09 lipca 2017

Rosną, gdzie chcą, czyli post dedykowany Megi.

Megi mnie zainspirowała, by obleźć swój ogród i zobaczyć, jak inteligentnie rośliny u mnie rosną i jak za nic mają moje pomysły, bo one mają lepsze.
Każdy ogród ma strony, zazwyczaj są cztery, ale u nas więcej. Na przykład od wschodo - północy mamy takie coś.



Światła jest tu mało i tylko rano. Zdjęcia robiłam po siódmej. Jak widać, niektórym cieniolubom z tym dobrze.Liliowce rosną. Bukszpany rosną. Lebiodka. Hortensji tu dobrze, o wiele lepiej, niż jej siostrze posadzonej od południo - zachodu.
A bergeniom jak dobrze!


Przy zadowolonych bergeniach i paprociach  równie zadowolone funkie. Posadzone raz, rosną ciągle. Żadnych ślimaków. Żadnego wymarzania, wymakania, nic, puszą się i przyrastają, wygrubasiły się - a w innym miejscu, od zachodu bardziej - zmarniały.
Czyli, funkie, to tylko wschodo - północ.




Podczas kiedy na froncie wschodnim i północnym jak widać, przesuwam sie w prawo i pokażę ci, Megi, wschodo - południe. Tam nic nierośnie, tylko trawa i iglaki. Przy czym, trawa, to za dużo powiedziane. Jest tak sucho i piaszczysto, że trawa wyewoluowała w roślinność stepową, są tam pola kocanków, pola jastrzębca kosmaczka, rozchodnik, jakieś  kłujące, sztywne kępki. Kosimy, ale podlać tego się nie da, więc rośnie w taki stepik. No i sumaki, one wyrosną wszędzie.


Przesuwając się dalej, zaglądamy na zachodo - południe, z opcją większej części południa.
Tu jest inny świat. Malwy, maki, srocze błyskotki ogrodowe, cała kwietna gromada.  Lilie. Pstro i wesoło.






Powojnik posadziłam przy pergoli, ale postanowił wyleźć na siatkę. Próbowałam perswadować, nawet wyplątywałam z siatki, ale nie jestem Kopciuszkiem, nie oddzielę maku od piasku, a wąsów powojnika od oczek siatki. poddałam się. Rośnie.



Szklarnia stoi tyłem do zachodu, wejściem na wschód.  Jak widać, po lewej stronie róża wyrosła, po prawej nie, a sadziłam dwie. Poddałam się, po prawej - od wschodo - północy, nieśmiertelnie paproć. Południowy bok wygrzewają zioła i porzeczki, i krzaczki poziomek.



Nie wiem, jaki klucz jest do mego ogrodu, ale chyba takie "spróbujmy, co będzie".
Nie przewidywałam specjalnie efektów. Nie było nas stać na jednorazowe zaplanowanie ogrodu i zakup wszystkich roślin, jakie bym chciała. Dosadzaliśmy etapami, dostane, od sąsiadek, rodziny, raz wyrosło, raz nie wyrosło, ale po latach osiągnęło etap, że jest dużo, jest gęsto i jest jak lubię:)
Chciałabym więcej ostróżek, dzwonków, lawenda mi wymarzła - wyschła - różanecznik nie utrzymał się ani jeden na podlaskim piachu, trudno.
Widać nie sądzone mi różaneczniki.
Ale niedługo zakwitną rudbekie, floksy, reszta też jakoś sobie radzi, a radości co nie miara. Pozdrawiam z Kalinowa.
Ps. Na lawendę przerzucę się w doniczkach.

1 komentarz:

  1. Po tegorocznej zimie też myślałam, że będę sadziła lawendę od początku. Na szczęście, późno, ale odbiła.
    Piękna różnorodność :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)