02 listopada 2017

Sto mil ciszy

"Czas płynął, a deszcz nie przestawał padać. Żadnej jeszcze jesieni tyle nie padało. Doliny wzdłuż wybrzeża nasiąkły wodą, która spływała z gór i pagórków, i ziemia butwiała zamiast wysychać. Lato wydawało się nagle tak dalekie, jakby go nigdy nie było, drogi od dom do domu wydłużyły się i każdy siedział schowany u siebie."

Nadszedł on. Miesiąc czytania "Doliny Muminków w listopadzie", Symfonii Listopadowej Oskara Milosza, miesiąc czarnych liści, dziwnych, bezlistnych, cichych  lasów, ciemnych ranków, nieskończonych wieczorów, ogacania duszy się czym się da - tak jak ule ogaca się przed zimą, żeby nie umarł z zimna złoty szum.
W ogrodzie mamy tak. Jeszcze trochę złota. Ale to już stare złoto, przykurzone szarością, popiołem, który został po złotej jesieni.



Liście, wyprane z koloru, nabiegłe brązem, antracytem. Pod deszczami i mrozem niedługo szczernieją. Liście w wodzie. Liście na drzewach w kalinowym lesie, za domem. Buki, które sadziliśmy z Miłym starają się jak mogą, paladyni lasu, żeby trzymać jeszcze wysoko sztandar koloru.
Ale polegną niedługo i oni.






Uśmiecham się, kiedy patrzę na tę rudą złotość. Jeszcze kilka dni nadziei.



Są grzyby. Dziwne grzyby, z innej planety, śliskie, kolorowe, budzące zaciekawienie Małego. Rosną na deskach, na pieńkach, spijając listopad ze zbutwiałej kory. Obchodzimy je ostrożnie, bo jeszcze okaże się, że chodzą i skaczą. Nawet ogród ma swoje listopadowe strachy.




Perukowiec jak rubiny. Taka cisza wokoło. Żadnych głosów ptaków, jakby lato zabrało je ze sobą, w walizce. W kalinowym ganeczku na powitanie gości latarenki. Zapalam je o zmierzchu. Teraz nam trzeba światła, dużo, dużo. Świece w całym domu, naftowa lampa, kominek. Mam wrażenie, że wieczorami przed domem stoi ciemna Buka i czeka, cierpliwie.
A przedwczoraj spadł pierwszy śnieg. Ale stopił się, nim wyszłam z pracy i zrobiłam zdjęcie.
Nie poddawajmy się, zawsze w listopadzie można się schować w ciepłej kuchni, jak Filifionka. I zagrać na harmonijce.
Tide lo, tide lu. Przed nami listopad, nasze sto mil ciszy.



"Ostatni dom stał całkiem samotnie pod ciemno­zieloną ścianą świerkowego lasu i tu naprawdę zaczynało się pustkowie. Włóczykij szedł coraz szybciej, prosto w stronę lasu. Wtedy w ostatnim domu ktoś uchylił drzwi i bardzo stary głos zawołał:

- Dokąd idziesz?

- Nie wiem - odpowiedział Włóczykij.

Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy."

7 komentarzy:

  1. Czas otulania się szalami nadszedł...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet jeśli Buka podeszła blisko, to tylko po to, żeby się ogrzać.... Łendi

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając Twoje słowa zdałam sobie sprawę, że i w mojej głowie zrobiło się ciszej, spokojniej ... - tak dobrze :) Piękna tabliczka z napisem, z mądrym napisem- zrobiłaś ją sama? Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla mnie listopad i grudzień,do Wigilii,to najgorszy okres w roku.Mam TOTALNEGO doła i ,wyjątkowo,czarne myśli.Po Wigilii coś w mózgu się przestawia,bo zaczyna powooolutku dnia przybywać,i już jest inaczej.A po Nowym Roku to już TYLKO rzut beretem do wiosny i znów na.....hacjendzie. No,to....byle do WIOSNY!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma czym się przejmować, jesień to bardzo piękna pora roku, należy dziękować Najwyższemu, że ją mamy. W Afryce byliby szczęśli mogąc pomieszkać choć trochę w jesiennym deszczu. Tak więc należy wielbić jesień!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że on jest, ten listopadowy czas. Możemy wsłuchać się w ciszę i w siebie, uważniej w głosy bliskich. Pielęgnować wspomnienia. Dobrze, że na dworze chłód i mrok, bardziej doceniamy dom, ciepło, ogień, światło, wełniany koc i kubek z gorącą herbatą.. lubię jesienną melancholię, nawet ten smutek i szarość, to wszystko jest dopełnieniem, tego kompletu barw którymi życie jest malowane. Świadomość przemijania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, uwielbiam Muminki.. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)