I znowu mamy mróz. Przepięknie jest. Niebo jest dzisiaj tak wygwieżdżone, że się w oczarowaniu zastyga na ganku, choć termometr biadoli, że niżej minus dziesięciu już spadło. Ogród rano okryty szronem, słońce rozjeżdża się złotym kabrioletem po błękicie, ale wiatr jest lodowaty i niebacznie zapomniawszy rękawiczek miałam wrażenie, że mam sople zamiast palców. Ale mimo to wesoło na duszy, bo ponoć bociany już lecą! I krokusy wylazły z ziemi na dobry centymetr.
Zaczęła się kocia epopeja, tabuny miauczących dzikim głosem absztyfikantów pod oknem. Przy okazji Mały dopytał się, kto to absztyfikant i używa słowa z lubością. Oznajmił też, że Średni przypomina mu pingwina Kowalskiego.
- A ty? - zagadnęłam zaciekawiona.
Rozpromienił się.
- A ja jestem uroczy jak szeregowy!
Duży odsypia sesję i fotografuje. Ostatnio głównie starą szklarnię, twierdząc, że ma tam dobre światło. Wiedziałam, że nie trzeba jej sprzątać;) Takie zabałaganione miejsca z dobrym światłem i rupieciami powinny być wszędzie, chaos jest jak się okazuje twórczy.
Stare doniczki. Deskowe kładeczki. Konstelacje pajęczyn, folii, wiaderek i nawianych z dębu sąsiedzkiego liści. Dzika róża anektująca szparę w ścianie. Dlaczego to takie piękne, gdy spojrzeć inaczej, pod słońce, pozwalając zmysłom posmakować barw i światła? A może nie sprzątać życia za bardzo, nie zawsze i nie wszystko? Pozwolić dotrwać na spokojnej emeryturze temu wszystkiemu, co wydaje nam się akurat zbędne, niemodne, passe? A potem powrócić jak córka marnotrawna do zapomnianych szczęść. Kiedyś tak chowałam zabawki dzieciom - w pudła i do piwnicy, przyniesione za pół roku odkrywane były z nową radością.
Niby dlaczego Pan Bóg chowa nam co roku wiosnę? Kiedy tylko widzę wyłażące z ziemi noski tulipanów i świeżą zieleń, czuję się tak, jakbym dostała właśnie takie schowane na jakiś czas pudło ukochanych zabawek.
Żonkile.
Bazie kotki. Czemu nie ma bazich myszek, mamo?
Ciepły wiatr.
Uniesienie, gdy można wciągnąć żakiet zamiast kożuszka. Radość, gdy znowu bose stopy poczują trawę.
Czy czulibyśmy to, gdyby trwało i trwało?
Tak więc dziękuję Dużemu za jego buszowanie w szklarniowej rupieciarni, przypomina mi, żeby się cieszyć na nowo tym, że pudło zimowych zabawek - mrozu, zimnych nosów, szronu i ciemnych poranków niedługo ustąpi miejsca kolorowej, radosnej fieście wiosny. Póki co, cieszę się z tego, co mam. Z odskrobywanych szyb. Prania, zamarzniętego na sznurze. Gwiazd jak srebrnego maku. Szalika i butków z futerkiem. Następne dopiero za rok, radujmy się, póki są:)
I zrozumiałam jeszcze jedno - czasem trzeba tylko zakurzonej szyby, żeby zobaczyć, jak piękne bywa światło.
Bardzo Ci dziękuję Kalinko. Nazywasz rzeczy, które czuję i widzę, a sama właściwych słów znaleźć nie potrafię. Wiele ciepłych myśli wysłałam do Ciebie, nad Narew, już od wakacji (trafiłam za Maszką), myślę, że część z nich w tej właśnie szklarni osiadła (życzenia urodzinowe widziałam). A teraz przypomniałaś mi w samą porę (nie zdążyłam się rozpłakać:-)), że to pan Bóg schował mi coś, czego drugi dzień szukam. Obawiałam się, że zgubiłam. Napisałabym Tobie o sobie wszystko najchętniej tą wieczorową porą:-). Ewa.
OdpowiedzUsuńEwo, taką wieczorową porą odległości nie mają znaczenia. A ciepłe myśli pomagają mi ogromnie, bo ja rezonuję ze światem i wiem, co to znaczy dobra, jasna energia od kogoś i jak ciężko, gdy idą cienie.
UsuńMnie też czasem Bóg coś chowa, żeby mi przypomnieć, że to ważne. Że potrzebuje mojej uwagi, że muszę tęsknić, żeby w pełni docenić.
A ja się zastanawiałam hihihi w jakim to zaczarowanym miejscu powstały te magiczne zdjęcia, a Ty piszesz, że to stara szklarnia... Jak dobrze Kalinko,że jej nie sprzątałaś. Po drugiej stronie zakurzonej szyby ukazał się bajkowy świat jak po drugiej stronie lustra. Ależ cudnie wrażliwe oko ma Duży.
OdpowiedzUsuńPory roku jak schowane pudła zabawek ...hihihi. Letnie pełne czereśni i papierówek, gwiaździstych ciepłych nocy, zapachu siana i szumu fal, jesienne barwne i bogate z wesoło uśmiechniętymi kasztanowymi ludzikami... I całe życie możemy się cieszyć jak dzieci (ja swoim też tak chowałam zabawki). Dziękuję Kalinko, ależ dziś będę miała kolorowe sny :)
Pozdrawiam serdecznie:)
Jak dobrze, że nie zdążyłam usunąć rupieci:) Dzisiaj przechodziłam obok szklarni, żeby wyrzucić odpadki na kompost - nie widziałam żadnych czarów. A jednak Duży je widział. Jestem pełna zdumienia i podziwu.
UsuńTak, cieszmy się jak dzieci i patrzmy jak one.
Wonderful blog with processed extraordinary that give great beauty.
OdpowiedzUsuńBest Regards from Gran Canaria - Canary Islands (Spain)
I follow with interest .............
Andrés.
Thank you very much, photos did my son :)
UsuńPiękne zdjęcia. Pełne magii. :) Światło najlepiej można docenić, kiedy musi się zmierzyć z ciemnością i nieprzejrzystością. Wtedy widać jego siłę i urodę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wszystko wokół nas może nieść radość i zachwycać pięknem, jeśli się tylko zechce to piękno zobaczyć :) Na wiosnę czekam jak na prezent w wielkim pudle. Ale kocham luty za to, że jeszcze daje wytchnienie przed ciężką wiosenną pracą i czas na marzenia, plany. Zdjęcia bajeczne :)
OdpowiedzUsuńHmm... Ale to Duży kim jest przy takim podziale ról - Skipper czy... Rico? :D
OdpowiedzUsuńDuzy jest poza szufladkami, to wolny duch i pojęcia nie mam:) Taki włóczykijo-wiedźmino-aragorno-jeździec z nikąd:)
Usuń