17 lipca 2015

Wakacyjna Księga Radości - drogi i bezdroża. Oraz warzywnik.






16 lipca. Gorąco. Zrobiliśmy z małym dobre dwadzieścia kilometrów po drogach i bezdrożach, a było to tak.

Najpierw pojechaliśmy do małej wioseczki O.  przez las. Wioseczka urokliwa, na opłotkach witają  nas jazgotliwe gęsi, w sennych, ociężałych upałem sadach zielenią się papierówki, pachnie sianem.


Jabłka jeszcze kwaskowate, ale w trawie już ich sporo, może spadają od gorąca lub suszy? Przypomina się piosenka pasterska: ogrody piękne, moje ogrody... mruczę sobie, jak to szło? To Miłosz, prawda?

Gdy wiatr powieje, mienią się ogrody
Jak wielkie ciche i łagodne morza.
Piana po liściach przebiegnie, a potem
Znowu ogrody i zielone morza.
Góry zielone schodzące ku rzekom,
Gdzie tylko tańczy flecik pastuszka.
Kwiaty różowe ze złotą powieką,
Które tak cieszą dziecinne serduszka.

Ogrody, piękne moje ogrody!
Takich ogrodów nie znajdziesz na świecie.
Ani tak czystej, wiecznie żywej wody,
Ni takiej wiosny, zatopionej w lecie.

Tu trawa bujna do kolan się kłoni,
A kiedy jabłko w trawę się potoczy,
To musisz całą twarz przytulić do niej,
Kiedy za jabłkiem gonią twoje oczy.
Ogrody, piękne moje ogrody,
Takich ogrodów nie znajdziesz na świecie.
Ni takiej czystej, wiecznie żywej wody,
Ni takiej wiosny, zatopionej w lecie.



Za wioseczką rzeka. Zanurzona w zieleni, w lecie, w bezdrożach. Musimy rowery przeprowadzić przez chybotliwy mostek...



A rzeka wygląda tak. Obłoki nad rzeką, obłoki w rzece. I lekki wiatr.


 Droga wydaje się być zdziwiona, że ktoś się odważył tu zapuścić. Koleiny nawet nie wyjeżdżone, trawa i  pięciornik, rumianki, ani człowieka. Tylko my, gorące południe i tysiące skowronków.



Lepnica podstępnie oplatała nam stopy i łydki. Co to jest mamo, jakieś kulki? A po wspięciu się na skarpę, kolejna wioseczka R. po drugiej stronie rzeki. Znowu znajome domki w objęciach hortensji.


Jak te babuleńki, przycupnięte na ławeczkach robią, że ich hortensje wylewają się przez płoty, pysznią setkami kwiatów bez specjalistycznych nawozów, bez ziemi z odpowiednią kwasowością, na podlaskim piachu? Jestem bezradna nad tym cudem.


Żeby nie wracać na pusto, znowu narwaliśmy kocanków. A może kocanek? Nie mam pojęcia, profesor Miodek by wiedział.

  
Tyle podróży na dzisiaj. Po znojnym dniu odwiedziłam jeszcze wieczorem warzywnik, żeby nazrywać szparagowej fasolki na jutro i zwyczajnie popatrzeć na zachodzące słońce nad baldachami kopru.

 

 Ogrody piękne moje ogrody... Nagietki, warzywa, kwiaty, kapusta obok aksamitek, cały ten cudny wiejski chaos, który tak uwielbiam. I głęboka satysfakcja, ze wszystko to wyrosło z naszych nasionek, z pracowitego kopania i pielenia...
 

I jak tu  nie kochać lipca?

16 komentarzy:

  1. Muszę koniecznie wybrać się i ja i narwać kocanki , żeby zasuszyć. Wspaniale działa na wątrobę :)
    Świetna wycieczka , fajnie tak wyruszyć w piękne, sielskie miejsca :)
    Pozdrawiam , Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wątrobę nie próbowałam, ale na humor i dobre myśli idealne, rozchmurzaja każdy dzień tym swoim złocistym kolorkiem:) Dziekuję za pozdrowienia!

      Usuń
  2. Do zobaczenia w sierpniu!

    OdpowiedzUsuń
  3. matko kochana jak pięknie!!!!!!!!!!! i jaki ogród!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Obecnie wraca się do tego wiejskiego chaosu w warzywniku. Dzięki niemu rośliny są zdrowsze i odporniejsze, a my dłużej cieszymy się naszymi plonami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo Maminka, dziękuje w imieniu ogrodu i pracowitych rąk, które się nim zajmowały. Co prawda średnioopielony, ale i tak dla mnie cudny, a jego bogactwo jeszcze sfotografuję, bo bób już jest i inne cuda:)

      Wietrzyku - zawsze wiedzialam, że skoro babcie i prababcie tak sadziły w ogrodach kwiaty, warzywa, wszystko razem, to jest w tym jakis sens:) I faktyczni,poza stonką nic nas nie atakuje,stonka jest obojętna na wdzięki nagietka:)

      Usuń
  5. Dziękuje za piękną , wycieczkę , chłonę zapach jabłek , traw i cieszę się cudnymi widokami . Powoli zdrowieję i myślę że sierpień powitam choćby krótkim spacerem za miasto .Małgosia

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas, w zachodniej Polsce prawie nie ma już takich tradycyjnych warzywno-kwiatowych ogrodów za to najczęściej mozna spotkać połacie trawników otoczone szpalerem iglaków. Jakie to smutne!
    Tęsknię za latem spedzonym w sieradzkim ogrodzie-sadzie babci. Było tam wszystko - truskawki, fasolka, róże , mieczyki, maciejka, grusze, wiśnie , jabłonie, śliwy... i wiele, wiele innych.
    Gdzie jestes, Babciu, gdzie jesteś, raju dzieciństwa?

    OdpowiedzUsuń
  7. Piekna wyprawa i piekna z niej relacja. Az chciało by sie wskoczyć na rower i też jechać gdzie oczy poniosą, jakąś drożyną, nad jakąś rzekę przez wioski z babuleńkami na ławeczkach i ich hhortensjami wylewającymi sie barwnym kwieciem zza płotów;-) Swoją drogą też zastanawiam sie jak one to robią. Niezmiennie zachwycają mnie w wiejskich ogrodach hortensje właśnie i ostróżki w milionie odcieni błękitu. To dar od Boga chyba takie kwiaty wyhodować. Wtedy nawóz niepotrzebny.
    Pozdrawiam cieplutko (nawet upalnie;-) i czekam na kolejny wpis w wakacyjnej księdze radości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę że znalazłam bratnią duszę zakochaną we wsi :) Bedę zaglądać z przyjemnością . Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiele myślałam na temat tych wspaniałych hortensji i doszłam do wniosku , ze ich bujność to kwestia odmiany. Są to prostu stare, od lat uprawiane w tym samym miejscu rośliny, nie nowomodne hybrydy, które jak z łaski wypuszczają trzy ukwiecone pędy na sezon, pomimo bycia nawożonymi drogimi specyfikami. Moje panny , pięknie rózowo- granatowo-purpurowe ( na foto reklamowym) tak właśnie kwitną.
    Niedawno posadziłam przy domu jedną z najstarszych odmian powojnika Jackmanii w miejscu, gdzie praktycznie nie dociera deszcz i doczekałam się burzy dużych fioletowych kwiatów.
    Wniosek - co nowe, nie zawsze dobre. Stara poczciwa hortensja Annabelle sprawdza się w każdych okolicznościach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jej...cudności...te domy żyją swoim, spokojnym życiem, łąki puste, spokojne, nie ma wbitych pomarańczowych palików ani tabliczek z napisem "teren prywatny-wstęp wzbroniony"... Moja latorośl wreszcie spuściła z tonu i tym samym doczekała się roweru. Od wczoraj szaleje, próbuje, "wyczuwa", może i my w weekend wypuścimy się na wycieczkę za mostek...ciekawe czy nowy właściciel już rzekę nam płotem ogrodził...

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękny ten mostek - jak z bajki; nic tylko wypatrywać wodnika w szuwarach. A kuleczki i oplatanie nóg kojarzą mi się raczej z przytulią (swoją drogą świetnie się nadaje również na ordery dla dzieci - mój synek jest zawsze przejęty takim odznaczeniem;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham wieś, rzadko ją opuszczam. Lato na wsi jest urokliwe.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak sobie patrzę na te domki i porównuję do wsi wschodniomazowieckiej - niemal identyczne. Zaciekawiła mnie historia polskiej architektury drewnianej, hmmm... trzeba będzie coś o tym poczytać ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)