25 czerwca 2013

Czwarta rano

Czwarta rano. Budzę sie o tej godzinie, zawieszonej między nieuchronnie odchodzącą nocą, jak Małgorzata Bułhakowa, zawinięta w czarny płaszcz - a między znajomym, dzwoniącym porankiem.
Do czwartej rano pasują słowa: jeszcze nie.
Jeszcze nie muszę ubrać się, budzić dzieci, otwierać drzwi, gotować mleka, smażyć omletu na śniadanie,  brać prysznica, prasować koszul. Jeszcze nie.

Mogę niespiesznie pić kawę z mlekiem, patrzeć za okno, na perły rosy na jaśminie, szare niebo, na wstające słońce, nieśmiałe, malujące smutkiem nosy liliowców pod świerkami. Myśleć o wszystkim, o czym nie ma sie ochoty mysleć za dnia, a co świt przynosi nam czyste, wymyte, jasne, odarte z pozorów.
O świcie jest się samotnym, ale dzielniejszym, niż w nocy. Wie się, co trzeba zrobić.
Poranne słońce odbija się w liściach bzu, a ja wstaję nakarmić króliki i zrobić kakao, stróż domku swego.



1 komentarz:

Dziękuję, że zostawisz ślad :)