17 lipca 2016

Posługi miłości



Wstałam rano, po siódmej byłam już na ogrodzie. Po deszczach warzywniak stał się mokrą, zachwaszczoną dżunglą. Prawie tydzień nie dało się wejść. I nagle odkrywam, że ogórki przerastają, fasolki dwa krzaki do wyrzucenia, bo spleśniały, a resztę trzeba zrywać natychmiast, szpinak postanowił sięgnąć księżyca, cukinie za chwilę zmienią się w armaty, jednym słowem- zakasuj, Kalino, rękawy.
Ale to jutro. Dzisiaj narwałam dobra ogrodowego tylko na obiad, bo dzieci przyjeżdżają i fasolka, młode ziemniaki, mizeria, to jedzenie bogów. I wlokąc te cuda do domu, myślałam o Babci.


Ta panna z prawej, z uśmiechem od ucha do ucha to młoda Kalina. Widać tudzież Dziadziusiów i kalinowe siostry. Robiliśmy najazd do Dziadziusiów co roku, na całe wakacje. I Babcia ogarniała całe to towarzystwo- oprócz nas jeszcze trójka dzieci wujków - i dorośli. I lato, zrywanie porzeczek, agrestu, kopanie ziemniaczków, lepienie pierogów, kto zje więcej, ja dwadzieścia, ja dwadzieścia pięć...

Pamiętam te ziemniaczki. Myła je pod kranem na dworze, do którego zlatywały się pszczoły, pić wodę. Ugotowane, wyrzucała z garnka w trawę, by odparowały. Z koperkiem. 
Nigdy nie myślałam, że trzeba je najpierw wykopać, umyć, cierpliwie oskrobać z młodej skórki, ugotować, by dać na obiad naszej czeredzie...

Ciasta. Z kruszonką, z morelami, porzeczkowe, szarlotka. Trzeba było na stolnicy wałkować ciasto, fartuch umączony, uśmiech na twarzy, babciu, a gdzie kompot z gruszek, a idź se przynieś z piwnicy, duszko...

Wlokę do domu mokre warzywa, w gumowcach.Myślę o Babci,  tak bardzo czule. Posługi miłości. Nigdy nie wypominane. Nigdy nie było: a ja dla was upiekłam, a macie być wdzięczni, a...

Posługi miłości są z wiersza, który bardzo lubię i już go tu pokazywałam. Absolutnie cudowny Hayden, w tłumaczeniu Barańczaka.

Cóż ja wtedy wiedziałem, cóż ja mogłem wiedzieć
o surowych, samotnych posługach miłości?





To słowo: wtedy. Cóż ja mogłam rozumieć wtedy? Cóż wiedzieć? Nic wtedy o bolących stawach, o cieżkiej głowie, wczesnym poranku, problemach z tym, skąd wziąć i na talerz włożyć, i ta przeszłość w sobie, w sercu, te wojenne wspomnienia, te borykanie się, to mozolne budowanie domu, ogarnianie wnuków pod skrzydła, modlitwa rano, jaskółki, lipa, pergaminowe, starutkie dłonie.

Ja miałam parujące ziemniaczki, pierogi, szalotki i najcudowniejsze lipce świata.

Cóż ja wtedy wiedziałam...

Ale wiem teraz. I dlatego wstaję rano, by przynieść z ogrodu fasolkę dla dzieci, bo przyjadą do domu na obiad.


5 komentarzy:

  1. Wczoraj oglądałam stare zdjęcia moich dziadków. Jak ja uwielbiałam z nimi być.
    Karmić kurki, głaskać króliki, a o tej porze zajadać się bobem prosto z garnka.
    Cudne wspomnienia.
    A słoiki wymyte czekają na lepszą pogodę, aby je napełnić czym się tylko da.
    Wspaniale jest mieć ogród, w którym wszystko rośnie i można zgarniać do domu
    kolorowe, pachnące, wspaniałe i do tego całkowicie za darmo!
    Pozdrawiam gorąco, Teresa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kalino, jak pięknie.. łza się w oku kręci na własne wspomnienia, łza wzruszenia, tęsknoty...
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypomniały mi się moje wojenne Babcie, od których nigdy ale to przenigdy nie usłyszałam słowa narzekan na ciężki los, jaki zgotowały Im życie.
    Dziękuję Wam za pyszne jedzenie - pyzy, rosoły, pierogi, szarlotki, serniki, placki ziemniaczane i wiele, wiele innych.
    Dziękuję za wszelkie mozliwe owoce z wielkiego sadu, świeze , jedzone prosto z grządki warzywa, róże, maciejkę, mieczyki i lewkonie.
    Słów mi braknie, zeby Wam podziękować.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech! Łza się w oku kręci.Było wszystko,od poziomek do orzechów włoskich.A teraz człowiek papierówki pragnie. Często jedno pokolenie buduje,a drugie rujnuje.Dziadziuś stworzył piękny ogród,a synowie.......rozp......Szkoda słów.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)