Dostałam ją na Święta od siostry i celebrowałam każdy okruszek. Absolutnie piękna. Nawet pudełeczko było piękne, zostawiłam sobie na pamiątkę. Symbol rzeczy efemerycznych, absolutnie niedorzeczna, jak pantofelki Marii Antoniny. Teraz, kiedy styczeń przełamuje się lazurem, poranki są nadal ciemne, a wiatr porywisty, nawet wspomnienia po tej czekoladzie smakują mi fiołkami. Nie wiem jak wy, ale ja po euforii całkowitej eksploatacji siebie, świątecznego sprzątania, szykowania, dekorowania, gotowania, potem jedzenia, dojadania, znowu sprzątania, czuję się pusta w środku, a zarazem ciężka, jak balon braci Montgolfier z balastem. Chce mi się odciąć te balasty znużenia i poszybować tam, gdzie ucieka ten czysty lazur, szarpany z dołu siwymi, smętnymi chmurami. Nie dziwię się ludziom, którzy w styczniu przemalowują mieszkania na biało, zastawiają stoły ogrodem hiacyntów i robią sobie długie głodówki, także duchowe. Nic nie czytać, niczego nie oglądać, położyć się na łóżku i z zamkniętymi oczyma jeść ostatnie okruszki fiołkowej czekolady, a zza okna tylko ptaki, szum sosen i daleki szum pomykających gdzieś samochodów. Czasem kogut u Basi zapieje, czasem zaszczeka pies sąsiadów. Czekolada znika bardzo szybko, a ja wyobrażam sobie wiktoriańskie balony, unoszące się na kartce nieba, pomalowanej odcieniem Louis Blue.
Zajmuję się teraz samymi nonszalancko zbędnymi rzeczami.
Maluję ilustracje do książki dla dzieci.
Powyciągałam wszystkie perfumy i układam z nich na szklanym blacie stołu zawiłe konfiguracje. Wącham hiacynty. Z szuflad przywędrowały kryształy - 3 lutego będzie pełnia, powinny najeść się księżyca. Karmienie kryształów księżycem jest bardzo efemeryczne i nonszalanckie, jak szalik Oskara Wilde'a.
Krokusy już wysunęły nosy z czarnej ziemi, to dobrze.
Moja bazylia doniczkowa choruje, wygląda na jakieś grzybowe paskudztwo, gubi liście. To niedobrze.
- Mamo, jak się nazywa to słowo na er - pytał Mały po powrocie ze szkoły - Takie coś, że wszystko, co robisz, jest takie samo?
- Rutyna?
- No. Tak właśnie się czuję - westchnął.
Zimową, mrocznawą porą rutyna stoi na werandzie jak Buka w ciężkiej, niemodnej sukience.
Pielęgnuję więc wbrew wszystkim styczniowym Bukom taką kruchą część siebie, która jest przezroczysta, rezonuje ze wszystkim wokoło, pozwalam jej z wyrozumiałością bawić się tymi bielami, kwiatami, ciszą, czekoladą, balonami, błękitem i spędzaniem wielu godzin na rysowaniu wąsów ryjówek. Wymyślam nowe dania, robię chłopcom kakao i dużo patrzę za okno. Powoli przygotowuję się do tego, by zacząć czekać na wiosnę. W pamiętnikach Agnieszki Osieckiej był taki fragment, że widziała na zboczu góry przeczucie śladu ścieżki.
Tak właśnie się czuję. Przeczucie śladu wiosny. Gdzieś tam, za tym styczniem i lutym, za księżycami, szarością poranków, ona jest. Kiełkuje już pod ziemią, nasyca się zielenią, głosami skowronków, pierwszymi motylami, bukiecikiem przebiśniegów. Nie śpieszymy się, musimy przeżyć pięknie te wszystkie dni, które nas od siebie dzielą. Aż tęsknota urośnie do właściwych rozmiarów. Aż będzie tak nie do wytrzymania, aż zaboli z radości, gdy ciepły, roześmiany wiatr obejmie mnie pachnącymi ramionami.
Więc póki co, ostatni kawałeczek czekolady.
Zamykając oczy, czekam, aż rozpuści się na języku.
A mi zapachniało fiołkami....pal sześć czekoladę, teraz jem lekko - za lekko nawet, ale póki czuję się dobrze to jadam, omijam czekolady, cukierki, mięsiwa, sosy i inne balasty. Może i duchowo się odchudzę? Pozytywnie oczywiście - odchudzę ciało i ducha i będzie mi się chciało robić wiele rzeczy o których póki co tylko mówię, że zrobię.
OdpowiedzUsuńRutyna zabija. Wszystko. Rutyna to nie to samo co rytuały czy przyzwyczajenia, to nawet nie to samo co zaprogramowany i zorganizowany dzień. Czy można robić codziennie to samo, ale inaczej? Można. Trzeba tylko chcieć. Miniona epoka mnie rozczuliła - jakże była piękna, delikatna, romantyczna, szarmancka...przypomniał mi się film W.A. "O północy w Paryżu." Obejrzę sobie w sobotę:)
Karmienie kryształów księżycem ma coś z czarnoksięstwa i tajemnej wiedzy. ;)
OdpowiedzUsuńW tym roku mieliśmy dosłownie 4 dni zimy, i też się zastanawiam, czy przypadkiem nie zacząć czekać na wiosnę? Ale tak w styczniu? Hmm, może rzeczywiście najlepiej zacząć przeczuwać ślad wiosny. Tym bardziej, że u mnie też cebulkowe wychylają już nosy z ziemi.
kalinko, zajmowanie się nonszalancko zbednymi rzeczami, to cudowne chwile! Korzystaj z nich ile isę da. :))
Uściski
aż czuć ten zapach fiołków :)
OdpowiedzUsuńi zbliżającą się wiosnę :)
pozdrawiam
Kalino, jak cudownie i lekko piszesz ;)
OdpowiedzUsuńZ jaką nonszalancją mogę czytać o czekoladzie pachnącej fiołkami - nigdy o takiej nie słyszałam - i o przeczuciu wiosny... (Dzisiaj wiosna dawała nam znaki tak wyraźne, że trudno było by je zlekceważyć.)
Karmienie kryształów księżycem... czysta magia...;)
Wszystko, byle nie rutyna. Rację ma Magdalena - rytuały to coś dającego poczucie bezpieczeństwa i przynależności, rutyna - zabija.
Dziś rano patrząc przez okno i pijąc poranną kawę, cieszyłam się, że już za dwa miesiące będę znowu sadzić nowe rośliny. Żeby tylko wiosna nie przywitała nas takimi samymi temperaturami jak teraz. Dziś było 10 C :)
OdpowiedzUsuńOstatnio też miewam ochotę na nonszalancję. Układam wtedy na stole swoją małą kolekcję kamieni, przesypuję koraliki do innych pudełek, spoglądam na słońce przez kolorowe szkiełka:) Patrzyłam dzisiaj na szare trawniki i pomyślałam, że jest w nich potencjał. Jeszcze chwila, może dwie i pierwsze pędy puszczą się ku słońcu. Czekam na wiosnę tak samo jak ta zmęczona zimą trawa:)
OdpowiedzUsuńTeż czekam na ciepłe a przede wszystkim słoneczne dni .Oglądam "Ciszę na Rozlewiskiem" chłonąc każdy szum zielonych drzew,plusk wody, spokój.Przymykam oczy ,nie słucham dialogów tylko wyobrażam sobie siebie w tym krajobrazie .
OdpowiedzUsuńOd tej chwili już zawsze widząc fiołki w ogrodzie pomyślę o czekoladzie i o kryształach. Ich część wspólna to ten post i Ty.
OdpowiedzUsuńNie dalej jak dzisiaj po południu w rozmowie z koleżanką zgodziłyśmy się, że trzeba już zacząć czekać na wiosnę... Bzy mają już malutkie pączuszki... A fiołki to mi kwitły jeszcze w grudniu:)) Nonszalancji mi się też chce...
OdpowiedzUsuńA mogę się dowiedzieć czegoś więcej na temat karmienia kryształów księżycem?
Zatęskniłam za zapachem fiołków... :)
OdpowiedzUsuńZima jakaś niepozbierania, ni to, ni owo. I komary latają! Zgroza! W styczniu?!
Ale momentami wiatr niesie taki nieśmiały zapach, pełen tęsknoty za ciepłem, kwiatami, zielenią i szeptem liści.