Jest to stan podobny do gorączki złota, tyle, że zamiast złota są kwiaty i zieleń.
Robi mi się coś dziwnego; wszystkie sprawy umykają na dalszy plan, a ważne jest tylko to, by zanurzyć się w zieleń, jak leśmianowy topielec, by nurzać się, pić do dna, łapać szczęście za uszy i w ogóle cieszyć się, że jest wiosna.
Wszystkie sprawy ważne stają się nieważne.
Siedzę w ogrodzie, zamiast pisa ć, ba, nie chce mi się nic, poza siedzeniem w ogrodzie.
Strach, że wszystko mija. Wisnie przekwitły! Muszę zdążyć się nacieszyć jabłoniami, nim zrobią to samo... a tu bzy... muszę nawąchać się bzów, bo zaraz skurczą się, spopieleja ich magentowe baldachy, znikną słowiki, przekwitną pierwiosnki...
Wiosna jest okrutna, za szybko mija.
A tak w ogole, dzwonię wczoraj do Dużego, który z powodu matur ma rozszalały plan lekcji i wolnego po uszy, więc pod nieobecnośc czmychnał mi z domu. Dzwonię na komórkę, rzecz jasna.
- Wziałeś pieniądze na bilet?
- Wziąłem- burczy, zmęczony chyba moją troskliwością matczyną.
- A lekcje spakowałeś?
- Spakowałem...nie, nie spakowałem. Pojechałem bez plecaka. I portfela tez nie wziąłem, w domu został.
- A komórkę wziąłeś chociaż???
Chwila milczenia po drugiej stronie. A potem Duży mówi ostroznie, jakby z chorym rozmawiał.
- Nie, z kalkulatora dzwonię...
Ech... wiosna.
Wiosna nie jest okrutna. Wiosna dobrze wie co robi. Szampan najlepiej smakuje po łyku wody.
OdpowiedzUsuńTaak, maj potrafi zawrócić w głowie... I jak tu wysiedzieć w biurze?! Serdeczności
OdpowiedzUsuń