Pokazywanie postów oznaczonych etykietą styczeń. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą styczeń. Pokaż wszystkie posty

18 stycznia 2024

O jeszcze jednej Joannie i własnym życiu

 

 

                                                                               Zdjęcie - Duży

 

Joanna Field wcale nie nazywała się Joanna.

Miała na imię Marion, Marion Milner. Urodziła się w 1900 roku, a przyszło jej żyć w ciekawych czasach, gdy, jak sama pisze, "w ogóle nie rozumiała, że ​​kobiecy stosunek do wszechświata jest w rzeczywistości tak samo uzasadniony intelektualnie i biologicznie, jak męski”.


 

"Własne życie" ukazało się w 1934 roku, a Joanna zaczęła zbierac materiały do książki, gdy miała lat 26 - chciałabym być tak świadoma w jej wieku. Sama mam wrażenie, że obudziłam się o te dwadzieścia lat za późno, ale może kobiety przekraczające pięćdziesiątkę tak mają z tym przebudzeniem? :)

"Kiedyś martwiłam się o to, po co jest życie – teraz to, że żyję, wydaje się wystarczającym powodem."

Joanna, jak Joanna Strirling, obudziła się któregoś dnia z myślą, że tak dłużej być nie może. To cudowna chwila przebudzenia. Podobno nie ma potężniejszej siły we Wszechświecie, niż kobieta, która zdecyduje się przebudować swoje życie. Przeczytałam to u Sarah Breatchnah i to prawda, u mnie działa:)

Cytuję teraz za artykułem Vanessy Smith:

" Ukończyła studia z psychologii i fizjologii w 1923 roku i wkrótce potem rozpoczęła pracę w Narodowym Instytucie Psychologii Przemysłu, kierowanym przez Charlesa Samuela Myersa, zbierając dane z różnych fabryk i zakładów przemysłowych w całej Anglii. Zimę 1927–28 spędziła w Stanach Zjednoczonych na stypendium Rockefellera, uczęszczając na seminaria Eltona Mayo w Harvard Business School. Tuż przed wyjazdem do Stanów wyszła za mąż za Dennisa Milnera; ich syn, John, urodził się w 1932 roku. Przewlekła choroba Dennisa spowodowała, że ​​Marion musiała natychmiast wrócić do pracy: uczyła psychologii w Workers' Educational Association na East Endzie w Londynie, a także prowadziła badania w Girls' Public Day School Zaufanie (opublikowane w 1938 r. jako Problem ludzki w szkołach ). Ostatecznie rozpoczęła szkolenie w Brytyjskim Towarzystwie Psychoanalitycznym w 1940 r., a później przez wiele lat praktykowała jako psychoanalityk"

 Joanna wymyśliła pewne ćwiczenie umysłowe, które nazwała "rodzajem wstępnego rachunku mentalnego." Poczytajmy jej pamiętniki:

" Zaczęłam to w niedzielę. To był jedyny dzień, kiedy miałam wystarczająco dużo wolnego czasu, aby nadrobić mniejsze potrzeby życiowe, cerowanie, pisanie listów, ogólne sprzątanie. Pod koniec dnia w dzienniku udało mi się jedynie napisać: „Raczej przytłoczona liczbą rzeczy do zrobienia”. Jedynym szczególnym szczęśliwym momentem, jaki zapamiętałam, było usłyszenie w oddali kogoś grającego na pianinie i obserwowanie pluskającej wody w mojej wannie. Następnego dnia, wracając do pracy, zapamiętałam tylko jedną chwilę, która wydawała mi się ważna. To był moment roztargnienia, kiedy podniosłam wzrok znad biurka i przyłapałam się na patrzeniu na szare dachy i kominy, widok typowy z miliona okien na najwyższych piętrach Londynu. Nie pamiętam, co widziałam, jedynie szok rozkoszy od samego patrzenia na tę cudowną szarość."

"Odkryłam, że moje oko ma swoje własne, dość określone zainteresowania i że kiedy nie zmusza się go do bycia niewolnikiem moich pragnień lub nie zastrasza, by dostarczało mi informacji, lubiło patrzeć na rzeczy dla nich samych i widziało zupełnie inny świat."

Joanna postanawia odkryć, co daje jej szczęście. jej, Joannie Field, bo taki przybiera pseudonim. Jej, Marion Milner.  W epoce, w której kobiety dopiero dobijają się do sufitu.

Maluje, czyta, rysuje, śpiewa. Próbuje nowych tańców i ubrań, klubów jazzowych i ping-ponga, śpi pod gwiazdami i opala się nago. Tworzy wspaniałą rubrykę w swoim zapiśniku, Rzeczy, Które Kocham (Things I Love), gdzie zapisuje:

- opuszczone miejsca, porzucone psy

- jarmarki, włóczenie się w tłumie

- stare narzędzia

- drzwi

- ludzi, śpiewających na dworze

- czerwone buty

- czytanie po francusku

- pisanie listów

 

Joanna Field wkracza na drogę samoświadomości, pisząc do nas wszystkich:

"Wydawało się, że przeszkód, by coś zmienić jest nieskończenie wiele... ale zrozumiałam, że podstawową przyczyną ich wszystkich był strach."

Czy to nie przypomina wam jednego z najpiękniejszych cytatów z Błękitnego zamku?

"Strach to grzech pierworodny. Niemal wszystko zło na świecie ma swe źródło w tym, że ktoś się czegoś boi. Jest to zimny, oślizgły wąż, który owija się wokół Ciebie. Nie ma nic okropniejszego ani bardziej poniżającego, jak żyć w bojaźni." 

 TU jest opisana "Metoda Marion Milner", matki założycielki kobiecej psychoanalizy. 194 strony po angielsku, ale może ktoś zechce sobie przejrzeć - w wersji polskiej nie spotkałam jej ksiażki, w wersji angielskiej jej pamiętnik wygląda tak:

A Life of One's Own : Milner, Marion: Amazon.pl: Książki
 
 
 A tu dojrzała Joanna:)

 
Idę w tym roku śladami Joanny.
Szukam własnego życia i spełniam marzenia.
Gram na wiolonczeli - okazuje się, że można ją wziąc w leasing i uczyć się w domu:) Piszę książki i zakładam ziołowy ogród. Też uwielbiam czerwone buty i sukienki w stylu domku na prerii. Kolejna wspaniała kobieta, ucząca mnie, że jesteśmy mocne, jeśli tylko chcemy:)


07 stycznia 2024

Zima w Kalinowie

 Zima, panie, zima.

Minus czternaście, śnieg chrupie pod butami - spadło go dużo, odmroziło, zamroziło i teraz jest ciężki, kruchy jak kryształ, przydusza łapy świerków, gnie tuje, połamał ozdobne trawy.

Widzieliśmy sarenki na polu kukurydzy, marzną pewnie. Kto żyw uciekł do domu, w norę, pod pierzyny suchych liści, w zacisze.

Niebo wymrożone, jasne, w nocy ma być minus dwadzieścia.

I jest pięknie, o tak.














Kiedy ja ostatnio widziałam sople...

Tymczasem koty:





24 stycznia 2023

Zimowiosna.

 O tej porze zazwyczaj u nas były kreszczennije morozy.

 19 stycznia, w święto chrztu pańskiego mróz bywał siarczysty, śniegu najmniej po kolana, otrzepywaliśmy drzewa, świat powinien przypominać Narnię...

Tymczasem dzisiaj widziałam lecące gęsi i tłumaczyłam sobie, że to z pewnością jakieś zguby jesienne, zostały sobie na rzece i latają nad polami. Niemożliwe, żeby przyleciały te wiosenne! Na łąkach roztopy, rzeka wylała szeroko. Drogi w błocie.

W ogródku kiełkują przebiśniegi i krokusy. Zimowa cebula na dwa palce. Trawa zielona, a krety ryją jak szalone. Trwa jakaś dziwna zimowiosna i martwię się trochę o pszczoły, bo pączki poradzą sobie, choć  bzy już nabrzmiewają, ale przy paru stopniach na plusie i nocach bez mrozu przyroda się budzi. A zima może wrócić, Buka może chuchnąć i usiąść na nas fioletową sukienką. Kupiłam sobie tulipany dla pocieszenia serca i w kuchni też zwiosenniało. Tylko koty nadal piecuchują, po zimowemu.






 
Tak, Kicia wywaliła szaliki, żeby sobie zrobić mięciutko.

 
A to sposób "jak zagospodarować jednego człowieka we trójkę".

 
Tak sobie leżę.


Mam już tegoroczne nasionka na nowy sezon. W połowie lutego wystartują bakłażany i papryki, a w marcu pomidory i cebula. Reszta zobaczymy, zależy od pogody, jak będzie ciepło i zimowiosennie, to zamierzam posiać w szklarni sałaty, mizuny, szpinak i rzodkiewkę. O swoich marzenoach i planach ogrodowych napiszę niedługo, jak równiez, mam nadzieję, o finalizacji ziemianki:) Na razie tonę w ogrodniczych gazetach, oglądam filmy i marzę.

Czy ktoś ma rutewkę Delavaya i może mi powiedziec, czy mi nie wymarznie?

15 stycznia 2022

Zwykłości styczniowe

 

 
Przyszły drugie święta, przyszły "kreszczenskije morozy", jak u nas się mówi na takie styczniowe obniżenie temperatury, mniej więcej w połowie miesiąca. Spadło do minus piętnastu, nie tak dużo jak na nasze kresy. Zdarzało się w styczniu i blisko minus trzydziestu kiedyś. Ale niebo wieczorem było wyrumienione jak jabłuszko, a gdzieś na północ bardziej nawet zorzę polarną widzieli. Świty teraz troszkę już jaśniejsze, dzień o te kilka minut dłuższy, a światło piękne, złote, królewskie. Tylko śniegu niewiele, ot, jakby cukrem posypać.



 
W ogrodzie spokój, wszystko śpi. Oczko zamarzło, przymarzł bluszcz, bukszpany, kępy traw. Jeszcze za wcześnie, by cokolwiek robić, przycinanie zacznę w lutym, więc póki co, planuję nowe, zamówiłam nasiona i wyobrażam sobie wiosnę. Tylko z tęsknoty ściągam do domu podpędzone kwiaty w doniczkach, ostatnio hiacynty, pachną wniebogłosy i przypominają, że przyjdzie wiosenka.



 
Trochę malutkich zmian; Miły poszerzył biblioteczkę przy kominku, ja odmalowałam ścianę, kupiłam motylowe poduszki. Żeby weselej sercu.


 
Przy okazji odkurzania lalek zanęcił się do nich nowy lokator. Lokatorka raczej, dla towarzystwa. Najpiękniejsza z wszystkich, prawda? :)


 


 

06 stycznia 2022

Dzień dobry, styczniu. Ella Wilcox, tęsknota za zielonym i leniwe pierogi.

 


 Rok

Ella W. Wilcox

 

Co można powiedzieć w noworocznym wierszu,

czego nie powiedziano już tysiąc razy?  

Przychodzą nowe lata, odchodzą od nas stare,

a my wiemy, że to tylko sen, po prostu wiemy.

Kiedy wstaje światło, wstajemy z nim, śmiejąc się,

kładąc się spać w objęcia nocy, płaczemy razem z nią.

Przytulamy się do świata, aż użądli,  

Przeklinamy go wtedy i wzdychamy do skrzydeł. 

Żyjemy, kochamy, zabiegamy, poślubiamy, 

Ubieramy nasze panny młode, 

zawijamy  naszych zmarłych. 

Śmiejemy się, płaczemy, mamy nadzieję, boimy się, 

 I to jest ciężar roku.  





 

Już kilka świeżutkich, jak zieleń, młodych dni minęło, nie dzieje się nic spektakularnego, może poza tym, że między Puchatą a Starą Księżną rodzi się szorstka, kocia tolerancja, o przyjaźni za wiele jeszcze mówić. Ale przyłapałam je, gdy spały obok siebie, więc przynajmniej we śnie panuje zgoda.

 

Sprzątam sobie, zawsze na początku roku nosi mnie na sprzątanie, na biel, na zieleń, na puste pokoje, na pozbywanie się rzeczy, w które obrastało się poprzedni rok, jak w zakurzone minuty i stłoczone sekundy. Pod koniec roku chowało się w tym muminkowym kokonie, a teraz mam ochotę usiąść na pustej podłodze, wyszorowanej do blasku i patrzeć za okno, jak deszcz pada na bluszcz i sosny.

Żadnych wielkich postanowień, tylko życie, jak pięknie pisała Ella. Urodziła się w Ameryce, w niezamożnej, wiejskiej rodzinie,  nie lubiła matematyki, była mężatką, najmłodszą z czworga rodzeństwa siostrą, wolontariuszką na wojnie, żyła, umarła, napisała piękne wiersze, których wiele lat nikt nie chciał drukować, a potem porównywano ją do gorszej, kobiecej wersji Walta Whitmana.

Ale pięknie pasuje ten wiersz i dobrze brzmi właśnie teraz, w deszczu, w zielonym bluszczu na początek roku, w nowych, świeżych dniach. Znowu ruszamy w drogę.

Robię dzisiaj leniwe; z zasmażką, z serem, słodkie, pachnące trochę cynamonem i palonym cukrem. Żeby cieplej sercu było na rozbieranie choinki:)




14 stycznia 2021

Żeby człowiek był lepszy w nowym roku

 


 Gdzieś to przeczytałam, że nie chodzi o to, żeby nowy rok był lepszy, ale żeby człowiek w tym nowym roku był lepszy. I spodobało mi się. Bo to jest coś, na co ma się, przynajmniej trochę, wpływ. Myślę, że gdyby ludzie więcej oglądali sikorek, cisnących się do karmnika, mieliby więcej światła w sercu. Co za widok. Te gorsy żółtopasiaste, te miny, to trzepotanie. Jaka radość. Nie mamy od lat telewizora, ale moim zdaniem taki program "Sikorki Codzienne" byłby realizacją misji ocieplania ludzkich serc na 100%.

I bałwany. Bałwany są miłe.

I świeży śnieg, który spadł akurat na Szczodry Wieczer, czyli ostatni dzień roku według juliańskiego kalendarza, bo u nas większość tak świętuje. Cudowne wymachiwanie łopatami, wyciąganie sanek, radość nad białym puchem na dachach, na drzewach, na niebieskiej cerkwi, która widzę po drodze do sklepu i apteki. Dzisiaj będę robić czebureki na obiad, Miły odśnieżył podwórze, podjazdy i chodnik, z cerkwi dzwonią, a sikorki mamy bez telewizji i w oszałamiających ilościach.I można spokojnie czytać Zimę Muminków.

- Opowiedz o śniegu - powiedział Muminek, siadając na wyblakłym od słońca krześle ogrodowym Tatusia. - Nie rozumiem tego.
- Ja też nie - odpowiedziała Too-tiki. - Myśli się, że jest zimny, ale gdy wybuduje się z niego domek, jest w nim ciepło. Wydaje się biały, ale czasem robi się różowy, a czasem niebieski. Może być najmiększy ze wszystkiego i może być twardszy od kamienia. Nie ma nic pewnego. 

 

 
Mamo, wyjrzyj za okno!














 
Wczoraj była Hohotucha, Małanka, Szczodry lub Bogaty Wieczór.


A to nasza apteka. Stareńka. Jeszcze moja babcia oddawała ją z wójtem do użytku, gdy pracowała w Urzędzie Gminy. Pachnie wrotyczem i sprzedają tu zioła ojca Gabriela, tego z filmu Archimandryta:)



Zimowe słońce. Słoneczny powidok raczej.




 
A róże jeszcze dają radę





 I pierwsze sople w tym roku.