17 listopada 2018

O nadejściu zimy i drugiej dolinie

Wtedy w ostatnim domu ktoś uchylił drzwi i bardzo stary głos zawołał:
- Dokąd idziesz?
- Nie wiem - odpowiedział Włóczykij.
Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy.




Dzisiaj pierwszym mrozem i tym cytatem z Doliny Muminków w listopadzie zaczęła się u nas zima. Wyszłam na werandę zrobić zdjęcia do ogrodu, było bardzo zimno, ale stałam tam i czułam się jak ci wszyscy w Dolinie, którzy posprzątali dom Muminkówi mogli już odejść do swoich spraw. Co miało być zrobione, zostało zrobione. Donice z daliami schowane, liście z dróżek zgrabione w liściowe sterty, a liście pod drzewami zostawione na domki dla jeży i miłych owadów, szukających dobrych miejscówek na zimę. Co miało być zgromadzone w piwnicy, spiżarni, blisko, przy sobie, na zimę, w słoiki, złote, rumiane, pachnące latem - zostało zgromadzone i zabezpieczone. Są ziemniaki w workach i węgiel na zimę. Drewno z lasu zwiezione na rozpałkę. Cztery pory roku się domykają własnie zimowym, czystym jak akord akcentem. Na krzesło tarasowe wskoczyła teraz sikorka i łypie na mnie wesołym oczkiem.





Zamykam jesień Muminków, zaczynam zimę. I jak to Wuj Truj powiedział, zimą człowiek robi się strasznie stary. Czytam sobie fragmenty Tove, "Lata", z jej biografii, co prawda o kończeniu lata, ale do kończenia się jesieni też pasuje.

"Babka zawsze lubiła tę wielką przemianę(...)wszystko otrzymywało swoje własne miejsce i nie mogło mieć innego."
I fragment z listów:

"Gazety, telefony, telegramy, poczta, stosy poczty, góry, lawiny, obcy ludzie, przemówienia, masa słów i nigdy sama.
Nigdy, przenigdy sama.
(...)Zostawiłam dość wysłużoną letnią werandę Muminków, zarzuciłam pisanie o tym, co jest pod ochroną, co trwa na pewno  i spróbowałam zrobić książkę o tym, że może być jak diabli. (...)
Oto druga dolina, o której zapomniałam."



 



Zima każdemu pokazuje jego drugą dolinę, o której zapominamy w zakrzątaniu. Kocham ten czas, gdy "lawina musów" - jak nazywa ją Tove, "muszę to, muszę tamto" ustępuje i możemy jak Tove powtórzyć sobie szczerze - zrobić to, co się powinno, to nie to samo, co zrobić coś, bo się może".

No więc jest sobota, celebruję swoją pierwszą, zaczynającą się zimę, mróz, szron, chłód na uszach, cichy domek, czas dla siebie, moje - mogę i chcę. I wiecie co? To bardzo, bardzo miłe.






5 komentarzy:

  1. U mnie taki sam poranek... a ja zaplanowałam sobie jeszcze mieszankę ziemi, którą chcę wysypać w rabatę pod cebule tulipanów... Muszę poczekać do bliżej południa, kiedy będzie cieplej. Sikory atakują słoninkę jak szalone, jak się utrzyma mrozek to będziemy wywieszać drugą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sikorki cytrynowe , gile pomarańczowe.Na tle coraz mniej kolorowego świata prezentują się okazale.Wczoraj obserwowałam zza firanki gile pasące się na pęcherznicy.Zabawny widok bo wydziobywały i szybciutko wypluwały nasionka.A ja wbrew temu co powyżej słucham i siwieję (ale tylko na głowie).

    OdpowiedzUsuń
  3. Też lubię ten czas, gdy życie zwalnia... pod warunkiem, że rano wita mnie słońce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię Pani wpisy i zawsze czekam na nie niecierpliwie..
    Podobnie myślę,podobnie czuję i widzę to,czego często inni nie zauważają,bądż przechodzą obojętnie..
    Dziękuję;

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że zostawisz ślad :)