09 listopada 2013

Obowiązek

"Zamień egoizm w broń. Niech wszystko będzie twoje. Niech inne żywoty, nadzieje i marzenia będą twoje. Chroń je, ratuj, zaprowadź do owczarni! Przejdź z nimi przez wichurę, nie dopuszczaj wilków! Moja ziemia, mój świat. Mam obowiązki!"

"Jesteśmy jak bogowie dla zwierząt tych pól i łąk. My wskazujemy czas narodzin i śmierci. Pomiędzy nimi mamy obowiązek."

Te fragmenty wyżej to Terry Pratchett. Historia Babci Obolałej i Tiffany, jej wnuczki. Lubię ją czytać. I lubię słowo "obowiązek". Trochę staroświeckie, trochę zapomniane, prawda? Wszyscy mamy jakieś obowiązki. Ale patrząc po dzieciach w szkole widzę, że one mają coraz mniej, a rodzice, chcąc im ulżyć, robią im krzywdę. Choćby taki widok: babcie i mamy zabierają dzieciaki ze szkoły po lekcjach, przodem idzie podskakując ukochany wnuczek/synek czasem rumiany jak wypasione jabłuszko, w ładnych butkach i kurteczce, a za nim wlecze jego plecak babcia/mama. Zastanawiałam się, dlaczego. Pewnie, aby lżej było maluchowi. Ale widok jest dziwny; a maluch przyzwyczaja się, że babcia taszczy cieżar jego plecaka, jego problemów, jego obowiązków.
- Nie chcę mi się - odpowiedzial mi szóstoklasista na pytanie, dlaczego nie pisze tematu z tablicy i notatki.
- Ale to twój obowiązek - tłumaczę mu - Jesteś w szkole, by się uczyć, nikt za ciebie tego nie zrobi.
Nie pisał. Nawet postawiony przed wizją oceny niedostatecznej za pracę na lekcji.
- A stawia pani - ziewnął.
Słowo "obowiązek" było dla niego puste. Jego "nie chce mi się" było królem jego życia. Nie chce mi się uczyć, nosić swoich ciężarów, ktoś zrobi to za mnie...
Kiedyś pójdzie do pracy. Pewnie będzie zdziwiony, że ktoś wymaga od niego terminowości, rozliczania z zobowiązań, zakresu pracy, poświęconego czasu. pewnie będzie winił za swoje niepowodzenia wstrętny rząd/rodzinę/okoliczności/świat.
A przecież obowiązki są jednocześnie naszym darem dla innych. Chłopaki uczą się, że muszą nakarmić króliki, sprzątnąć, ułożyć drewno, odrobić lekcje, odkurzyć. Myślałam o funkcjonowaniu świata. Nie będzie świeżych bułeczek, jeśli piekarz zapomni o obowiązku wstania rano, upieczenia pachnących bagietek. Ktos inny rozłoży stragan z warzywami, ktoś zamiecie ulicę, ktoś rozwiezie gazety napali w piecu, by w szkole było ciepło. Jest taki hamulec bezpieczeństwa w głowie, gdy nasze "nie chce mi się" próbuje pokazać rogi jak przysłowiowy ślimak. Nazywa się to empatia. Czemu mam wrażenie, że połowie dzieciaków jakoś tego brak? I nie tylko dzieciaków.
Nowy przystanek na osiedlu, już z rozbitą szybą, wymalowany sprayem. Niedotrzymane obietnice polityków.  Zignorowania, wymówki, obojętność. Nie chce mi się.
A przecież mamy obowiązek.
My, mamy domowe, szykujące czyste ubranie, obiad, wkładające kwiaty do bukietu. Żeby było piękniej, cieplej, serdeczniej... Chronimy. Ratujemy od wichury, od wilków. Dom, bliskich... swoje marzenia, nadzieje.
Mamy obowiązki :)


2 komentarze:

  1. Święta prawda Droga Kalino....ale to my dorośli i tylko my, jesteśmy winni...
    mnie najbardziej wkurza sytuacja, kiedy młodzież wracająca ze szkoły zajmuje wszystkie miejsca w autobusie, a starsi stoją...kiedyś nawet zwróciłam uwagę pewnemu młodzieńcowi, usłyszałam dość agresywną odpowiedź, że on też zapłacił za bilet.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedni mają obowiązki, a drudzy pokazują, że nie warto.
    Był taki wierszyk za komuny: "...murarz domy buduje, krawiec szyje ubrania..." teraz pewnie dzieciaki pękały by ze śmiechu...
    Dobrze, że zostały matki, które mają obowiązki ;)
    Ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)