To była któraś z dawnych zim. 50, 60, 64, 66? Dawno. Wspominałam o tym pewnie, ale ta historia wypływa ze wspomnień co roku.
Babcia Miłego słuchała popularnej "toczki" - był to mały głośniczek radiowęzłowy, umieszczany prawie w każdym domu, popularnie zwany też Kołchoźnikiem. Wisiał wysoko, pod sufitem. Na poczcie znajdowała się bazowa stacja. Leciał jeden program, można było co najwyżej wyciszyć, albo wyłączyć. Puszczano polskie przeboje, lecieli Matysiakowie, Jeziorany, propagandowe audycje, jedynie słuszna wizja świata, a czasem przepisy kulinarne. I tam, w tej toczce, babcia usłyszała, jak zrobić jeżyka.
Prawdopodobnie była to zastępcza wersja kutii, być może nieprawomyślnej. Taki makowy jeżyk wcale się ze Świętami nie kojarzył. A babcia doszła do wniosku, że owszem, kojarzy się jak najbardziej. I tym sposobem na stole świątecznym rodzinnym u Miłego co roku, zawsze był jeżyk. Babcia, Mama Miłego robiła, a teraz ja.
Sparzony mak, przekręcony dwa razy, posłodzony miodem, z bakaliami, z pokruszonymi ciastkami wewnątrz i z ciastkowymi kolcami na zewnątrz. Można było dodać ryżu ugotowanego. wtedy był mniej słodki. Miał oczka, nosek, ryjek i ogonek. Żeby ładnie stężał, można było też dodać żelatyny, ale ja wolę rozpuszczanej na ciepło czekolady.
A toczka wyglądała tak. Zdjęcie pochodzi ze strony Radia Białystok, TU można usłyszeć piękny audioreportaż pani Doroty Sokołowskiej, Radio bez skali.
A jeżyk wigilijny w tym roku prezentuje się tak:
Co poza tym powiem, Święta mjają spokojnie, przygotowania były umiarkowane, z towarzyszącym mruczeniem. Kilka potraw, obowiązkowe bubliczki, pielmieni i makowiec. Wigilię spędziliśmy u Mamy, było kolędowanie rodzinne, wczoraj odwiedzili nas moi byli uczniowie z gwiazdą, klarnetem i odśpiewaną męskimi głosami kolędą. Teraz jest najlepszy dzień, odpoczywamy w domu, pali się w kominku, koty mruczą i zalegają gdzie się da, są jeszcze pierożki i resztki jeżyka, dużo prezentowej herbaty, cisza, brak pośpiechu, przestrzeń dla myśli, wierszy, plumkającej muzyki. Naprawdę, z każdym rokiem, im bardziej jestem starsza, tym bardziej Święta stają się spokojniejsze, cichsze, kryją się w głębi swoim sensem, jak korzenie roślinek pod pierzyną śniegu. Potrzeba mi coraz mniej i coraz prościej.Jestem wdzięczna sercu, że prowadzi mnie w tę stronę.
Poranek bożonarodzeniowy przywitał mnie takim widokiem w kuchni:
Kto tu jest najładniejszym świątecznym prezentem?
A za oknem polukrowany świt grudniowy.
No to, Zima w Milanówku, całkiem jak u nas:
I korzeń sosny i ten wrzosu
Pod śniegiem dobrze jest ukryty
W ogrodzie zima tańczy boso
Biała - jak białe greckie mity
Na szafie siedzi kot uczony
I czyta Sein und Zeit od końca
Przez ogród lecą trzy gawrony
Widać krwawiący zachód słońca
Jak miło do Ciebie zajrzeć. Taki spokój od Was bije. Świąteczne pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńTo przez 4 koty z pewnością ; ) Wzajemnie pozdrawiamy bardzo mocno!
UsuńJak przyjemnie. U nas plucha
OdpowiedzUsuńU nas dzisiaj świeciło słońce i zrobiło się wręcz przedwiosennie, wyjrzała trawa i zielona pietruszka na zagonku:)
UsuńA ja nadal twierdzę,że koty są bezkonkurencyjne i kradną każde show.Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę...Niech się Wam wiedzie i wszystko dobrze układa...
OdpowiedzUsuńTaki ostatnio był świetny podcast o makowych wynalazkach na święta :) To w każdym domu inaczej się nazywało. U mnie tata robi kutię, ale to jest nowa tradycja. Wrzucę Ci linka, bo to niesamowite, że jak Polska długa i szeroka z tym makiem kombinowaliśmy: https://www.facebook.com/nakarmionastarecka/videos/527700909311456
OdpowiedzUsuń