Wracamy ze szkoły. Po śniegowej grudzie, powoli, ciężko. Ja na obcasach.
- Ojoj! Auć! Trzymaj mnie!- co jakiś czas chwytam Średniaka za ramię, by uchronić się przed klasycznym wywinięciem orła. Idę drobnymi kroczkami, jak Chinka.
- Ty i te twoje obcasy...- burczy Średni- Bo chcesz z gracją chodzić, bo ładnie... Założę się, że nawet na basen założyłabyś płetwy na obcasie, mamo...
W końcu musimy zejśc na szosę, bo chodnik nie do przejścia.
- Mamusiu, wejdź na chodnik- jęczy mały- Bo samochód jeszcze cię przejedzie!
- Tylko ja mam wejść na chodnik? A Średni?- wskazuję na istnienie brata też zagrożonego staranowaniem przez ciężarówkę. Mały myśli i myśli, w końcu odpowiada:
- On może zostać, najwyżej będę miał w końcu komputer dla siebie...
Nie ma to jak brat :)))
OdpowiedzUsuńRozmawialismy jeszcze o relikwiach i opowiadam Średniemu, że gdzies tam mieli jako relikwie dwie głowy Jana Chrzciciela, a gdzieś tam mleko Marii. I dodałam żartem: ciekawe, jak to mleko ściągnęli. A Średniak do mnie: jak to nie wiesz jak. Z internetu...
OdpowiedzUsuńświetne teksty ! hehe podobają i się Wasze dialogi :))
OdpowiedzUsuń