15 lipca 2015

Wakacyjna Księga Radości - zapach dzikiej róży


Gdzie ucieka ten czas? Chyba w to samo miejsce, gdzie moje włosy, napisał kiedyś Bill Bryson. Ja bym napisała trochę inaczej - ucieka tam, gdzie płatki dzikich róż. Przyznaję się, przegapiłam czas ich kwitnienia, zajęta przygotowaniami do wesela, w dodatku susza i upały zrobiły swoje, dzikie róże u nas prawie przekwitły. Prawie. Znalazłam jeszcze trochę różanych żywopłotów i tyle kwiatów, by starczyło mi na malusieńki słoiczek różanej konfitury. Coś czuję w tym szczęściu rękę, a raczej pióro Konstantego Ildefonsa, który z kawiarni "Niebiańska" zagrzewał mnie do wytrwałego szukania po rozdrożach. 



Za Dzikiej Róży zapachem idź
na zawsze upojony wśród dróg -
będzie cię wiódł jak czarodziejski flet
i będziesz szedł, i będziesz szedł,
aż zobaczysz furtkę i próg.

Dla Dzikiej Róży najcięższe znieś
i dla niej nawiewaj modre sny.
Jeszcze trochę. Jeszcze parę zbóż.
I te olchy. Widzisz. I już -
będzie: wieczór, gwiazdy i łzy.




Przy okazji znalazłam dziurawce. Bardzo piękne.  Jeszcze parę zbóż, jeszcze te brzozy, te olchy... I oto są. Jakieś kilka kilometrów dalej, okazałe, różane zasieki. Pełne czerwieniejących już owocków...


Ale jeszcze kilkanaście, jeszcze kilkadziesiąt pachnących personifikacji różanej duszy dla mnie.


A potem wróciłam sobie zupełnie inną drogą, nie odwiedzaną przez lata.  Trochę na pamięć, trochę w urokliwym zapomnieniu, nie mając pojęcia gdzie wyjadę i co znajdę.




Znalazłam spokojne pola, obłoki i ciepły wiatr. 

Dzika Różo! Świecisz przez mrok.
Dzika Różo! Słyszysz mój krok?
Idę - twój zakochany wiatr.
 

Znalazłam tez polanki macierzankowe i czym prędzej  uplotłam wianki, pomrukując z zachwytem mruczankę Demla.


Macierzanko, nie widzę cię,
tak bardzo zagubiłaś się w swym otoczeniu,

ale zda się, jakbyś tylko ty pachniała z sukni lata,

przyjaciółko pastuszków -

moja myśl nie jest odrobinę mniej zagubiona,

nie wiedziałem, że cię będę kiedyś nazywał siostrą.


Znalazłam też przy zagubionej dróżce leśne maliny. Ach ile malin, i jakie czerwone! By krew! Od razu Balladyna się przypomniała... A las był piękny, sosnowy, pachnący żywicą, z dywanami mchu i drobiazgiem trzmielin i leszczyn w dole. A maliny smakowały niebiańsko. Warto było przejechać te dziesięć czy dwanaście kilometrów, uśmiechać się do zdziwionych dzięciołów, odnaleźć na nowo zagubione ścieżki i  przywieźć do domu pachnącą dobroć różaną. Leżą teraz płatki w kolorze jutrzenki na białym płócienku i czekają, aż skończę pisać ten post pachnącymi malinami, macierzanką i różami palcami:) O tak, czas nie będzie na nas czekał, lato też, grający, brzęczący, kolorowy tabor Letniej Pani przejeżdża, gońmy go co sił w opalonych łydkach! Żeby przed jesienią i zimą załapać się choć na kawałek radosnej sarabandy, na jeden słoiczek konfitur, na dziesięć kilometrów błogiej włóczęgi, choćby we własnej okolicy i radosny powrót z podróży.  I nie przegapmy smaku leśnych malin, następne dopiero za rok:)


8 komentarzy:

  1. U nas już nie ma dzikich, leśnych malin. Ich smak, a zwłaszcza zapach to przypomnienie radosnych i beztroskich wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz... to cieszę się podwójnie, że u nas jeszcze są, maliny, jeżyny, borówki, jagody, poziomki... tylko prawie nikt ich nie zbiera już. Jakoś ludzie przestali. a szkoda.

      Usuń
    2. Jagody w lesie są, ale mało. A poziomki posadziłam sobie w ogrodzie pomiędzy jeżynami :)

      Usuń
  2. Natura jest taka hojna dla nas. W mojej rodzince ze mna odejdzie znajomosc lecznicza roslin i zbireractwo dobra lesnego. Co pamietam bylo przyjete z oburzeniem przez niektorych Europejskich rodem "tubylcow", "jak mozna wszystkiego dotykac i czesc nawet zjadac w czasie wypadow w trase". "Moi" nie stoja na polnych drogach aby w czasie wyjazdu rowerowego na campingu zjesc maliny czy tez wysyp jagod. Cos ty mamo! Zostaw to dla niedzwiedzi, my mamy przeciez te rzeczy caly rok w sklepie!" Moja odpowiedz: "Przeciez im zostawiam - grzyby! (na grzybach sie niestety nie znam, a tym bardziej na tutejszych). Na co moi rezolutni. "Grzyby to nie to samo, one nie sa slodkie!" Kazdego lata zbieram dla nich uparcie owoce lesne i biora z moich dloni, aby chociaz wiedzieli jaka jest roznica pomiedzy tymi - krajowymi i dzikimi a sklepowymi, czesto gesto z innych stron. Tez mysle o Balladynie przy zbieraniu malin, choc to tak odlegly czas. Wzruszylam sie tym wiatrem zakochanym i stapajacym ku rozy. Zawsze uwielbialam Galczynskiego, Lesmiana, Pawlikowska, Kochanowskiego, Konopnicka (czasem), ... Piekny tez nasz jezyk, tak bogaty a jednoczesnie konkretny. Jutro wylot. Omina mnie tutejsze zakwity, "moje znajome" lipy juz przekwitna. Kto bedzie zbieral moj majeranek? Wiem i jest mi smutno, ze nie zobacze kolibrow pijacych nektar ze specyficznych kwiatow w ogrodzie. Nazywam je duchami ogrodu. Niektore z nich sa tylko troche wieksze od trzmieli! Jeszcze nie wyjechalam a juz tesknie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia na wakacyjnych szlakach, dobrych wiatrów, pieknej pogody Watko:) Tak to jest z tęsknotami, ja tez tęsknię za domkiem gdy go zostawiam, ale wiem, że zyskam coś innego, czego nigdy nie zyskałabym nie wyjeżdżając. Może dobry wiatry zaprowadzą cię na Podlasie? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kalina, zapach dzikiej róży przemknął w tym roku i mi za szybko. A nic nie równa się przecież z ich zapachem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Konfitur z róży jakoś nigdy nie robiłam - za bardzo żal mi zrywać z nich te cudne sukienki, więc tylko wącham. Tyle samo mniej więcej zostało mi z malin - sam zapach na placach, ale tu już bez żalu - dużo większa jest radość ze zrywania i wkładania w dziecięce pyszczki niż z własnego jedzenia tych dobroci ;) W czasie ostatniej wyprawy udało mi się zebrać na raz poziomki, maliny i jagody - co za widok!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Gałczyńskiego, a najbardziej "wyspy szczęśliwe" i "rozmowę liryczną"
    Z róży w tym roku zrobiłam syropy.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)