„Krzątactwo należy do naczelnych kategorii ujmujących obecność w świecie. Jest sposobem bycia w codzienności. Ptaka, człowieka, owada, bez wyjątków. Choć różnorodnie przejawia się krzątanie, stanowi dynamiczny fundament codzienności. Kto bytuje krzątaczo, ma w niej udział. To nas łączy. Należymy do bytów krzątaczych i z tej racji wchodzimy w codzienność. Podobnie jak mrówka i żuk gnojak”.
Wczoraj przeczytałam, że odeszła wspaniała filozofka i pisarka, Jolanta Brach - Czaina. Wychowałam się na polonistyce na "Szczelinach istnienia". Jeśli miarą wielkości pisarza jest fakt, że ich książki, opowieści, cytaty, całe zwroty myślowe wchodzą w nasze życie, to pani Brach - Czaina ma swoje miejsce u mnie obok Lucy Montgomery, Tove Jansson, Tokarczuk czy Lewisa.
Musiałam napisać o krzątaniu się i pani Brach - Czainie, bo przypominam ją sobie, za każdym razem, gdy wędruję na kompost z kubłem obierek, gdy układam ubrania w szafie, pielę w ogrodzie po raz setny odnawiającą się psiankę. Posługi miłości. Gdyby ich nie robić, nasz malutki świat upadnie. Nie dla pamięci i chwały to robimy, a z konieczności i miłości. Dlatego każda uprasowana koszula jest taka cenna.
I te wszystkie godziny, włożone przez Miłego w zmajstrowanie naszej maszyny do przesiewania kompostu.
Ta dam, oto ona. Już drugi sezon działa i jest cudowna.
Rok temu miałam tu dwa zagonki, ale okazały się trochę za szerokie i nieporęczne, ścieżka za wąska by wjechać taczką. W tym roku dzielę na cztery, zrobię mały płodozmian, dodam zioła i kwiaty na wiejski ogródek, czyli wszystko w jednym. Z lewej strony nie widać, ale mam tam pod tujami nie wykorzystany kawałek ziemi, dość ciemnawy, mający światło tylko kilka godzin. No i chyba zrobię tam cieniolubną rabatę kwiatową, przesadzę hortensje z kawałka słonecznego, gdzie im gorzej, a na tym słonecznym usadzę malwy i inny słońcolubny drobiazg, może róże. Mam też trochę orlików, funkie, więc cień się zagospodaruje.
Pogodę mamy trudną, każdą noc na minusie, w dzień od 0 do 2, popada od czasu do czasu drobny śnieg, ziemia zmarznięta i przesiewanie wstrzymane. Przyroda czeka, leszczyna nie kwitnie, forsycje w pączkach, przebiśniegi rozkwitają w domu, bo na dworze kulą się w liściach. Ale pomidory już wschodzą na parapecie, siedmiolatka, posiałam kilka bakłażanów.
Od poniedziałku dobre dni na sianie sałaty, więc zamierzam wtorek, środa posiać w szklarni na tych nowo wzbogaconych zagonkach. Tęsknię za swoją sałatą.
I tak nam idzie wiosenne krzątanie, nowy sezon w ogrodzie uważam za rozpoczęty.
"Wstajemy.
OdpowiedzUsuńMyjemy się.
Jemy śniadanie.
Pracujemy.
Robimy zakupy.
Przygotowujemy jedzenie.
Jemy.
Zmywamy.
Pracujemy.
Trwamy.
Przygotowujemy jedzenie
Jemy.
Sprzątamy.
Myjemy się.
Zasypiamy.
Śpimy.
Budzimy się."
I tak trwamy, aż się nasz czas wypełni.
Piękna w swojej prostocie maszyna i piękny motylek wiosenny:)
U nas mróz. O brzasku - 8, a po południu zaczął sypać śnieg
Ojej, Kalino, to już manufaktura rolnicza, prawie przemysłowa:-)
OdpowiedzUsuńMasz skarb w domu, takiego pracowitego, pomysłowego "Dobromira":-)
Posiałam w małej cieplarence na próbę fasolnik, melony, ogórek krzaczasty, pak choi i mizunę, po 4 mini-doniczki.
Ale mnie ta codzienna, powtarzalna krzątanina sprawia zadowolenie. Pozdrawiam serdecznie.