01 sierpnia 2025

Floryda, Niagara, znowu Szkocja, lady Anne, Dom Opata i wracamy do domu.

 



Niagara to zangielszczona forma rdzennego irokeskiego Onguiaahra, czyli Cieśnina, choć znalazłam informację, że równie dobrze może to być Grzmiący Hałas. Obie opcje pasują - hałas jest niesamowity, huk wody głuszy wszystko, a gdy stateczek wyładowany turystami jak oposica młodymi, podpłynął do  ściany wody, mokrzy byliśmy wszyscy mimo czerwonokapturkowych płaszczy.
Louis Hennepin, francuski ksiądz, był pierwszym Europejczykiem, który opisał ten obszar podczas wyprawy w 1678 roku. Hennepin opublikował raport ze swoich podróży w "A New Discovery" po powrocie do Francji.  A wodospad wygląda tak. Starałam się zrobić zdjęcia bez ludzi, ale musiałam trzymac telefon w górze, więc macie górne ujęcia, ale za to brak czerwonych płaszczyków w całym polu widzenia:)
 

 
A ten obywatel pierzasty niżej to nie bocian! Nosi dumne miano dławigad. Zjada węże, ale tutaj sobie pod sklepem spożywczym wystaje jak ławeczkowcy z Ranczo. Przyjmie wszystko do dzioba, nawet krakersy:) 


 
Na Florydzie byliśmy kilka dni u rodziny, a tu Kalina pod palmą. Mango rośnie w ogrodzie. Zrywam je z drzewa! Jak to człowieka mała rzecz cieszy... nie zapomnę zimą słodkich mango jedzonych w czterdziestostopniowym upale. palma na palmie. te wielkie to royal, czyli królewskie, mniejsze nazywa się tu pigmejami. Widziałam oposa, jaszczurki i kolibry. Chodziliśmy się kąpać w Zatoce Amerykańskiej, hy hy, już nie Meksykańskiej:)




I kolejny lot, kolejna zmiana czasu... i witaj znowu, Szkocjo. Idziemy na spacer, przechodzić sześciogodzinny jet-lag, dwadzieścia trzy stopnie, chmury, wiatr, kwitnie jarzębina. To już, naprawdę, sierpień?

 
Dunfermline jest przepięknym, starym miasteczkiem.
Na każdym kroku szepcze do ucha historia. Tu Izba Handlowa, projekt architekta Campbella, w stylu francuskiego gotyku, rok 1879. Niżej Abbey Palace i kościół, gdzie pochowany jest Robert Bruce, już tu byliśmy, ale tym razem okrążamy od drugiej strony i idziemy na cmentarz. 

 
Ciągnie mnie do kamiennej urny, to przez wiersz Keatsa. Kto pamięta? 
 
 Will silent be; and not a soul to tell
                Why thou art desolate, can e'er return...
 

 
Wzrusza mnie ta kamienna łapka.
Podaję kamiennej dłoni dotyk, przez eony czasu.
 Kimkolwiek był John Drummond, daję mu wspomnienie.

 
Gdy z nas, dzisiejszych, już nic nie zostanie,
Inne, niż nasze, poznasz bóle, nieba,
Lecz, drużka człeka, znów dasz mu wskazanie:
„Piękno jest prawdą, prawda pięknem”, — oto
Co wiesz na ziemi, i co wiedzieć trzeba. 
 
 
 
Idziemy do Domu Opata, Abbot House, najstarszego domu w Dunfermline. Widać go z daleka- cudny jets ten kolorowy styl, a sam budynek jest zabytkiem klasy A. Tak jak w Culross był musztardowy pałac, to tutaj mamy dom pomalowany barwionym wapnem. Ocalał z wielkiego pożaru w XVII wieku i zachwyca do dziś. 
 



 
Przy Domu Opata jest ziołowy ogród, kiedyś mieszkała tu zielarka i położna, Lady Anne Halkett. Jej ojciec był nauczycielem dzieci króla Jakuba I. Napisała niezwykłe wspomnienia - pamiętnik z medytacjami, 21 tomów, a mnie wzruszyła historia jej pierwszej miłości - zakochała się w nie dośc bogatym jak na jej rodzinę Thomasie Howardzie, zakazano im się widywać, bo Anne szykowano za mąż, w jej pokoju matka kazała spać innej osobie, na wypadek gdyby zakochany młodzian jednak złamał konwenanse. A przyłapano ich wcześniej, gdy usiadła kawalerowi na kolanach i podobno się całowali!  Wymuszono zerwanie. Anne, nie chcąc łamać obietnicy, danej matce, że nie zobaczy ukochanego, spotkała się z nim ostatni raz i pożegnała, mając na oczach opaskę. Niestety, wkrótce potem dowiaduje się, że tak zabiegający o nią młodzian szybko sie pocieszył i ożenił, Anne po epizodzie rozpaczy dochodzi do wniosku, że tego kwiata pół świata i kończy z żałobą. Jej dalsze dzieje są burzliwe. Romansuje ze szpiegiem rojalistów, (żonatym, co ukrywał!), zostaje pielęgniarką, zajmuje się medycyną, odbiera porody,  pisze pamiętniki. Zostaje w końcu - ona, powazna anglikanka!- żoną prezbiterianina, sir Jamesa Halketta, wdowca z dwiema (lub czterema)  córkami, byli małżeństwem czternaście  lat. Lady Halkett urodziła czworo własnych dzieci, ale tylko jedno dożyło dorosłości, a i to zmarło przed nią. Po owdowieniu wróciła do praktyki lekarskiej (jak to robiła już wcześniej w czasie wojny) i zajęła się nauczaniem. Napisała również autobiografię (opierając się na starych pamiętnikach), do czego, jak twierdzi, sprowokowała ją „pogłoska, że jest czarownicą”. 




Kolejnym mieszkańcem Abbot House jest Robert Pitcairn, czołowa postać protestanckiej reformacji szkockiej z 1560 roku, późniejszy sekretarz stanu ds. Szkocji. Mówi się, że to on jest autorem motta umieszczonego nad głównymi drzwiami.

"Skoro słowo jest zniewolone, a myśl wolna, radzę ci, abyś trzymał język za zębami ".

Żegnamy Szkocję - zostaje w sercu, głęboko. Jutro ostatni dzień, w niedzielę wracamy do domu. Czuć już ten galopujący sierpień.









 

22 lipca 2025

Montreal, Leonard Cohen i melancholia.

 „Dokąd prowadzą te wszystkie autostrady, skoro jesteśmy wolni?

Czemu armie, które wracały do mnie, wciąż maszerują?”

Pierwsze, co nas powitało, to jego spojrzenie nad miastem. Mural Leonarda Cohena ma 21 pięter - jest olbrzymi, góruje nad panoramą melancholijnego miasta. Bo dla mnie Montreal po gwarnym Quebecu był wyjątkowo melancholijny, nostalgiczny i w sumie nie wiem czemu - smutny tym rodzajem smutku, jaki płynie z muzyki fado, z końca lata i rzeczy, na które nie mamy wpływu. "Srebrne noże błyszczą w starej, zmęczonej kawiarni", śpiewał w The Gypsy's Wife. I mijaliśmy takie po drodze, ze spojrzeniami znużonych, a zarazem zawieszonych w bezczasie ludzi. To było najbardziej pełne ludzi miasto, jakie widzieliśmy w tej podróży. "Coś mitycznego wisi w powietrzu nad Montrealem. Cicho przesącza się na ulice, gdzie oplata kręte schody Plateau i osiada na chłodnej, nocnej tafli lodowisk na świeżym powietrzu. Wszyscy to czujemy, a Leonard Cohen o tym powiedział.  "- to nie ja, to słowa Bena Libmana z Political Letters.

 
„Dzwoń dzwonami, które wciąż mogą dzwonić,
Zapomnij o swojej doskonałej ofierze,
Jest pęknięcie, pęknięcie we wszystkim,
którędy wpada światło”. 


I ci wędrujący ciągle ludzie zatrzymują się, gdy gra muzyka. Uliczny grajek  grający na gitarze jak wirtuoz - coś niesamowitego. Zatrzymuje się starszy pan z laską, człowiek na wózku, mama z córką. Wszyscy słuchamy.  

 
"O Boże, Twój Ranek Jest Doskonały. W Twoim Świecie Ludzie Żyją. Słyszę W Windzie Małe Dzieci. W Błękitnych Od Zarania Przestworzach Leci Samolot. Usta Jedzą Śniadanie. Elektryczność Przepełnia Radio. Drzewa Są Wspaniałe. " Leonard Cohen

 
Domy i kamienice  w Montrealu są wysokie, wzrok zawiesza się na żelaznych schodach przeciwpożarowych w każdym chyba budynku. Są niesamowicie charakterystyczne - najwięcej jest spiralnych, ale w sumie każda elewacja prawie pocięta tymi zygzakami od kuchennej strony. Fasady są ozdobne, rzeźbione naproża i gzymsy, kolorowy kamień, szarość muru. Gorąco oddycha asfaltem, latają mewy, na uliczkach tłum. Idziemy do portu - wiatr na bezdechu niesie muzykę i śmiechy, trwa spektakl cyrku Cirque du Soleil, symbolu miasta w białozielonych namiotach przy samej wodzie. Przeciskamy się alejkami ku molo, popatrzeć na wodę, na koło młyńskie nad portem, na białe stateczki na ołowianobłękitnej tafli. Wszędzie ludzie, z trudem można zrobić zdjęcia bez ludzi w kadrze. Melancholia.






 
rzeźba na szczycie tego budynku to Nasza Pani -  a budynek to Kaplica Żeglarzy, De Bon Secours Chapelle, gwiazda przewodnia na szczycie wieży służyła jako latarnia morska dla powracających żeglarzy.Widok wewnątrz:
 

 I figura od strony portu
 
 
W legendarnej Suzanne Leonard Cohen uczcił ten widok:
"And the sun pours down like honey, On Our Lady of the harbour"
 
A słońce leje się jak miód
na Naszą Panią w porcie... 
 
 

 Idziemy dalej, oglądać słynny hotel de Gaulle'a.
 
 
 
To balkon Hôtel de Ville w Montrealu, z którego prezydent Francji, Charles de Gaulle, wygłosił słynne przemówienie 24 lipca 1967 roku, zawierające słowa "Vive le Québec libre!" (Niech żyje wolny Quebec!). 

 

A to ulice Montrealu, miasta, w którym mimo tłumów człowiek czuje się dziwnie, cicho sam. Cały czas w głowie gra złamane Alleluja Leonarda Cohena i jego ostre, prawdziwe : [...]i do diabła ze wszystkimi wspaniałościami samotności...

 




Idzie zmierzch i spędzamy go na Mont Royal, a jakże w tłumie ludzi, ale ucichłych, bo znowu gra muzyka - młody chłopak śpiewa piosenkę Eda Sheerana, opieramy się o rozgrzaną upałem balustradę i patrzymy na miasto. oczywiście, widać mural Cohena. 


 
Leonard Cohen został pochowany na rodzinnym cmentarzu na  Kongregacji Shaar Hashomayim (1250 Chemin de la Forêt) na północnym zboczu góry Mount Royal.
 
"Powiedziałem prawdę, nie przyszedłem, żeby cię oszukać
I nawet jeśli wszystko poszło nie tak
Stanę przed panem pieśni
Z niczym na języku, oprócz alleluja”