"Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę."
Kiedy nadeszła? Czy tego zimnego poranka, gdy o szóstej rano termometr sam sobie nie dowierzał? Czy wtedy, gdy znalazłam pierwszy dojrzały orzech? Gdy wykopałam kartofle? Gdy rysowaliśmy w szkole wesołe kalosz?
Nie zauważyłam. A ona już przyszła, stanęła w drzwiach z walizką, dynią pod pachą, w kaloszach, domaga się kubka rozgrzewającej herbaty i najlepszego miejsca przy kominku, z kotem na kolanach. Tak, tego miejsca:)
Z jesienią mam tak, jak z kwitnieniem bzów. Zależność odnośnie bzów wyjaśniła mi kiedyś mama: otóż kwitną u nas wtedy, kiedy się nie da nimi nacieszyć, bo przeważnie pada i jest zimno. Jesień przychodzi, gdy wracam do intensywnej pracy, czas wolny wyrąbuję jak górnik przodek, a oskomy i chęci mam więcej, niż możliwości. Iść oglądać mgłę w lesie, kiedy trzeba wykopywać buraki pomiędzy sprawdzaniem diagnozy na wejściu czwartoklasistów, a rozkoszowaniem się drylowaniem śliwek i wąchaniem zapachu powideł z pieca? No pewnie, że iść. Jeszcze tyle byłoby do pisania, nie wystarczą tu żadne słowa, pisał Gałczyński. Nie, nie wystarczą. Więc oprócz słów biegam za wszystkim, chwytam te cuda i wypadają mi z rąk. Chcę robić wszystko, jestem zachłanna na jesień. Chcę ustawiać na schodach malutkie dynie, układać buraki w skrzynkach, pestkować słoneczniki, fotografować nasz śmieszny, czerwony traktor, suszyć liście w moim królewskim notesie, pisać, robić powidła i oglądać pająka, plotącego pełne rosy koronki. Pić herbatę z kotem na kolanach, wycierać ze śliwek mgiełkę, jak meszek na winogronie, zaglądać za wiewiórką na leszczynę i suszyć pranie na sznurku w sadku, żeby pachniało wiatrem. Włóczykijom jest łatwiej, biorą swój plecak, harmonijkę, zwijają namiot i idą przez tysiące mil lasu i padającego deszczu, ale muminkowe kaliny muszą przygotować dom na zimę, napchać piwnice, spiżarnie, posadzić tulipany...
Odnośnie tulipanów, to Duży przywiózł mi trzy cebulki ze zjazdu socjologów, więc z ogromnym zaciekawieniem będę czekać wiosny, w jakim kolorze zakwitną. Powiedziałam to Małemu, a on na to uspokoił mnie, że :
- Sto procent rodziny będzie zadowolone, mamo.
Taki statystyczny żarcik socjologiczny, ha. Mały chodzi w czarnym, jesiennym płaszczu i domaga się glanów, więc tak. Już taka pora. Muszę się mentalnie przygotować. Kiedy przyjdą ziąb, deszcze i wichry zedrą z brzóz złote sukienki, glany i czarny płaszcz będą jak znalazł.
Tak więc, mam złoto, rudość, dynie, jabłka, śliwki, koty, diagnozy, ciągle świeże pomidory, jest na sercu ciepło...
A Kulka teraz wygląda tak:
„Zwierzęta w naszym życiu nie zjawiają się bez powodu:
udzielają nam nauk o tym, jak zostać lepszym człowiekiem"
(Cesar Millan, Zaklinacz psów)
Piękne zdjęcia! Pozdrawiam Cię jesiennie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, teraz jesień buszuje wszędzie:)
UsuńPiękniejszych zdjęć nie widziałam! aż chce sie dotknąć i powąchać to wszystko! żyjecie w uroczym miejscu.
OdpowiedzUsuńPiękny tygrys z tej kulki.Kolory na pyszczku przepiękne.
OdpowiedzUsuńPiękny wiersz i nostalgiczne zdjęcia. Życzę dużo zdrowia.
OdpowiedzUsuń