We wtorek czekałam pod szkołą na powrót Małego z basenu, przy okazji posłyszałam cudną rozmowę tatusia i trzylatki, wychodzących z szatni.
- Czemu nie przyjechałeś po mnie sankami? - cieniutki głosik miał w sobie sporo zawodu.
- No jak, przecież widzisz, że nie ma śniegu - tatuś wskazał na chlupoczące pod nogami pośniegowe, brejowate błotko. Ale trzylatka była nieustępliwa.
- Następnym razem jak przyjdzie po mnie mama, to powie śniegowi, żeby się nie roztopił!
Skryłam uśmiech na widok miny tatusia. Bezcenna.
Tak więc tatusiowie, starać się z tym śniegiem.
Jutro bal karnawałowy, Mały zamarzył o karierze wąpierza. Skąd zdobyć zęby?
Dużemu zostały dwa egzaminy w sesji.
Średni już pyta, kiedy będą następne dni wolne w szkole i odlicza czas do Wielkanocy.
Spaliła się jedyna w Kalinowie kwiaciarnia, czarne dziury po oknach są straszliwie bolesne, stara mirabelka przy ścianie osmalona ogniem. Czy zakwitnie na wiosnę?
Dzisiaj dzień srok - pojawia się ich mnóstwo od rana, albo to ciągle dwie te same, ale w różnych konfiguracjach. Słucham bardzo ciepłej i bardzo mruczącej muzyki, wciągam różowy fartuch od Elfa i Dużego i staram się być bardzo mocno Tu i Teraz, choć zerkam troszkę zazdrośnie na śpiącego przy kaloryferku kota, zdecydowanie będącego Gdzieś Tam Indziej.
Domowe pączki i herbata nigdy nie smakują mi tak, jak dziś.
Ps. Dotarły do mnie gazetki od Ani z Brzeziny, jak Ci serdecznie dziękuję! Kilka najbliższych wieczorów będzie bajkowych i smakowitych, coś pięknego na szarość lutego. I list, prawdziwy, na czerpanym papierze. I serwetka, która już się umościła na szafce dziadka. Dziękuję, i życzę zdrowia, bardzo mocno.
Od Docika i Pawła przyleciał zmarznięty, okryty śniegiem chicagowski gołąb pocztowy. Dziękuję Wam za ten wiersz, potrzebny mi był dzisiaj ogromnie.
Dzisiaj słońce wzeszło dla ciebie.
To dla ciebie załopotały sztandary światła.
Roślinki radość ci przyniosły.
Bogata jesteś, duszo moja.
Wiedza do ciebie przybywa.
Sztandar światła nad tobą połyska, raduj się!
M. Rerich
:) o tak, mamy bywają niezastąpione. Kalino "rzuć" linka do tej bardzo mruczącej muzyki, proszę :)
OdpowiedzUsuńja pączkami już zgrzeszyłam, z kawą parzoną przez męża i beztrosko się lenię w te ostatnie dni ferii..
a kwiaciarnię odratują??
Lamio, już wrzuciłam muzyczkę do postu, to Constance Amiot. Bardzo bym chciała, by odratowano... to jeden z elementów malutkiego, lokalnego świata, który po prostu zawsze był.
UsuńDziękuję za muzykę :) - za kwiaciarnię mocno ściskam kciuki.
UsuńKobiety mają moc. :)
OdpowiedzUsuńA dzieci ufność:)
UsuńBardzo się cieszę, że przesyłka dotarła. Papier wyszperałam specjalnie dla Ciebie w domu rodzinnym ,bo wiedziałam, że "gdzieś tam jest" :) A po Twoim poście "listowym" nie mogło przecież być inaczej... Cieszę się również, że serwetka się zadomowiła. Nie jest krochmalona (jak sama widzisz), bo ja wolę mięciutkie, a poza tym stwierdziłam, że i tak zrobisz to lepiej ode mnie jakby co ;)
OdpowiedzUsuńMiłego oglądania w te lutowe, wciąż trochę zimowe wieczory. Chociaż u nas słoneczko dzisiaj już wiosennie grzało! :)
Zazdroszczę słońca, bardzo. Wchodzę w fazę znużenia zimowego, tęsknię za przedwiośniem...
UsuńTo już za momencik. Ponoć bociany już wracają :)
UsuńU nas już wiosna na całego;)) Dzisiaj słońce i 9 stopni, a my... chorzy;)))
OdpowiedzUsuńKreciku, zdrowiejcie, kurujcie sie czym się da - rzekła Kalina, mrugając znacząco;)
UsuńCieplutkich pączków trzeba kilka zjeść, następne dopiero za rok. Mnie obdarowała sąsiadka (siatka na płocie), w siatce talerz z pączkami owinięty folią, coby nie ostygły od razu. I nie ostygły!
OdpowiedzUsuńPrzesympatyczną macie sąsiadkę. Też bym nie pogardziła - a tak musiałam sama usmażyć, te łatwe, serowe, żeby szybko było i dużo. I oczywiście, już znikły.
UsuńSąsiadkowe też znikły...
OdpowiedzUsuń