w lesie, ziołach, kubku wywaru z szałwi lub liści jeżyn i malin. Cokolwiek w zimie wrzucę do wrzątku, przypomina mi o kolorach i zapachach, a wtedy to już bardzo mi nie po drodze ze smutkiem. Takie spoosby "wiedźm", a może wróżek. ;) Pozdrawiam cię serdecznie. A baśń o której wspomniałaś to jedna z najpiękniejszych wg mnie, była dla mnie wyjątkowo magiczna. Tak jest z miłością, ogrzeje nawet lód, skruszy skały - ale jest jeden warunek - musi być prawdziwa. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny Małgorzato, i za magiczny opis swego ciepełka. Za twoją radą też wyciągnę miętę i suszone liście malin, niech płyną baśniowe zapachy...:)

      Usuń
  6. Kalinko, w Tobie się można zaczytać... Jak mi dobrze, kiedy tu do Ciebie wpadam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to przywilej, gościć was i częstować tym, co mi się napisze. Aż strach pomyśleć, że nie pisałabym wcale, ile by mi umknęło...

      Usuń
  7. Krolowa śniegu to moja ukochana basń:) I ja mam ten kocyk. To wspomnienia - ogień buzujacy w piecu, twarze zarumienione od ciepła i dziwne baśnie opowiadane przez dziadka... To uśmiechnięte buzie moich dzieci... I mogłabym tak wymieniać i wymieniać:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zmęczona jestem... Tylko się pogrzeję u ciebie kalinko... I muszę swój kocyk odgrzebać:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kalino, takim kocykiem są też dla nas wizyty na Twoim blogu :)
    Przy okazji wpadnij do mnie - coś tam czeka ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)