28 lipca 2011

Fado lipcowe

Deszcz.
Każdego dnia deszcz, albo każdej nocy. Szumią deszczowe morza, porastają pleśnią ogórki i szparagowa fasolka, co mi się dziwnie z Leśmianem kojarzy i jego sensualnymi wierszami i olfaktoryczną, nawet w brzydocie, poezją. A Leśmian kojarzy mi się z "Archaicznym Leśmianem" profesora Bonieckiego, gdzie przeczytałam,że narracja jest tworem szamańskim i prawdziwie dobry narrator nie omieszka oddać się chaosowi. Czasem myślę, że moje uporządkowanie kradnie mi nieco tego językowego szamaństwa i tęsknię za prawdziwie dzikimi zdaniami, które hasają po absolutnie infernalnych i otchłannych stronicach, kpiąc z wszelkich form i konwenansów. Ale może to tylko fado, może to deszcz. Słucham  Any Moura i robię ogórki. Opasłe słoje wypełniają się piklami, dokładam liście selera, koper, cebulę...Od cebuli płyną łzy. Ale może to fado. I moje ubolewanie nad tym, że nigdy nie zostanę językową szamanką, bo za bardzo się boję przepaści. I nie oddaję się chaosowi słów, ale ustawiam je w rzędy, jak słoje ogórków. Porządkuję swój dzień, swój umysł.
Poranek.
Wkładam czerwone gumowce i jadę na ogród, wybieram ogórki, myję ogórki, dokładam koper- swoją drogą zabawna nazwa, po angielsku koper to dill. Dyl Sowizdrzał. Czy nosił za uchem gałązkę kopru? A czemu nie?



Pamiętam, że grzebał w stosie popiołów. Lipiec się kończy, a ja pamiętam, jak  czytałam Dyla Sowizdrzała w saloniku moich dziadków, gdzie na ścianach są obrazy czterech pór roku, stół przykryty jest szydełkowym obrusem, a meble mają zielone pokrowce. Znowu jestem dzieckiem i czas, ten prawdziwy narracyjny szaman zabiera mnie w podróż głębszą i boleśniejszą niż Alicja. Stoję na brzegu przepaści i nie ratuje mnie nawet zapach lilii z krysztalowego wazonu. Bo nie ma nikogo, kto by je dzisiaj tam włożył.
Fado.
Koniec lipca.
Ogórki.
Till Eulenspiegel przechadza się po krawędzi mojej melancholii a ja mam tylko swoje ogórki do obrony przed całym światem. To trochę więcej niż cztery kolce Róży od Małego Księcia, ale obawiam się, że nie wystarczy.
Więc dodam gałązkę kopru i głosy dzieci zza okna, które znalazły wyjątkowo wielkiego żuka i teraz dbają o to, by jego życie było niezwykle interesujące i pełne nieznanych wyzwań.
Pozdrawiam wszystkich deszczowych wielbicieli fado, salve.

4 komentarze:

  1. Ach, i kto teraz sprzeciwi się tezie, że Grecy swój dorobek zawdzięczają przede wszystkim dobrej, słonecznej pogodzie? Na nasze deszcze pozostaje jedynie radziecki jazz. Cały ten jazz.

    Kalino, gdyby nie wielcy porządkujący tego świata, systematyzujący rozmaite aspekty rzeczywistości, jak byśmy wyglądali dziś, i jak by się miała filozofia? Podziwiam tych porządkujących swoje ogródki, ustawiających słoiczki z ogórkami w rzędach.
    Aha, rozbawił mnie Twój Dyl Sowizdrzał ;) Pozdrawiam, i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdania dzikie i nieokiełznane. I ja byłem ich kochankiem. Dzisiaj tylko wspominam dni chwały, tkwiąc w stylistycznym bagnie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba już nic nie napiszę :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)