Mira kiedyś napisała w swojej pracy, że Bóg stworzył ogrody, a diabeł miasta. Każde miasto jest infernum.Gdzie Beatrycze, co za rękę wyprowadzi? Ale lubię błądzić po tych infernalnych podwórzach, a potem wyjść do uczesanej, oswojonej przestrzeni rynku, kafejek ulicznych, grajków, bagietek, strzyżonych drzewek, gołębi i dziewcząt w apaszkach i z roześmianymi oczyma.
Tak, to lubię...
Lubię też, kiedy miasto ogarniają cytrynowe światła. Przypomina mi się wtedy Błękitny Zamek i fragment, gdy Edward z Joanną wjeżdżają starą ciężarówką do Port Lawrence.
"Zapadał zmrok. W przejrzystym, cytrynowożółtym powietrzu zapalały się światła i migotały niczym gwiazdy. O tej porze własnie Joanna najbardziej lubiła miasto. Zjedli najpierw niebywale smaczne pieczone kurczę, a potem poszli do kina. (...)wrócili do domu, zostawiając za sobą zastraszającą smugę skandalu."
No to Zaz dla wszystkich.
Kochajmy miasta.
Byłem w Paryżu rowerem w tamtym roku, nie wiele mam lepszych wspomnień, nad wino z serem u brzegu Sekwany. Ale i w Warszawie można odkryć trochę tego wielkomiejskiego piękna. Może często ludzie pożytkują zapał w złą stronę, ale są momenty, kiedy jest się dumnym ze swej stolicy, z małej uliczki nie dostrzeganej przez większość, gdzie na murze pędzlem namalowane jest okienko, parapet, kwiat...
OdpowiedzUsuńCzy Sekwana jest tak samo szumiąca jak Bug czy Narew?I ma ważki, trzciny i świerszcze, których można słuchać, jak się już naje sera?:)
OdpowiedzUsuń