Lipy kwitną. Po czarnolesku, kochanowsku, z szaloną hojnością, która dostaje w zamian całodzienny rozgwar pszczół, wibrujący, dobry, uspokajający serce - pszczoły zbierają, będzie miód na chleb, będzie sytość, lato, dobroć. Staję pod nimi - te, które sa na zdjęciu mijam po drodze do mamy - słuchać mogę cały czas, wdychać ten miodny zapach, zamknąć oczy i po prostu być.
A wracając do lip - na podwórzu Dziadziusia była taka olbrzymia, jak wszechświat. Stephen Hawking mógłby napisać książkę Wszechświat w kwiecie lipy. Po łacinie lipa nazywa się Tilia. Jak ładnie. Instytut Dendrologii pisze o lipach, że mogą osiągnąć 30 metrów. Z kwiatów nie tylko miód - można zrobić lemoniadę, zalewając kwiaty wodą na godzinę, można i syrop, gotując kwiaty jak mlecze, dodając cukier i sok z cytryny. Z lipowych kwiatów będą potem orzeszki, tłoczy się z nich nawet olej, przyrządza jak kapary i uwielbiają je takie czewonoczarne żuczki, nazywane kowalami. U nas mówią na te żuczki doktory:)
Lipa jest wieczna w zasadzie, jak cis. Odradza się z okołopniowych odrostów, nawet gdy środkowa część spróchnieje. Perpetuum mobile czasu, pani wieków. Dożywa ośmiuset, pięciuset lat. Obserwuje z uśmiechem nasze malutkie, ludzkie krzatanie, hojna, słodka i dobra.
Poza czasem lip mamy teraz czas wiśni. W sobote planuję większe zrywanie, na razie podjadamy z drzewa, dojrzewają, sa cudownie kwaśne, soczyste, nabierają słodyczy z każdym dniem, malując się rumieńcem. No i Wiśnia Leśmiana śpiewa się w głowie, gdy na nie patrzę;)
"Jedni wierzą w śpiewające ptaki,
Inni w gwiezdne na błękicie znaki,
A ja ciebie będę czcił w twej krasie,
Wiśnio, wiśnio! Już ku zmierzchom ma się!"
I ostatni czas - czas lawendy. Poczyniłam wianek lawendowy do sypialni, zbieramy lawendę do suszenia, na syrop, ale zostawiam też dużo na krzaczkach dla pszczół i innego drobiazgu. Lubię lawendę. Mam takie skojarzenia francusko - perfumeryjne, ale też mydlane, dziewczęce, czyste; lawenda, płótno, biel, pranie na sznurku, krochmalone kołnierzyki, sukienki z falbankami, panna Lawenda od Montgomery i taki nienachalny szyk, wdzięk, dobry gust. Lawenda zabiera mnie ze świata rozczochranych Leśmianów i płanetników letnich do świata dziewcząt z pensji, zapachu prasowania i równo poskładanej pościeli. Od razu mam ochotę sprzątać i robić pranie:)
A to - nie mogłam się oprzeć - pająk jubiler. Naciułał diamentów deszczu:)
A na koniec, dla wszystkich wiersz lipcowo - wieczorny, napisany przez Średniego. Dla mnie kwintesencja lata, cudowny absolutnie;)
(zdjęcia jeziorne z letniego wypadu dwa lata temu)
DOKĄD ZMIERZA WIECZÓR
Wieczór donikąd nie zmierza
taszcząc się sennie i jakby od niechcenia
po firmamencie lipcowego boga,
boga słoneczników i lawendy, ulotnej rosy
i spływających warkoczy burz, przetaczających się gniewnie
a jednak równie ospale, co ten Wieczór, przez życie
nieuchwytnych nietoperzy, rzeszy szlachetnych pszczół
muszych perypetii i mrówczej arystokracji
Wieczór donikąd nie zmierza
dojrzewa razem z dzikim winem, potyka się o pośpiech
mąci taflę nieboskłonu purpurą swych snów na jawie
ale o czym może śnić Wieczór,
jeśli nie o zaczętych książkach i gazetach
przykrywających umęczone twarze śniące w bujanych fotelach
jeśli nie o tarasach i pustych szklankach
albo elektrycznych wiatrakach i ich mechanicznym rytmie
ulgi przeplatanej skwarem
Wieczór donikąd się nie śpieszy
jest ojcem niedzieli
awatarem wieczności
I apogeum malarskiego talentu
zaklęty w geometrycznym układzie szkarłatnego cienia
albo pieniącym się na chmurach słońcu
Wieczór czyni nas nami, tak jak południe czyni pszenicę pszenicą
i jak północ czyni noc nocą
Wiele określa i określa go wiele
więcej niż drzemki, więcej niż dzikie wino, niż furkotanie nietoperzych skrzydeł
niż kolor czerwony, niebieski i czarny
Bo jest niebieski, niebieski i w równym stopniu ziemski
profanosacrum, sacrumiprofanum
Nietykalny, dotkliwy, uczuciowy, nieczuły
śni o nadchodzącej nocy
to wartownik na granicy nadziei
Muzykę wieczoru słyszy się w trawach, łąkach i lasach
w westchnieniach odpoczywającego Boga
i jest ona kołysanką, jest ona obietnicą
utkaną ze zmarnowanych chwil beztroskiego lenistwa
których dług zaciąga u nas Wieczór
Melodia popołudnia niesie słowa pociechy, stąpa cicho
po łanach zbóż, opalonych plecach, zroszonych potem czołach
i piersiach unoszących się w rytm lekkiego snu
Wieczór zawiera się w szklanych dzbankach bez wody
w których schną plastry cytryny i mięta
Wieczór jest koroną dwudziestu czterech godzin
które zamykają krąg wschodów i zachodów
słońca i losów
Wiersz dla mnie absolutnie cudowny, choć jestem bardzo prozaiczna. Wieszczę wielkie uznanie. Ogród również, tu jednakże osiągalna sztuka dla śmiertelnika.
OdpowiedzUsuńŚredni w zasadzie pisze do szuflady, tylko jeden tomik wspólnie ze mną popełnił:)Ale cieszę się, że lubi to i potrafi chwycić za serce:)
UsuńJak miło do Ciebie zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńPięknie... cudny wianek i lipa jaka piękna :)
Moc serdeczności przesyłam
Zawsze się cieszę z wizyt na blogu. Jakbym prawdziwych gości miała pod lipą na herbatce:)Serdeczności też!
UsuńKalino, to miejsce jest niezwykłe, jakby zaczarowane, jakby było z innego lepszego wymiaru..Dobrze tu być, bo TU serce rośnie i z zachwytu wyciska łzę ♥♥♥
OdpowiedzUsuńDziękuję, też tak czuję - tu oddycham i celebruję każdy dzień:)
Usuń