Rozogórkowało się. Sypnęło obficie, po deszczach,ogórki są grubiutkie, krępe, soczyste. Trzeba wybierać co dwa dni, bo przerastają w formę zeppelinów, a z tych to tylko pikle.
Pikle z curry też robię, z tego przykładowo przepisu.
Dwadzieścia cztery słoiki kiszonych. Teraz dwunastka konserwowych, z marchewką. I tak dzień za dniem, robi się rzeczy miłe i przydatne.
Tak dumam sobie, dlaczego robi się właśnie to, a nie coś innego. Robię ogórki, bo Babcia robiła. Dodaję liście wiśni, bo tak robił Tato. Mogłabym nie robić, jak pani Celina, która ostatnio w sklepie oznajmiała głośno przy wędlinach, że ona w tym roku nie, koniec, dość powiedziała, dokąd będzie ogrody zakładać, czy ona chociaż na starość na odpoczynek nie zasługuje, a to wiecznie - to pielenie, to dżwiganie, a potem słoiki i słoiki...
Ale przyjemnie jest mi napełniać słoiczki swoim, wyhodowanym dobrem. Znam te ogórki od nasionka, od pędu, od liścia. Taszczę je dodomu w wiaderku, w ubłoconych gumowcach. Lubię zapach angielskiego ziela i octowej zalewy. Więc... nie moge inaczej. Imperatyw lubienia, oprócz pożytków. Borges powiadał: powinnością wszystkich rzeczy jest dawanie szczęścia. Jeśli go nie dają, są bezużyteczne albo i szkodliwe. Tak więc ogórki dają mi szczęście, są zrehabilitowane:) Swoją drogą, wiśnie też. Oberwaliśmy je z całą ekipą domową i przytaszczyli do domu. Tak się prezentowały na ławce:
Słoiczki pełne dżemu stygną teraz ogacone pod białą ściereczką. Jutro napiszę etykietki, powędrują do piwnicy na zimowe wieczory, na smutki i chłód.
Pomidory zaczynają kraśnieć.
W kuchni zawisł żyrandolek, o taki:
A kiedy popołudnia przychodzą, ze światłem bawiącym się w jaśminie za oknem, z głosami kosiarek od sąsiadów tudzież kur sąsiednich, z ksiązką u boku, zmęczonymi stopami... to jest tak:
Co to ogacone są? Hihi, u Ciebie przedpołudnia trochę wcześnie się zaczynają. ;)
OdpowiedzUsuńPiękne ogórki, przepiękne. Też lubię i też babcia robiła przetwory i widok słoików jest po prostu archetypową dla mnie przyjemnością. Trochę myślę, że to przez babcię, trochę, że to po prostu jedzenie. Pozdrawiam serdecznie w ten czas plonów (mój ulubiony czas).
:)
Ogacone to takie otulone, żeby im ciepło było. Dziadziuś tak mówił o ulach, że trzeba je ogacić na zimę. Zegarem na zdjęciu się nie sugerować, moje zegary chodzą jak chcą:)
OdpowiedzUsuńTez kocham czas plonów, wiejskich pożytków:)
Ładnie. U nas (w centrum) się chyba tak nie mówi. Pożytki za to bardzo lubię, chociaż to Rej już tylko pewnie. :)
UsuńMyślałam, że wszyscy znają słowo "ogacić" :) Ciekawe w takim razie skąd się wywodzi, że w mojej rodzinie jest używane na porządku dziennym... Własne ogóraski, przetwory w ogóle, cieszą serce i dają jakiś taki wewnętrzny spokój gdy się patrzy na równe rządki w piwnicy. I pyszna konfiturka wiśniowa na chłodne wieczory....
OdpowiedzUsuńU nas też się mówiło "ogacić", najczęściej coś na zimę, żeby miało ciepło.:) Też jestem ciekawa, skąd się wzięło.
OdpowiedzUsuńJa też lubię robić przetwory. Raz że wiem, co wkładam do słoików, dwa, że dają takie jakieś poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Miło, że się owoce i warzywa nie zmarnowały. I tak jak napisała Ankha - wewnętrzny spokój, że są zapasy na zimę. Poczucie bezpieczeństwa dla rodziny.:)
Fajny żyrandol. Uwielbiam grę światła na kryształkach. Jako dziecko miałam z tym problem w kościołach, bo gapiłam się na żyrandol i zapominałam o całej reszcie.:)))
Dopiero 15 lat mam swój ogród (rodzice nie mieli). Najpierw były rośliny ozdobne, później stopniowo dochodziły pietruszka, koperek, szczypiorek... Teraz nie wyobrażam sobie roku bez ogórków, pomidorów czy kabaczków. Ich świeżość, smak i zapach nie do podrobienia :)
OdpowiedzUsuń