07 stycznia 2021

O makaronie, przyjaźni kocio - rekiniej i babie ziemniaczanej. Oraz sernik.

 Żeby dobrze rok zacząć i mieć silne wsparcie pozytywnych emocji na niepewne czasy, zabraliśmy się z Miłym za robienie domowego makaronu. Przepis na makaron jest banalny; dwie szklanki mąki, dwa żółtka, dwa jajka, szczypta soli i trochę oleju. I oczywiście, maszyna do makaronu i najlepiej mąż do kręcenia maszyną. Żeby ciasto wychodziło cieniutkie, szczelina między rolkami musi być wąziutka, co sprawia, że rączką kręcącą to się człowiek ostro namacha. Ja robiłam za pomoc makaronowa, podsuwając płaty ciasta pod te drugie, krojące na paski rolki i wyciągając drugą stroną. Maszynę made in italy zakupiła przezornie mama Miłego, przewidując cięższe czasy, gdy w sklepach makaronu może zabraknąć, a nawet jak jest, to nie tak kusząco wspaniały jak ten domowy.

Naprawdę potrzebowałam tej radości. I miękkiego, żółciutkiego ciasta z szczęśliwych jajek. Wymyśliłam sobie, że z pieczarkami, cebulką i sosem tymiankowym będzie idealnie.

No więc makaron domowy robi się tak (bez maszynki też można, tylko nawałkować się trzeba bardziej)

 

Zagniatamy ciasto. Tak z kwadrans najmniej, póki się nie ugniecie na kulkę. Jak za suche, dolewamy oleju lub dorzucamy jeszcze jedno żółtko. Wody lepiej nie.

 
Kulki zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na godzinkę. Potem, co kto może - albo rozwałkowujemy na stolnicy, albo jak mamy maszynkę do makaronu, to maszynka nam zrobi takie cienkie makaronowe firanki.


 
A tak maszynka ciacha wstążki. Można sobie węższe lub szersze robić.

 
O takie na przykład:)

 
Przesypujemy lekko mąką, podsuszamy, przebierając palcami i rozluźniając, to bardzo przyjemne,  przy okazji mamy makaronoterapię. Przypomina mi się od razu jak babcia makaron robiła... i łazanki...:)

 
I gotujemy. Z czym kto chce. Ja lubię też z zasmażką i białym serem. Gotuję 7 minut grube wstążki i 5 minut cienkie.


 
I sosik. Smażymy, mieszamy z pomidorowym ajvarem i jest. 
Teraz robiąc przerwę od jedzenia, bo dzisiaj noworoczny post kulinarny mi wychodzi, pokażę wam Rybcię. Rybcią Mały nazwał zamówionego w ramach prezentu rekina z ikei, do przytulania. Co z tego, że piętnaście lat ma chłopak. Chłopcy są tak samo lepsi jak dziewczyny, powiedział kiedyś Średni i ma rację. Chce chłopak przytulanego rekina Rybcię, ma. Tyle, że Rybcię najbardziej polubiła kicia.
Najpierw początki były dość chłodne. W końcu zajęli oboje ten sam fotel.

 
Z czasem lody zostały przełamane.


 
By eksplodować prawdziwym uczuciem




Spora ta zabawka dla kota:)
A wracając do kulinariów, to na urlopie domowym popełniłam jeszcze babkę ziemniaczaną i sernik. Babkę z dyni muscat de provence i ziemniaczków, sernik wiadomo.
Z kruszonką. Ale jak słusznie zauważono i uświadomiono mnie, postanowienie noworoczne jest noworoczne. Jeden dzień nowego roku wypełniłam? Wypełniłam.
No to baba i sernik do kawy:)





Na maśle, na mielonym twarogu, na czterech szczęśliwych i zółciutkich wiejskich jajkach.
I wiadomość - zamówiłam nasiona! Pochwalę się planami po niedzieli.


1 komentarz:

  1. Ciepło, cudnie, i pysznie... Uroczo jak zwykle! Pozdrawiam noworocznie, Kalino!!! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)