Zostało poczucie ulotnego, ale silnego szczęścia i zupełnej adekwatności siebie tutaj: tak, nasze miejsce, dom, ogród, sójki, złocista jesień, cisza i białe złocienie w pajęczynkach i rosie. Błękitów i szarości nie brakuje, mimo chmur, pola już zaorane, szosa wije się między nimi w rudościach i złocie, a każdego dnia mniej koronkowych żółcieni na brzozach. Powolne przenikanie się jesieni z czasem wcale nie boli, wszystko wydaje się właściwe, na miejscu.
Można wędrować po zarośniętym ogrodzie - nikomu już się nie chce kosić - i zbierac liście sumaków. Można podjadac przesiąknięte deszczem maliny. Zerwać wesoły jarmuż na sok. Przynieść drzewa do kominka. Można pogadać z królikami. Odwiedzić mostek przy szkole i poszukać wodnika w ciemniejącym prądzie. Albo stac długo u okna i patrzeć, jak ciemność zagarnia szeleszczący od deszczu ogród. Pachnie wilgocią, wykopałam kanny i zapakowałam w skrzynki do piwnicy, tak samo warzywka. Marchewek obfitość, ziemniaczki duże, udane. Szale i wełniane skarpety wywędrowały z czeluści szafy na honorowe miejsca, kominek mruga wesołym okiem, a drożdżowe bułeczki, tu nazywane pluszkami, z gorącym mlekiem rozchmurzają najciemniejszy wieczór.
„Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne.”
"Nic z uroczego nieporządku, jaki zwykle w lecie panuje wokół domu, ani grabi, ani wiadra, ani zapomnianego kapelusza, nic z tych wszystkich swojskich rzeczy, które czekają na następny dzień"
"A potem niech sobie sztormy, ziąb i ciemności przychodzą kiedy chcą. Niech tłuką się o ściany szukając po omacku wejścia, i tak go nie znajdą, bo wszystko jest zamknięte, a w środku siedzi ten, kto był przezorny, siedzi i śmieje się, zadowolony"
"Las uginał się od deszczu, drzewa tkwiły w zupełnym bezruchu. Nagie krzaki czarnej jagody były żółtozielone, a żurawiny ciemne jak krew. Ale paprocie były czarne."
To oczywiście Muminki w listopadzie. Nadszedł czas, herbata jest gorąca, a tęsknoty w sercu układają się na zimowy sen, czekając na nowe wiosny, lata i kwadryliony marzeń. Sójko, kochana, prowadź nas głębiej w jesień, jesteśmy gotowi.
Ja też widziałam dzisiaj dwie sójki :) i powiedziałam im, że nie jestem jeszcze przygotowana na dalszą jesień. One niestety odfrunęły, bo wiedzą, że jest coraz bliżej zimy :(
OdpowiedzUsuńHmmm....tak pięknie napisane, że tylko Hmmm mi pozostaje
OdpowiedzUsuńO, Gigo - jakaś sójkowa pora? Czyżby rzeczywiście szykowały się za morze? Z tą gotowością to przychodzi samo, przyroda nie czeka; dzisiaj przymrozek dobił resztę moich pelargonii, a na orzechu nie ostał się ani listek chyba. Czy chcemy, czy nie, czas obróci kołem i za jakiś czas znów zadzwonią dzwoneczki Bożego Narodzenia. Mocno i ciepło pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMamusiu Maminka- lubię twoje hmmm:)
lubię i jesieni czas, i Muminki, i herbaty aromaty i Twoje wpisy. Rozmarzam się...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń