Cztery cukinie, koszyk fasolli szparagowej, koszyk antonówek, koszyk marchwi, którą przerywałam i koszyk cebuli, bo już po świętym Ilii i "cebula w ziemię idzie", jak mi sąsiadka powiedziała. No, żeby w ziemię nie poszła, tośmy ją wyrwali. A fasolla będzie zjedzona i zamrożona, a z cukinii będzie ciasto. Ach! Jeszcze koszyk ogórków. Rower robił skutecznie za osła, objuczony niemożebnie i prowadzony ostrożnie...A w kuchni zrobiłam zdjęcia tego dobra, co je przyniosłam- popatrzcie. Wytrzymały ten osioł...
Poza tym jest sierpień, a żaden miesiąc chyba nie pachnie tak pieknie jak sierpień i nie ma moich ukochanych barw. Czerwienie, cynobry, zgaszone zielenie, bakłażanowe purpury, śliwkowe, bursztyny- wszystko jest. Zboża skoszone, trawy rosną do nieba, kwitną już nawłocie i jeżówki i astry- pachnie powoli wrześniem. Czuję się jak koralik jarzębiny w naszyjniku Boga, szczęśliwa i uspokojona. Nawet sny są dobre i pachną papierówkami, leżakującymi w nieskoszonej trawie w starym ogrodzie. Pozdrawiam z Kalinowa, pijcie sierpień do syta, bo szybko minie.
Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jak w tej kuchni pachnie - czysta psychodelia i raj.
OdpowiedzUsuńpozdrrrawiam serdecznie :)
Antonówki...czysta doskonałośc. Posadzilismy dwie młode, za kilkadziesiąt lat nasze dzieci będą zbierać spadające w trawę^^
OdpowiedzUsuńcukinia!! grillowana! Ach!! :))
OdpowiedzUsuńa tutaj to samo, tylko zielono, pachnąco i pogodnie:-)
OdpowiedzUsuńi zapraszam do mnie po wyróżnienie:-)
OdpowiedzUsuńOjoj...za co wyróżnienie???*zdumiona*
OdpowiedzUsuń