Wylewają strumyki, rozlewa rzeka na ugory i mokradliska. Przymarza nocami, w dzień słońce już przyjemnie jasne, mocniejsze, kusi pierwsze pączki. Połowa lutego, a widzieliśmy już lecące gęsi i żurawie. Z tego wszystkiego w sobotę chcę porobić porządki w szklarni, przygotować miejsce pod sianie rzodkiewki, rukoli, sałaty. Tęskni się za swoimi zielonymi listkami. Świeżym szczypiorkiem.
Już mam prawie wszystkie nasionka na nowy sezon. Ten rok u mnie będzie trochę skromniejszy, posadzę mniej, ale chcę pozmieniać układ w ogrodzie, trochę inaczej zagospodarować rabatki. Marzę o piwniczce hobbiciej... i chcę więcej malin. Złotych i czerwonych.
Na spacerze spotkałam sąsiadkę z kijkami, pogadałysmy o tym, że wiosnę powoli czuć w powietrzu, narwałam bazi. Tak, pierwsze, puchate bazie już mięciutko bielą się na wierzbach w zalanych rowach.
Ewa Pilipczuk:
Na cztery wiatry otwórz okno,
ziemia już pachnie przebudzeniem.
Wyjdą na spacer, chociaż chłodno,
wtulone w siebie nasze cienie.
Tak, powietrze ma już inny zapach! Jest nadzieja :)
OdpowiedzUsuńPolami, polami, po miedzach, po miedzach
OdpowiedzUsuńPo błocku skisłym, w mgłę i wiatr
Nie za szybko, kroki drobiąc
Idzie wiosna, idzie nam…
Byle do wiosny...Już niedługo.
OdpowiedzUsuńPięknie rozlała się wam rzeka. U nas Bug niestety nadal w korycie, a wiosna jak to wiosna przyjdzie w swoim właściwym czasie:)
OdpowiedzUsuń