31 lipca 2017

Kanikuła albo Psia Gwiazda

Ciepło. Bardzo ciepło. Trzydzieści osiem na termometrze kuchennym, patrzę na pomdlałe liście buraków, na złoty syrop żaru, lejący się na wszystko. Jak dobrze.Czekałam na te ciepło długie, chłodne wiosenne tygodnie, jesien i zimę. Teraz rozgrzane deski parzą stopy, pachną placki cukiniowe, a ja czytam Morsztyna. Bo oczywiście, Kanikuła.




Dziś dokazuje psia gwiazda swéj mocy,

I jako zorza, kazawszy zejść nocy,
Dzień na świat wozem przywiezie różanym,
Słońcu wspólnikiem jest nierozerwanym
Niebieskiéj drogi, aż kiedy ją w morze
Ósmy krąg nieba wpędzi po nieszporze,
I tak szesnaście godzin rządu swego
Panuje co dzień(...)


Uwielbiam cukinie. Gładkość skórki, ten chłodny, przyjemny miąższ, tak dobry do wszystkiego - taki hojny. I ciasto wyjdzie, i placki, i do ziemniaczków, i do pasztetu, i do terriny, i do deseru...
Gorąco. Trawa nie chłodzi stóp. w ogrodzie kolory, brzęk, pszczeli rozgwar. Wszyscy zapadają się w swoje zakątki, jedni z książką, inni z błogim lenistwem. Jest ciasto, naleśniki, chłodnik, fasolka szparagowa - poezja.
Fasolka i koperek to kolejne cuda lipcowego ogrodu. Nigdy nie mam dość.

 


Jeżyny od razu przyprażone na krzaczku.


W końcu cały ogród pełen kosmosów. I baldaszków z koronki. Przy różach Bonica najperfekcyjniejszy duet świata:)


 

Zawsze zadziwia mnie hojność letniego ogrodu. I tym, jak niewiele teraz trzeba, w żarze kanikuły. Mogę wyżywić się chłodnikiem i ziemniakami z koperkiem. Pamiętam jak Babcia gotowała młode, nieobrane ziemniaczki, jak wyrzucała je na trawę, by wystygły. Tamte lata smakowały inaczej. Były. Te, dzisiejsze - celebruję, z takim siedzącym na ramieniu chochlikiem smutku, że odchodzą za szybko. Liczba nieoczywistych smutków jest nieskończona. Ten smuteczek jest oczywisty. Za miesiąc nie będzie fasolki.





Przez rozgrzane łąki jadę Wietnamem do Mamy - zapach siana owija głowę, zamykam oczy, ale ono pachnie jeszcze mocniej, całą drogę, zapach idzie za mną, mieszając się z rumiankiem i cykaniem świerszczy.





Kanikuła. Gorąco, złote jak świeży, lipcowy miód, przywieziony w słojach. Liczba nieoczywistych szczęść jest też nieskończona:)



3 komentarze:

  1. Zazdroszczę kanikuły, gdy powietrze takie ciężkie od żaru buchającego i od strony stóp, i od głów. Smaki lata... kocham i żałuję, że tak mało mogę się nimi cieszyć. I po co ja rzucałam pracę nauczycielki? ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne masz zbiory :) U mnie w tym roku ogórki i kabaczki zjedzone przez ślimaki, a na jeżyny jeszcze ze dwa tygodnie muszę poczekać :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)