Myślę, że ta nasza wewnętrzna mała dziewczynka nigdy nie dorasta. Owszem, ta zewnętrzna poszerza się tu i tam, trochę marszczy w uśmiechach czy smutkach, liczy siwe włosy na grzywce i płaci podatki. Ta wewnętrzna ciągle wierzy we wróżki, cieszy się wiankiem z kwiatów i bawi w dom.
Zabawa w dom jest bardzo przyjemna. Ustawiam filiżanki jak panna Lawenda na swoje zmyślone przyjęcia, zaściełam na łóżko kapę z falbankami, hiacynt przenoszę z szafki na stół, zastanawiając się, gdzie lepiej pasuje jego figlarny, rokokowy róż. Potem bawię się w gospodarstwo; idę po siano dla królików, biorę szuflę i czyszczę klatkę, bo zwierzątka starają się jak mogą, by użyźnić mój ogród. W ogród też będę się dzisiaj bawić, a jakże, pora zaplanować wiosenne wysiewy i rozrysować to i owo. Megi kiedyś pięknie pisała o tych naszych zabawach - nawet w zachody słońca można się bawić. W szare poranki. W samotne śniadanie, celebrowane na najładniejszym talerzu. W spacery. Całkiem sporo lat spędziłam i dalej spędzam, bawiąc się w nauczycielkę. Wymaga to noszenia obcasów, dziennika i wczesnego wstawania, ale czego się nie robi dla dobrej zabawy.
Zabawa w dzielną dziewczynkę. Patrzcie, jak sobie dobrze radzę, szykując wszystkim kanapki i dźwigając torby z urwanym uchem. Mleka zapomniałam kupić, muszę znów wrócić do sklepu. Wspominam tatę i prawie wcale nie płaczę, tylko wtedy, jak widzę kogoś, jadącego z wędkami na starym skuterku. Czasem myślę, że to on i że jeszcze zdążę go dogonić i powiedzieć mu wszystko, czego nie powiedziałam i odbyć tę najważniejszą rozmowę, która wszystko wyjaśni. Nigdy go nie doganiam, ten skuter zawsze jest za szybki. Więc zostaje zabawa w zbieranie kaczeńców nad rzeką i milczenie na moście, podczas gdy fala śpiewa o łodziach Jadźwingów i snach tysiącleci. Z rzekami tak jest, są jak koty, przestają się bawić, gdy stracą ochotę i możesz wtedy ile chcesz szeleścić papierkami, nawet okiem nie spojrzą.
Czasem bawię się w Kalinę, która ma dużo przyjaciół. Otwieram stare listy, pamiętniki nawet, wyciągam fotografie i pocztówki, notes z numerami telefonów. Wspominam herbatki przy kominku i czułe prezenty. Ale w tej zabawie trzeba uważać, by nie przypomnieć sobie, że wiele z tych telefonów w notesie milczy, na wiele listów nie otrzymało się odpowiedzi, a co się stało z naszą klasą, to już każdy wie. Jola z kucykami jest po drugim rozwodzie, Stasiek pije, a Marka już nie ma. Z lustra wtedy wygląda zmęczona duża dziewczynka, więc ta mała podchodzi do niej i obejmuje mocno. Trzeba pocieszyć ją czym się da, ciepłem kominka, wełnianą skarpetą, gorącą herbatą, szeptem, że nie jesteś sama, naprawdę. Damy radę, kochana. W końcu jesteśmy tu dwie, a co dwie kobietki, to nie jedna, prawda?
Rokokowy róż hiacyntu - Kalinko, ja Cię kiedyś uduszę z zachwytu za Twoje niezrównane porównania! :))
OdpowiedzUsuńA oprócz uduszenia, chciałabym Cię kiedyś wyściskać...
Piękny, prawdziwy post, aż łaza mi się w oku zakręciła, tyle w nim też o mnie.
Obejmuję mocno
Obejmuję, Ewciu. Nie duś:)
UsuńDziękuję. Bardzo się wzruszyłam Pani opowieścią. Czytając, miałam wrażenie, jakby to było o mnie samej. Tylko z tą małą różnicą, że ja gonie mojego dziadziusia. Staram się nie płakać, ale to nie takie łatwe. Gdyby mozna było zatrzymać czas na etapie dzieciństwa...chciałabym wrócić do domu... To moje marzenie.
OdpowiedzUsuńMniej dokuczliwa samotność się wydaje, gdy "spotyka" sie takie osoby jak Pani. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Ada
To ja dziękuję - też chciałabym wrócić do domu i chyba ciągle wracamy, tak myślę. Całe życie, przynajmniej moje, jest takim trochę wracaniem do domu... Najwięcej do domu dziadków wracam. A czasem myślę, że dusza tam zapuściła korzenie, a jej nie przeszkadza, ze czas mija i coś przestaje istniec, bo w światach dusz wszystkie rzeczy istnieją zawsze. Pozdrawiam, Ado;)
UsuńNic dodać ,nic ująć.Nawet tak jak ja mając 66 lat /może nawet bardziej/ jesteśmy takimi dziewczynkami.Patrząc na syna ,na jego niektóre gesty widzę swojego tatę a moja 5 letnia wnuczka przypomina mnie i to nie tylko z wyglądu. Pozdrawiam , Basia
OdpowiedzUsuńKalino, ja także myślałam, że wszyscy bawią się życiem równie dobrze jak ja, aż spostrzegłam, że wcale się nie bawią, tylko robią wszystko na serio! ;-) Z tej konfrontacji wynikały same kłopoty, więc się już nie bawię :-/
OdpowiedzUsuńPewnie ,że tak ,w każdej z nas jest mała dziewczynka ! I bardzo dobrze . Są również nieodebrane telefony , listy na które nikt nie odpisał ( której z nas jest bardziej przykro : dużej czy małej dziewczynce ?)Może to właśnie sekret naszej siły - jest nas dwie , duża realizuje marzenia małej , mała pilnuje aby nie zbaczać , nie iść na skróty .Duża pewnie nieraz chce odpuścić , mała nie pozwala , dopinguje .I tak się razem bawią - całe życie .Pozdrawiam E.K
OdpowiedzUsuńWiesz Kalino, w sobotę podczas kolejnej odsłony sprzątania piwnicy wpadł mi w ręce mój notes z telefonami..."Co się stało z naszą klasą? Co się stało ze mną...(oprócz tego że jest mnie dużo więcej i nie mam już sił wstawać zaraz po budziku, muszę celebrować poranek w pościeli przynajmniej przez kwadrans i nie wychodzę z domu bez makijażu" - zapytałam sama siebie. Twój post odpowiedział na wszystkie moje pytania. Duża dziewczynka opada z sił, nie nadąża za tą małą...
OdpowiedzUsuńOch... co by było z nami,gdyby nie te dziewczynki w nas...
OdpowiedzUsuńKalinko, kochana, mam dziś taki dzień złych wiadomości,dużo wokół mnie smutku,niepokoju ,niezgody na to na co nie mamy wpływu.Ale czytając Ciebie zrobiło mi się trochę lepiej na duszy.Troche pogodniej.Jesteś Czarodziejką? Halina
OdpowiedzUsuńChciałam coś napisać, ale napiszę tylko: DZIĘKUJĘ. :)
OdpowiedzUsuńI wezmę następną chusteczkę...
Pozdrawiam :)
...i póki nosimy w sobie tę małą dziewczynkę, życie jest znośniejsze, czasem weselsze a czasem piękniejsze :)
OdpowiedzUsuńPielęgnujmy ją w sobie! :)
Uściski dla tej małej Kalinki :)) przesyłam ... bo gdyby nie Ona, pewnie i ten blog nie byłby taki, jakim jest.