09 października 2014

Prowincjonalny ośrodek zdrowia, poranek.

Poczekalnia u lekarza. Wiejski ośrodek zdrowia, za oknem wierzby i rzeka, meandrująca w zrudziałych zaroślach, na pomalowanych biało krzesełkach moi towarzysze oczekiwania, morze ludzkiej biedy. Tu się nie da zamknąć oczu i uszu, słucham mimo woli dziesiątek bezładnych, chwytających za serce opowieści... i patrzę. Na przeciw mnie kobietka o ziemistej, za chudej twarzy, na kolanach dwuletni może chłopczyk, na rączkach ma pasiaste rękawiczki na sznurkach, w lewej rączce kurczowo ściska pluszowego Prosiaczka. Znam ją, jest mamą mego ucznia, a on sam - Krzyś-  siedzi obok mamy i brata, bardzo czysto ubrany, w za duże rzeczy, bardzo speszony, nie patrzy na mnie, choć zagaduję, jak tam w gimnazjum, zachorowało się, sam czy braciszek, grypa? Braciszek Krzysia ściska Prosiaczka, w poczekalni jest ciepło, kaloryfer już grzeje, ale pasiaste rękawiczki są nadal nie zdjęte, tak samo czapeczka, kurtka. Uważne, ciemne oczy wpatrują się we mnie, buzia tak drobna i blada, jak u porcelanowej lalki. Brzydki kaszel. Matka opowiada mi szybko, nerwowo, nieco się zacinając, słucham historii choroby, patrzę na pasiaste rękawiczki. Za ostry ten głos,  dłonie drżą. Krzyś nie patrzy na mnie. Wiem, że nikt nie pracuje w tym domu. Wiem, że gmina daje zasiłek. Znam ich dom - to ten pod mirabelką. Krzyś był zagrożony rok temu z dwóch przedmiotów, jakoś zdał. Teraz ma już rząd jedynek. Nie uczy się, głos matki pełen rozdrażnienia, ciągle chory, pani kazała zaświadczenie od lekarza, czemu do szkoły nie chodzi, a od rodzica już nie wystarczy? Co ja jemu zrobię, jak kaszle i kaszle, mały to samo. I gorączka. W podstawówce od rodzica wystarczało, a ja wiem, czy lekarz da? Krzyś milczy. Patrzy w czubki swoich za dużych adidasów. Pasiaste rękawiczki milczą, obserwują mnie ciemne paciorki oczu dwulatka, nie kręci się na kolanach matki, siedzi sztywno, sznurki od rękawiczek uciskają chuderlawą szyjkę.
Do rozmowy dołącza się kobieta na przeciw. Trochę narzekają ogólnie, potem ona zaczyna opowiadać o swoim teściu, ocean jej biedy i żalu wypływa gwałtowną, pełną pasji rozmową w kresowym dialekcie. Nogi mu obcięli, najpierw w kostkach, potem kolana, teraz wyżej ud, pół człowieka zostało, nie goi się, maść sześćset złotych, cała renta prawie. On na boku leży, nie chce gadać, depresja musi, a jak do kolan miał obcięte, to pani, jeszcze jaki pracowity był, na wózku inwalidzkim jeżdżąc pół podwórka kosą wykosił!A teraz leży i leży. Jak łyżeczką go karmić, głowę odwraca. I co ja zrobię?
Pan w butach ze spiczastymi czubami ma tubalny głos i bujne wąsy, wprowadza nutkę humoru w morze bólu, cześć, stary symulancie, rzuca do krępego znajomego, do pracy się już nie chce, co? Dla ojczyzny pracować się nie chce, to chorego udaje?
Udający chorego kaszle nieśmiało, zaznaczając, że skąd. 
A pani na rencie?
Skąd, jaka renta. Nic nie mam. Emerytury też nie mam, dwadzieścia dwa lata pracy mi naliczyli i koniec, a do wieku emerytalnego ho ho, to jak pani żyje?
Jakoś żyję, ha ha, jeszcze na cmentarz nie ponieśli..
Ja leki powtórzyć.
A ja na te badanie z Warszawy, dzisiaj robić mają.
Ja wyniki odebrać.
A wasza Wiktoria już duża? Dziewięć lat już ma, sami hodujemy, ojciec jak do Belgii pojechał to nie wrócił, słuchu nie ma i widu, to hodujemy...
Drzwi się otwierają, wciska się za nie wysoki w czapce z daszkiem, ja tylko coś zapytać, kolejka nie zdąży zaprotestować, znika za białymi drzwiami. I zostaje tam, minuty mijają.
Jak ja jemu dam, to mu czapka spadnie, draniowi, bez kolejki wcisnął się, komentują Czubate Buty, kolejka podchwytuje, no właśnie, wszyscy czekamy, o, pani z dzieckiem, pani leki dla teścia, pani do szkoły, a ten się wciska... Oburzenie na chwilę przykrywa ogólny żal, bezsilność, współczucie, słychać głos wiertarki, na zapleczu ośrodka coś wiercą, patrzę za okno na rudziejące wierzby, myślę o tym, że za chwilę pójdę tamtą drogą do domu, po drodze kasztanów nazbieram pod bankiem...

Przypomina mi się wiersz Maeterlincka - kto go zna? 
Powtarzam go sobie, wracając do domu i myśląc o Pasiastych Rękawiczkach, Kosiarzu na Wózku i Czubatych Butach. I o tym, że dzisiaj newsem na internetowym portalu jest promocja gwiazd na pokazie torebek Gucciego. I o tym, że w Kalinowie newsem jest jesień. I że mama Pasiastych Rękawiczek odpowiedziała uśmiechem na pożegnanie, i  że czubate Buty z Wciskającym się Bez Kolejki poklepali się po plecach na koniec, że Pani Bez Emerytury ma na szczęście spory ogród, a dzielny Kosiarz ma już 82 lata i synowa westchnęła, że stalowy człowiek, stalowy, ogarnie się i jakoś będzie, ważne, że ręce sprawne, prawda, pani? Bez rąk to już całkiem nic, tak jemu tłumaczymy. Dzisiaj zupy zjadł, już lepiej. A kartofle się sprzeda, na maść będzie.

A wierzby prawie złote. Ciemny nurt niesie liście w dal, za puszczę.

***

O te spojrzenia biedne i znużone
i wasze i moje!
I te, których już nie ma,
i te, co przyjdą dopiero.
(…)
Są podobne chorym bez domu,są podobne jagniętom na łące okrytej płótnami,
i takie, co każą marzyć o smutkach nieznanych,
o wieśniakach w oknach fabryki,
o ogrodniku, który został tkaczem(…)
o zapachu kamfory w lesie,
o zamknięciu królewny w wieży w dzień uroczystości(…)
Miejcie litość nad tymi, które wychodzą małymi krokami,
miejcie litość nad tymi, co podobne są dzieciom zbłąkanym
(…)
I te, których nikt nigdy nie zrozumie!
I te biedne spojrzenia, prawie nieme!
Och, widzieć te wszystkie spojrzenia!
Dać przystęp tym wszystkim spojrzeniom!
I nie móc odtąd już nigdy zamknąć oczu!

6 komentarzy:

  1. Ech ... samo prowincjonalne życie, lekko nie jest, a tam news o promocji ... ech.
    A człowiek, który dał "przystęp tym wszystkim spojrzeniom!" już nie może oczu nigdy zamknąć i serducho go boli.
    Pozdrawiam cieplutko Kalinko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kalina,
    google is a funny translator - so I only got the half I think! Anyway - hope you are fine! The picture is great! Thank you so much for your lovely visit. It's wonderful to have you around!
    Thank you!
    All my best
    Elisabeth

    OdpowiedzUsuń
  3. przeczytałam taką pigułkę żalu na wieczór i patrzę w zadumie w ciemne okno.. rzadko bywam w przychodniach, częściej na ostrych dyżurach - tam nie ma czasu na takie rozmowy, ale w takich miejscach jak z twojego postu chyba czuć czas i puls życia powoli i wytrwale bijący w ludzkich ciałach - tych mniej lub bardziej chorych

    OdpowiedzUsuń
  4. Lamio, to w sumie post o sile - o wytrwałości, o nie poddawaniu się. te opowieści mnie zawstydziły, ale i zainspirowały, wzruszyły, ale gdzieś tak na swoj sposób nawet żal i to wzruszenie jest dobre, bo daje siłę. Ten upór, czasem nieświadomy, ta walka, to jest wielkie w czlowieku. Ciepło was pozdrawiam, na wieczór i dobrą noc.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)