Te ziemniaki rosną na tekturze, położonej na trawę, a na tekturze jest gruba warstwa popieczarkowej ziemi kompostowej. To miał być nasz permakulturowy eksperyment - myślę, że widać, że się udał. Zobaczymy jesienią plony:) Wszystko jest przykryte warstwą zrębków liściastych - ziemniaki nie są okopywane, ale podsypane zrębkami dwa razy, w miarę, gdy rosły. Podlane dwa razy gnojówką z pokrzywy, a potem dwa razy wodą z popiołem drzewnym. Są wysokie jakioś na pół metra, zdrowe, kwitną, trawa nie przebija, stonek niemal nie ma, pojedyncze tylko owady wybieramy, znaleźliśmy też kilka listków z jajkami, zerwaliśmy, zniszczyliśmy, póki co ziemniaczki rosną pięknie. A teraz niżej dyniowate: sąsiedni zagonek.
A to samo miejsce w kwietniu wyglądało tak: widać, jak wyglądały początki pracy. Takie mało obiecujące:) Trawa skołtuniona, gęsta, ziemia torfowa, teren dośc niski. Nie mogę się nacieszyć efektami:) Pomysł Miłego, jego idea, wspólna nasza praca i wykonanie. Bez jego wsparcia nie wyszłoby z tego nic, jestem niesamowicie wdzięczna i szczęsliwa, że się udało:) I zagonki, i szklania, i wszystko.
Lubię zdjęcia przed i po - widać na nich zmiany, siłę natury, uczę się cierpliwości, by czekać, aż przyjdzie czas i z nieśmiałych początków rozwinie się coś pięknego. Szklarnia.
Dwa, trzy miesiące temu i dziś
Warzywnik podkuchenny, od strony południowo - zachodniej:
- zaczęło się skromnie, najpierw zagonek dwa na dwa 2017 rok
Potem, bez nawiezionej ziemi, na naszych marniutkich glebach jakoś rosło, powiększyłam kawałek, wycinając darń, 2018, ale roślinki skromniutkie:
Wiosna 2020, rewolucja - wydłużony, nakryty częściowo kartonami, zasypany warstwą kompostu popieczarkowego, który trzy mieisące leżakował jeszcze pod niebem, słońcem i deszczem.
I efekty po czterech miesiącach:
Jeśli kogoś zachęcę do podobnych eksperymentów, uwierzcie, warto! Choćby dla tej radości, gdy patrzy się, jak urosło. Zdrowe, smaczne, własne. Jarzyny i miłość:)
I poranne słońce
Czy tylko ja widzę trzy zdjęcia, inne nie otwiera, a tak jestem ciekawa wyniku.
OdpowiedzUsuńI ja nie widzę zdjęć, śledzę postępy na bieżąco.
OdpowiedzUsuńGillenia to ta z własnego chowu czy z sadzonki?
Może teraz będzie dobrze, wrzuciłam zdjęcia bezpośrednio.Gillenia z sadzonki. Z nasion mi nie wzeszła.
UsuńWarzywa giganty! Gratuluję efektów ciężkiej pracy.
OdpowiedzUsuńNieprawdopodobne! Rosną jak zaczarowane. Dla mnie, mieszczucha, to niemal magia, że można samemu takie rzeczy wyhodować.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za Pani wpisy. Cieszę się, że są ostatnio tak liczne. Lubię tu zaglądać. To takie "okno" na normalność w tym stojącym na głowie świecie.
Mozna, to nie jest trudne:) większośc roboty robi ziewmia, słońce, deszcz z Bożej łaski:)Wkladamy tylko pracę roąk i można się uczyć, z roku na rok lepiej jest:)
UsuńJa też się bardzo cieszę, że ktoś mnie czyta. Lubię dzielić się swoim światem:)
Siła miłości jest przeogromna, to dzięki niej takie efekty..a tę miłość widać TU jak na dłoni :) ♥
OdpowiedzUsuńTak, do roślinek jak do dzieci:)
Usuń