Taka moja prywatna ucieczka do szafy, w której ciepło, miękko i bezpiecznie. Książka mojego dorastania, archetypiczna i w ogóle. Naj.
Pisałam już na którejś z wcześniejszych odsłon, jak książkę zohydziło mi nieudane tłumaczenie, a raczej- wróć- drugie tłumaczenie, w zasadzie chlubnie wracające do oryginału. Ale ja wyrosłam na tłumaczeniu gdzie bohaterka ma na imię Joanna, a jej ukochany Edward. I koniec. Nie mogę zaakceptować faktu, że w oryginale ( i kolejnych tłumaczeniach, np Agnieszki Kuc) mamy Valancy i Barneya!
No więc czytam Joannę, jak ucieka z domu pod różowiejącym niebem, a wszyscy zmarli Stirlingowie przewracają się w grobach. A Edward przyjeżdża rozklekotaną ciężarówką. I osty chwieją się jak pijane czarodziejki.
Mam jesienna chandrę i pielęgnuję ją.
Słucham niepokojącej muzyki.
Np Ane Brun
Takie dni też są potrzebne.
Jak ciemna ziemia, w której wyrosną kwiaty.
O!!
OdpowiedzUsuńja też dziś bardzo pielęgnuję moją chandrę ;)